Rozdział 12

17K 478 70
                                    

-...no i zadzwoniła do niego ta cała Allison z jakąś sprawą, a chwilę potem Evans odwiózł mnie do domu - mruknęłam.

Siedziałyśmy z Jasmine na dziedzińcu szkoły. Opowiadałam jej wszystkie wydarzenia od momentu wyścigów, łącznie z nocną wyprawą na plażę.

- Kto by pomyślał.... William Evans ma jednak serce - Jasmine parsknęła śmiechem. - A kim jest w ogóle ta cała Allison? Nie chodzi do naszego liceum.

- Nie wiem - wzruszyłam obojętnie ramionami. -  Ale jej nie lubię, i chyba z wzajemnością. A gdzie jest Chase? Miał być w szkole godzinę temu - burknęłam.

- Pojechał gdzieś z Callumem. Musisz jakoś przekonać twoją mamę, żeby puściła cię na tą imprezę - nalegała dziewczyna. - To w końcu pierwsza taka impreza, na której będziemy razem.

- Wiem... - westchnęłam. - Ale dopóki nie poprawię matmy, w życiu mnie na nią nie puści. Choćby sami rodzice Chase'a mieli ją namawiać, ale jest uparta jak osioł i nic nie zmieni jej zdania.

- To musimy znaleźć ci nauczyciela - stwierdziła Jas po namyśle. - Chase coś wspominał, że Feliks jest Einstein'em w tej dziedzinie. Nie wiesz, kiedy wraca?

- Nie odzywał się do mnie odkąd poleciał na ten obóz piłkarski, ale miał być na nim chyba 2 tygodnie.

Ta kwestia była dla mnie niezrozumiała, ponieważ byłam blisko z Feliksem. No, może nie aż tak jak z Chase'm, ale jednak. Więc dlaczego milczał i nie odbierał, gdy dzwoniłam? Muszę porozmawiać o tym z blondynem, kiedy łaskawie zjawi się w szkole.

- Czyli wychodzi na to, że wróci dopiero na imprezę basenową - na twarzy Jasmine pojawiło się zrezygnowanie.

- Coś wymyślę - machnęłam ręką. - A ty jeszcze nie opowiadałaś mi, jak to się stało, że na wyścigach to Salvatore odwiózł cię do domu. W bohatera się bawi czy jak? - spojrzałam na dziewczynę z rozbawieniem, kiedy na jej policzkach pojawiły się rumieńce.

- Jakiego bohatera? Mówiłam, że źle się poczułam i że zadzwonię po taxi, ale zaproponował, że odwiezie mnie do domu i tyle. Nic się nie wydarzyło, jeśli o TO ci chodzi... - odwróciła wzrok, a jej twarz przypominała kolorem buraka cukrowego.

Po chwili rozbrzmiał się dzwonek informujący o rozpoczynającej się lekcji.

- Uratowana przez dzwonek - zakpiłam.

Zaraz poszłyśmy w stronę sali, na moją ukochaną biologię. Wyczujcie ten sarkazm.

Na poprzedniej lekcji oddawaliśmy projekty grupowe, a dzisiaj Anders miał nas oświecić o naszych wynikach. Byłam jeszcze kilka razy u Salvatore, by dokończyć ten projekt i wyszło całkiem nieźle, więc miałam nadzieję, że i Anders tak myśli. W przeciwnym wypadku doda mi to tylko problemów.

Zajęliśmy swoje miejsca, a mężczyzna po zapisaniu nowego tematu lekcji zaczął rozdawać nam nasze prace. Po chwili i na mojej ławce pojawił się oceniony projekt. Nie wierzę własnym oczom, ocena jaką dostaliśmy to A+. Spojrzałam w niemałym szoku na niezbyt zadowolonego nauczyciela. Chyba myślał, że po raz kolejny mnie obleje.

- Widzę, że pracowanie z Salvatore dobrze na ciebie działa, panno Rasmussen - sarknął psorek, idąc dalej.

Odwróciłam głowę w stronę patrzącego na mnie wspólnika i uniosłam w górę kartkę z punktacją i oceną. Chłopak puścił do mnie oczko i wrócił do rozmów z kapitanem szkolnej drużyny, który był jego dobrym przyjacielem.

Moim kiedyś też... Ale to było za czasów, kiedy jeszcze chodziłam z Markusem. W tamtym czasie należałam nawet do grupy cheerleaderek. Wszystko się tak zmienia, kiedy odchodzi od ciebie ktoś, kogo kochało się całym sercem, a przede wszystkim ty sam się zmieniasz.

Moje rozmyślania przerwało głośne pukanie do drzwi, a potem brawurowe wejście do klasy, i to Chase'a. Popatrzcie tylko, moja zguba się znalazła.

Anders wywrócił oczami i już nawet tego nie komentował. Spóźnianie chłopaka na lekcje było normą.

- Przepraszam za spóźnienie - burknął obojętnie i zajął miejsce obok mnie. - Siema, zołzo. Dlaczego twój telefon od soboty jest niedostępny, hm? - spojrzał na mnie z wyrzutem.

- Przez twoją "niespodziankę" po imprezie mam szlaban - rzuciłam mu zirytowane spojrzenie.

- Czy to oznacza, że ten wredny babsztyl nie puści cię na moją imprezę?

Chase nie lubił mojej mamy. Zawsze twierdził, że mnie ogranicza i nie pozwala korzystać z życia. A w świecie Chase'a to dosłownie zbrodnia.

- Dopóki nie poprawię ocen z matmy nie mamy nawet co o tym marzyć.

- Że też mój głupi kuzyn musiał teraz wyjechać - burknął blondyn, z niezadowoleniem.

- A skoro już mowa o nim... Wiesz, dlaczego się do mnie nie odzywa? - spojrzałam na Chase'a z przymróżonymi oczami, kiedy ten spiął się na moje pytanie.

- Um... Ciągle mają jakieś treningi albo mecze. Pewnie dlatego - wydusił z siebie, na co wywróciłam oczami. Ani trochę w to nie wierzyłam, ale to Feliks powinien się tłumaczyć, a nie Chase.

- Ale żeby wstawiać zdjęcia z chłopakami z drużyny na Instagram, to już ma czas? - zadrwiłam. Wiedziałam, że Chase coś wie, a skoro się nie chwali to znaczy, że chodzi o coś ważnego.

Po skończonych lekcjach blondyn odwiózł mnie i Gryffin do domu. Po drodzę z rozmarzeniem opowiadał nam o tym, jak Callum zabrał go do swojego rodzinnego miasta i nauczył się ubijać masło na gospodarstwie jego dziadków. A kiedy próbował wsiąść na konia, skończyło się to twardym lądowaniem na krowim placku. Po usłyszeniu tej nowinki przez resztę drogi śmiałyśmy się z chłopaka, aż był zmuszony do podgłośnienia radia, żeby nas zagłuszyć.

                                     *****

- Znalazłam dla ciebie korepetytora - oznajmiła szorstko moja rodzicielka, kiedy siedziałyśmy przy stole i jadłyśmy obiad.

- Jakiego znowu korepetytora? - zapytałam znudzona, dziubiąc w nadal pełnym jedzenia talerzu.

- Syn Pana Salvatore'a jest dobry z matematyki, a że uczycie się w tej samej klasie, na pewno pomoże podgonić ci niezrozumiały materiał.

Ja się chyba przesłyszałam.

- Żartujesz sobie, prawda? - prychnęłam, unosząc na nią zdenerwowany wzrok. Ona jednak nic sobie z tego nie robiła i kontynuowała dalej.

- Dzisiaj o 17 zaczynacie. Jeśli napiszesz następny sprawdzian na pozytywną ocenę, puszczę cię na basenową imprezę do Chase'a.

Jasne, już widzę króla pawia w roli nauczyciela.

- Nie było innych korepetytorów? Musiałaś wybrać akurat jego? - wywróciłam oczami, odsuwając od siebie talerz z jedzeniem.

- Jego rodzina jest szanowana w tym mieście, a teraz przyda nam się obecność takich ludzi po tym, jak bezczelnie naruszyłaś naszą nieskazitelną opinię, idąc na jakiś głupi wyścig.

- Do końca życia będziesz mi to wypominać? - odparłam półgębkiem.

Jej grobowe milczenie przerwał dzwonek do drzwi.

- To pewnie Mikael. Otwórz proszę i bądź miła.

Wstałam wściekłe z krzesła, mamrocząc pod nosem wiązankę przekleństw. Ruszyłam w kierunku drzwi.

Kiedy je otworzyłam, ujrzałam w nich dwóch policjantów ubranych w mundury służbowe, w tym Erica. To już chyba wolałabym, żeby to Salvatore w nich stał...

Dark Desire Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz