Harrego nie widziałam już jakieś dwa dni. Nie wiem po co się do niego przeprowadzałam, skoro cały czas go nie ma. Miał się mną opiekować, a nie znikać na cale dni. Wiem że to zabrzmi samolubnie, ale do cholery! Jestem w ciąży i mogę być samolubna. Tu chodzi o moje dziecko.
Wiem, że on nie wychodzi bez powodu. Modest ciąga go na różne gówniane imprezy, nagrywa płytę i jeszcze przygotowuje się do trasy koncertowej. Ma mnóstwo na głowie.
Z jednej strony ciesze się, że nie muszę na niego patrzeć, a z drugiej chciała bym go zapytać o parę rzeczy.A tak nie mam możliwości. Obiecał, że pójdzie ze mną do szkoły rodzenia. Już na to czas, a on jak tylko o tym wspomniał pewnie o tym zapomniał.
Za to mam Ginę. Ona jak dziewczyna Lou teraz ma pełno wolnego czasu, kiedy jej facet razem z Harrym robi karierę i ten wolny czas spędza ze mną z czego jestem bardzo zadowolona.
Mam kogoś na kim mogę polegać i kto zawsze mnie wysłucha i wesprze i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Moja pierwsza prawdziwa przyjaciółka. Jak to dziwnie brzmi. 24 lata a na koncie tylko jedna zaufana osoba. Trochę smutne, ale prawdziwe.
Przeciągnęłam się leniwie na swoim łóżku i ziewnęłam głośno.
- Cześć słońce-powiedziałam do swojego brzucha-jak się dzisiaj masz?-podobno mówienie o dziecka jest bardzo ważne i wpływa na jego prawidłowy rozwój-ja całkiem nieźle, tylko proszę następnym razem nie kom mamusi tak mocno dobrze?
Poleżałam jeszcze chwile w pachnącej pościeli i poczułam ze zarówno ja jak i moja kruszynka jesteśmy głodne. Zwlekłam się powoli z łóżka i założyłam obszerne dresy, które jako jedne z nielicznych były na mnie jeszcze dobre. Poszłam jeszcze umyć zęby i związałam włosy wysokiego kucyka.
Kiedy weszłam do kuchni która połączona była z salonem na kanapie zauważyłam śpiącego Harrego. Skulony spał nadal w garniturze, który miał na sobie. Jego krawat leżał na stoliku, a lśniące czarne buty, jeden za drugim rozwalone stały obok kanapy.
W tej chili zrobiło mi się go naprawdę szkoda. Pewnie wrócił nada ranem i nawet nie dał rady dojść do swojego pokoju. Mimo że go nienawidzę nie jestem maszyną bez serca. Też je mam. Dlatego właśnie poszłam do garderoby i z wielkiej szafy wyciągnęłam koc, którym następnie, wracając do pokoju, przykryłam ciało Harrego. Nawet nie drgnął, pogrążony w głębokim śnie wyglądał naprawdę słodko i niewinnie. Jak mały chłopiec. O tym że jest mężczyzną świadczył tylko jego zarost.
Zostawiłam go w spokoju i poszłam do kuchni przygotować sobie śniadanie. Naszła mnie ogromna ochota na omlet z pieczarkami i szynką, więc szybko wzięłam się do gotowania bo byłam naprawdę głodna.
Już po kilkunastu minutach w powietrzu unosił się przyjemny zapach jajek, smażonej cebuli i szynki. Aż mi ślinka ciekła na samą myśl, że zaraz pożrę cały ogromy omlet. Zrobiłam sobie do tego grzanki i wielki kubek herbaty.
Kątem oka sprawdzałam czy Harry śpi. Spał nadal i pewnie będzie spał do południa, ale i tak postanowiłam zrobić śniadanie i dla niego. Może się obudzi, nie zachowywałam się zbyt cicho. I zbytnio się nie pomyliłam. Kiedy własnie zaczynałam swoje śniadanie usłyszałam ruch na kanapie, a potem dwie dłonie wyciągnięte w stronę sufitu. Po chwili ukazała się cała sylwetka zaspanego Harrego, który ze zdziwieniem rozglądał się dookoła jak by nie wiedział gdzie jest. Przetarł zmęczoną twarz rekami i odwrócił się w stronę kuchni, na pewno za sprawą zapachów z niej dobiegających.
- Och-odezwał się jak by zobaczenie mnie był wielkim zdziwieniem dla niego.
- Cześć-odpowiedziałam obojętnie wkładając do ust kawałek omletu, który muszę przyznać wyszedł mi wyśmienicie.
- Hej-odpowiedział i powłócząc nogami ruszył od lodówki. Wyją z niej butelkę wody i wypił niemal połowę nawet bez jednej przerwy.
- Śniadanie dla Ciebie-odpowiedziałam wskazując na jego talerz który leżał na przeciwko mojego.
- Dla mnie?-spytał zdziwiony.
- Dla ciebie-przytaknęłam.
- Lena nie musisz...-zaczął ale przerwałam mu jednym ruchem reki.
- Harry, to tylko śniadanie.
- Dziękuje-odpowiedział siadając na przeciwko mnie.
- Smacznego-odezwałam się, ale chyba nie usłyszał, był tak zajęty jedzeniem, że świat dla niego nie istniał. Musiał umierać z głodu, bo skończył grubo przede mną.
- Dziękuje, było pyszne-odchylił się na krześle i pomasował po swoim brzuchu.
- Proszę bardzo-odpowiedziałam.
- Zapisałem nas do szkoły rodzenia-odezwał się po chwili.
- Och...-odpowiedziałam tylko, własnie miałam mu zadać to pytanie.
- Zaczynamy w piątek.
- A będziesz miał czas?-spytałam-nie widziałam Cię od dwóch dni.
- Dla mojego dziecka zawsze znajdę czas.