Razem z Leną prawie zamieszkaliśmy w szpitalu. Hollie, bo tak postanowiliśmy ją nazwać od dwóch tygodni leży w inkubatorze. Po badaniach okazało się, że ma wadę serca, która nie zniknie sama tylko potrzebna jest operacja. Taka mała kruszynka, a już potrzebuje operacji żeby tylko żyć.
Po raz pierwszy całym sercem cieszę się, że jestem gwiazdą. Moje pieniądze pozwolą mi zrobić wszystko co w mojej mocy żeby moja córka żyła. Dzięki swoim wpływom udało nam się szybko sprowadzić z Szwajcarii najlepszy zespół chirurgów, którzy zajmą się Hollie.
Lena wygląda jak trup. Jest blada, ma podkrążone oczy i sine usta. Ciągle płacze i bierze leki uspokajające. Ja jakoś trzymam się bez nich. Przynajmniej udaje, że tak jest. Bo kiedy kładę się do łóżka, z Leną przytuloną do piersi, sam rozpadam się na milion kawałków i cicho szlocham tak żeby jej nie obudzić.
- Będzie dobrze-powtarzam co jakiś czas całując ją po czole. Nie wiem nawet czy mnie słyszy bo szlocha tak głośno i chwiej się w tył i przód jak by była w jakimś transie.
Od trzech godzin siedzimy przed salą operacyjną i oboje czekamy na koniec operacji. Nasza najbliższa rodzina i przyjaciele czekają na dole w bufecie. Tylko nam pozwolili tu siedzieć jako, że jesteśmy rodzicami dziecka.
- Harry tak bardzo się boje-szlocha w moje ramie. Serce kraje mi się na jej widok. Boże, zrobił bym wszystko żeby nigdy nie patrzeć na taką Lene. Wygląda jak by miała zaraz oszaleć, a ja oszaleje razem z nią.
- Ja też-przyznałem-cholernie się boje Lena i zaraz zwariuje ze strachu jeśli czegoś się nie dowiem.
- Ona jest taka malutka, nawet nie trzymałam jej w ramionach...
- Ciii-powtarzałem kółko.
Nagle drzwi prowadzące na sale operacyjną zamaszyście się otworzył i wyszło z nich trzech lekarzy w niebieskich fartuchach.
W ekspresowym tempie podniosłem się z krzesła i pociągnąłem za sobą Lene, która ledwo sama stała na nogach.
- Operacja się powiodła-powiedział od razu jeden z nich, widząc nasze miny. Lena mocniej wbiła paznokcie w moje ramie wpatrując się jak urzeczona w lekarza- wszystko jest w w porządku. Wykonamy jeszcze dodatkowe badania żeby 100 procentową pewność ale już teraz mogę powiedzieć, że najgorsze jest za nami, teraz będzie tylko lepiej-uśmiechnął się do nas pokrzepiająco.
- Czy możemy ją zobaczyć?-spytała drżącym głosem Lena.
- Myślę, że nic nie stoi na przeszkodzie-odpowiedział lekarz-państwa córka została przewieziona do sali i śpi teraz w inkubatorze, mogą ją państwo odwiedzić.
- Dziękuje Panie doktorze-powiedziałem ściskając mocno jego dłoń.
- To moja praca panie Styles-odpowiedział-proszę iść do córki-dodał i razem z pozostałą dwójką zostawił nas samych na środku korytarza.
Stałem i wpatrywałem się w Lene czując jak po pliczkach spływają mi łzy. Nie hamowałem ich bo i po co? Płakałem ze szczęścia i z ulgi że moje dziecko będzie żyć, że jest zdrowe.
Objąłem Lene tak mocno i dałem wypłakać się w moje ramię. Płakała głośno i długo, cała się trzęsła w moich ramionach.
Ułożyłem ręce na jej twarzy, wytarłem mokre policzki i po prostu pocałowałem. Mocno i długo, przelewając w ten pocałunek wszystkie swoje uczucia i emocje. A ona po raz kolejny go oddała wtulając się we mnie jeszcze mocniej.
Teraz mogło być tylko lepiej.
- Chodźmy-powiedziałem i łapiąc ją za dłoń szybko pociągnąłem w stronę sali gdzie leżała Hollie. Zanim weszliśmy do środka oboje założyliśmy fartuchy i czepki, dopiero wtedy pielęgniarka wpuściła nas do środka. W sali, pod obiema ścianami, rozstawionych było kilka inkubatorów ale tylko jeden z nich był zajęty. Leżała w nim prawie niewidoczna gołym okiem maleńka istotka. Moja córka, moje największe szczęście i skarb. Nie mogła być większa niż moja dłoń.
Lena ścisnęła mocniej moje ramie kiedy oboje podchodziliśmy bliżej. Hollie cała pokryta była bandażami, a z jej malutkich ust wystawała rurka, na brzuchu i rękach poprzyklejane miała rożnego koloru diody. Ręce i nogi rozłożone miała po bokach a oczy zamknięte.
Po raz pierwszy ją widzę, moje serce przyspiesza, kiedy tak na nią patrze, a oczy napełniają się kolejną dawką łez. Tak bardzo chciał bym ją przytulić, pocałować jej małe czółko. Oddycha, a jej małe ciałko unosi się i opada niemal niezauważalnie. Takie maleństwo, a tyle już przeszło. Musiało walczyć o swoje życie już na samym jego początku. Oddał bym własne żeby tylko jej tego oszczędzić.
- Boże jest taka malutka-odezwała się Lena obok mnie. Prawie zapomniałem o jej obecności, kiedy patrzyłem na nasza córkę. Objąłem ją mocniej w pasie i złożyłem czułego całusa na czole.
- I tylko nasza-dodałem.
- Będzie dobrze prawda?-spytała spoglądając na mnie niepewnie. W jej oczach nadal widać było ogromny strach i przerażenie.
- Będzie wspaniale-powiedziałem z mocą-Hollie jest zdrowa i niedługo wrócimy z nią do domu rozumiesz?-spytałem patrząc jej prosto w oczy.
- Yhm-przytaknęła niepewnie. Nie wyglądała za dobrze. Tak jak przez ostatnie dwa tygodnie. Schudła jej policzki stały się blade i zapadnięte, włosy niechlujnie związane w zwykłego kucyka. Nie miała na sobie grama makijażu co jeszcze uwydatniało jej prawie białą skórę i zaschnięte wargi. Ale dla mnie i tak była najpiękniejsza.
- Pójdę na dół do bufetu, reszta penie umiera z niepokoju.
- Zostanę tutaj-odpowiedziała od razu spoglądając na Hollie.
- Dobrze, zaraz wrócę-odpowiedziałem i pocałowałam ją po raz ostatni w policzek.
Szedłem już w stronę drzwi kiedy usłyszałem jak woła cicho moje imię. Odwróciłem się w jej stronę i jedyne co zarejestrowałem to to jak upada nieprzytomna na białe szpitalne płytki.
______________________________
Dramy ciąg dalszy. jak myślcie co stało się Lenie?
Nie chcę nic mówić ale do końca zostało jakieś 3 rozdziały :(
Miłego wieczoru i do następnego :*