Rozdział 22

17.3K 489 267
                                    

Tydzień później...

Zmuszona przez matkę do rodzinnej kolacji, zajmowałam miejsce w restauracji razem z nią i ojcem.

Jak Derek ją do tego namówił? Przecież ona równie bardzo jak ja go nienawidzi.

Oboje mieli poważne miny i nie odezwali się ani słowem w czasie jazdy samochodem. Obawiałam się, że to, co od nich usłyszę, mi się nie spodoba.

- Możecie mi w końcu powiedzieć, dlaczego tu jesteśmy? - zapytałam znudzona, na co oboje przestali przeglądać kartę menu.

- Ojciec chce... - zaczęła ponuro matka i wbiła we mnie wzrok.

- Ojciec ma głos - przerwał jej Derek i spojrzał na mnie łagodnie. - Chcę, żebyś przeniosła się do mojego nowego mieszkania i zaczęła edukację w szkole w Nowym Yorku - kontynuował, ale ja przestałam go słuchać.

Jak to, kurwa, w Nowym Yorku?! Jak moja matka mogła się na to zgodzić?

Spojrzałam na nich pustym wzrokiem i zaśmiałam się gorzko.

- Nie będę się nigdzie przenosić, bo masz taką zachciankę. A ty... - spojrzałam na moją rodzicielkę z ogromnym żalem. - Zostawił nas, a ty chcesz mnie oddać w jego ręce?

- Znowu spotykasz się z tym chłopakiem - wysyczała. - Jest mordercą. Lepiej dla nas wszystkich będzie, jak odetniesz się od takich marginesów. W prywatnej szkole w Nowym Yorku nauczą cię, jak się zachowywać.

Czy ona miała na myśli Evansa...?

- On przynajmniej sprawia, że czuję się szczęśliwa. A ty wiecznie oczekujesz ode mnie, że będę doskonała! - uniosłam się i wstałam z krzesła. - Wy mnie nawet nie znacie i gówno wiecie, co będzie dla mnie dobre! - wrzasnęłam, tłumiąc napływającą złość.

Nie obchodziło mnie teraz to, że wszyscy się na nas patrzyli. Nie miało to znaczenia, kiedy wszyscy ciągle uważali Williama za najgorsze zło na tym świecie. On przynajmniej był prawdziwy, a nie jak ci "znajomi", w których stronę pchała mnie moja rodzina.

Moja matka zaczerwieniła się od złości: była o krok od wybuchnięcia, natomiast Derek ze spokojem mi się przyglądał.

- Masz rację, zawaliłem w roli ojca - odezwał się. - Ale chcę cię chronić. Po twoim liście zrozumiałem, że popełniłem ogromny błąd, zostawiając was. Chcę to naprawić - uśmiechnął się lekko w moim kierunku, na co miałam ochotę wybuchnąć jeszcze bardziej.

- Nie pisałam do ciebie żadnego listu, a ochroniarza nie potrzebuję. Najlepiej wracaj tam, skąd przyjechałeś. Radzimy sobie doskonale bez ciebie!

Gwałtownie odeszłam od stołu, wpadając na czyjś tors. Mruknęłam ciche "przepraszam", kiedy zobaczyłam, że to jakiś mężczyzna w wieku Dereka. Chciałam odejść, ale wtedy poczułam szarpnięcie za nadgarstek. Facet z powrotem zaprowadził mnie do stołu i puścił nadgarstek. Jakby nic się nie stało. Co to miało być?

- Dzień dobry. Nazywam się Lorenzo Martinez i mam propozycję nie do odrzucenia dla waszej córki - przedstawił się z tajemniczym uśmiechem na twarzy.

Mężczyzna był przystojny; miał ostro zarysowane rysy twarzy i bujne kasztanowe włosy. Srebrny garnitur był idealnie dopasowany do jego ciała, a jego świdrujące spojrzenie przeszywało na wylot. Idealnie przystrzyżona broda i gruby, wyniosły głos dodawały mu powagi.

Jego imię i jego wygląd dawały mi do myślenia. Te imię już gdzieś słyszałam...

- Nie rozumiem, jaka to propozycja? Kim pan jest? - Josline spojrzała z zdezorientowaniem na mężczyznę.

Dark Desire Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz