Rozdział 26

14.5K 448 139
                                    

- Nadzieja pozwoli ci żyć, Rassmusen. Już ci kiedyś mówiłem, że jesteś za dobra na ten świat. Nie powolę, żeby ktokolwiek cię tknął... - urwał, spoglądając na nadjeżdżający samochód. - To pewnie Callum - poinformował, gdy zobaczył światła nadjeżdżającego auta. Pośpieszył się z tymi wyznaniami, bo to nie był Johansson.

Wszystko działo się tak szybko. W naszą stronę jechał rozpędzony Jeep Grand Cherokee. Okno pasażera zostało otwarte, a chwilę później zaczęły się strzały. Strzały kierowane w naszą stronę, a poza nami nie było żadnych ludzi, rozmyli się w powietrzu. Ktoś to zaplanował. Nigdzie nie było ochrony, która zawsze kręciła się gdzieś koło bramy. Samochód nie miał rejestracji, a napastnicy mieli założone kominiarki.

Serce niemal mi stanęło, kiedy mężczyzna wycelował strzał w moim kierunku. Jakie to uczucie, kiedy wiesz, że możesz zginąć? Strach opanowuje twoje ciało, wprowadzając je do bezruchu. Nie jesteś na nią gotowy, nie ma już czasu na pożegnanie się z tymi, których kochasz. Wiesz, że odejdziesz na zawsze. I to w porządku. Śmierć jest ceną, którą płacisz za miłość.

Pogodzenie się z tym powinno dać spokój dla duszy. Zamknęłam oczy, czekając na wyrok śmierci. Ten jednak nie nastał. Moje ciało zostało przyciśnięte wprost w tors towarzyszącego mi chłopaka.

- Zawsze dotrzymuję słowa - odparł wprost do mojego ucha, powodując przyjemne dreszcze na moim ciele.

Ten zapach. Ten głos. Ten dotyk.

Czas stanął w miejscu. Trzymanie w ramionach ukochanej osoby było piękne, do momentu, aż zdałam sobie sprawę, co on właśnie zrobił. Stał się moją kamizelką. Ochronił mnie przed strzałem. Poczułam ciepłą ciecz, która zaczynała pokrywać coraz większą część koszulki Williama.

Na posesję wjechało jeszcze jedno auto. Auto Calluma. Z samochodu wysiadł razem z Matteo. Od razu zaczęli strzelać do intruzów. Spłoszony Jeep odjechał z piskiem opon, a Evans osunął się na ziemię, z trudnością łapiąc oddech.

Uratował mnie, a sam mógł zginąć. Natychmiastowo kucnęłam na ziemi, kładąc jego głowę na swoje kolana. Uśmiechnął się do mnie. Mimo bólu cieszył się, że nic mi nie jest. Jego oczy to zdradzały, a cwaniacki uśmiech nie opuszczał go nawet teraz.

Wyjęłam jego telefon z kieszeni, ponieważ swojego nadal nie odzyskałam. Wybierałam numer alarmowy, kiedy ktoś brutalnie wyrwał mi urządzenie z ręki.

- Nie zadzwonisz nigdzie - zakpił Matteo, chowając telefon do własnej kieszeni. - Chyba, że chcesz, żeby lekarze w więzieniu go zoperowali.

- Przecież oni chcieli nas zabić! Evans może umrzeć, do cholery! Jakim psycholem jesteś?! - krzyczałam, czując, jak bardzo staję się bezsilna w tej sytuacji. Mój ukochany mógł umrzeć. Zasłabł od utraty krwii, a oni nie pozwalali zadzwonić mi na pogotowie.

- To było tylko ostrzeżenie. Znajdziemy tego, kto to zrobił - dotarł do mnie ciepły i pocieszający głos Johanssona. Położył troskliwie dłoń na moim ramieniu, chcąc dodać mi otuchy. - Ale Matteo ma rację. To ty musisz zoperować Evansa. Dałaś radę z jednym postrzałem, dasz radę i z drugim.

Nie, nie, nie...

- Został postrzelony w plecy. Jeśli zrobię coś nie tak, uszkodzę rdzeń kręgowy. Może nawet przestać chodzić! Nie jestem przygotowana do przeprowadzenia takiej operacji. Zabierzmy go do szpitala - nalegałam. Moje policzki zalewały już chyba litry łez. Nie mogłam go stracić.

- Jeśli sobie nie poradzisz, to wyrządzisz tym przysługę dla świata. W końcu to morderca, a ty podobno jesteś grzeczną dziewczynką - Matteo wyglądał na zadowolonego ze swoich słów. Słów, które były nie na miejscu.

Dark Desire Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz