Rozdział 7.

12.1K 821 34
                                    

Harrego nie widziałam już jakieś dwa dni. Nie wiem po co się do niego przeprowadzałam, skoro cały czas go nie ma. Miał się mną opiekować, a nie znikać na cale dni. Wiem że to zabrzmi samolubnie, ale do cholery! Jestem w ciąży i mogę być samolubna. Tu chodzi o moje dziecko. 

Wiem, że on nie wychodzi bez powodu. Modest ciąga go na różne gówniane imprezy, nagrywa płytę i jeszcze przygotowuje się do trasy koncertowej. Ma mnóstwo na głowie. 

Z jednej strony ciesze się, że nie muszę na niego patrzeć, a z drugiej chciała bym go zapytać o parę rzeczy.A tak nie mam możliwości.  Obiecał, że pójdzie ze mną do szkoły rodzenia. Już na to czas, a on jak tylko o tym wspomniał pewnie o tym zapomniał. 

Za to mam Ginę. Ona jak dziewczyna Lou teraz ma pełno wolnego czasu, kiedy jej facet razem z Harrym robi karierę i ten wolny czas spędza ze mną z czego jestem bardzo zadowolona. 

Mam kogoś na kim mogę polegać i kto zawsze mnie wysłucha i wesprze i jestem z tego powodu  bardzo szczęśliwa. Moja pierwsza prawdziwa przyjaciółka. Jak to dziwnie brzmi. 24 lata a na koncie tylko jedna zaufana osoba. Trochę smutne, ale prawdziwe. 

Przeciągnęłam się leniwie na swoim łóżku i ziewnęłam głośno. 

- Cześć słońce-powiedziałam do swojego brzucha-jak się dzisiaj masz?-podobno mówienie o dziecka jest bardzo ważne i wpływa na jego prawidłowy rozwój-ja całkiem nieźle, tylko proszę następnym razem nie kom mamusi tak mocno dobrze? 

Poleżałam jeszcze chwile w pachnącej pościeli i poczułam ze zarówno ja jak i moja kruszynka jesteśmy głodne. Zwlekłam się powoli z łóżka i założyłam obszerne dresy, które jako jedne z nielicznych były na mnie jeszcze dobre. Poszłam jeszcze umyć zęby i związałam włosy wysokiego kucyka. 

Kiedy weszłam do kuchni która połączona była z salonem na kanapie zauważyłam śpiącego Harrego. Skulony spał nadal w garniturze, który miał na sobie. Jego krawat leżał na stoliku, a lśniące czarne buty, jeden za drugim rozwalone stały obok kanapy. 

W tej chili zrobiło mi się go naprawdę szkoda. Pewnie wrócił nada ranem i nawet nie dał rady dojść do swojego pokoju. Mimo że go nienawidzę nie jestem maszyną bez serca. Też je mam. Dlatego właśnie poszłam do garderoby i z wielkiej szafy wyciągnęłam koc, którym następnie, wracając do pokoju,  przykryłam ciało Harrego. Nawet nie drgnął, pogrążony w głębokim śnie wyglądał naprawdę słodko i niewinnie. Jak mały chłopiec. O tym że jest mężczyzną świadczył tylko jego zarost. 

Zostawiłam go w spokoju i poszłam do kuchni przygotować sobie śniadanie. Naszła mnie ogromna ochota na omlet z pieczarkami i szynką, więc szybko wzięłam się do gotowania bo byłam naprawdę głodna. 

Już po kilkunastu minutach w powietrzu unosił się przyjemny zapach jajek, smażonej cebuli i szynki. Aż mi ślinka ciekła na samą myśl, że zaraz pożrę cały ogromy omlet. Zrobiłam sobie do tego grzanki i wielki kubek herbaty. 

Kątem oka sprawdzałam czy Harry śpi. Spał nadal i pewnie będzie spał do południa, ale i tak postanowiłam zrobić śniadanie i dla niego. Może się obudzi, nie zachowywałam się zbyt cicho. I zbytnio się nie pomyliłam. Kiedy własnie zaczynałam swoje śniadanie usłyszałam ruch na kanapie, a potem dwie dłonie wyciągnięte w stronę sufitu. Po chwili ukazała się cała sylwetka zaspanego Harrego, który ze zdziwieniem rozglądał się dookoła jak by nie wiedział gdzie jest. Przetarł zmęczoną twarz rekami i odwrócił się w stronę kuchni, na pewno za sprawą zapachów z niej dobiegających. 

- Och-odezwał się jak by zobaczenie mnie był wielkim zdziwieniem dla niego. 

- Cześć-odpowiedziałam obojętnie wkładając do ust kawałek omletu, który muszę przyznać wyszedł mi wyśmienicie.

- Hej-odpowiedział i powłócząc nogami ruszył od lodówki. Wyją z niej butelkę wody i wypił niemal połowę nawet bez jednej przerwy. 

- Śniadanie dla Ciebie-odpowiedziałam wskazując na jego talerz który leżał na przeciwko mojego.

- Dla mnie?-spytał zdziwiony.

- Dla ciebie-przytaknęłam.

- Lena nie musisz...-zaczął ale przerwałam mu jednym ruchem reki.

- Harry, to tylko śniadanie.

- Dziękuje-odpowiedział siadając na przeciwko mnie. 

- Smacznego-odezwałam się, ale chyba nie usłyszał, był tak zajęty jedzeniem, że świat dla niego nie istniał. Musiał umierać z głodu, bo skończył grubo przede mną. 

- Dziękuje, było pyszne-odchylił się na krześle i pomasował po swoim brzuchu.

- Proszę bardzo-odpowiedziałam.

- Zapisałem nas do szkoły rodzenia-odezwał się po chwili.

- Och...-odpowiedziałam tylko, własnie miałam mu zadać to pytanie.

- Zaczynamy w piątek.

- A będziesz miał czas?-spytałam-nie widziałam Cię od dwóch dni.

- Dla mojego dziecka zawsze znajdę czas.

Never Yours || H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz