Lena śpi ze mną od dwóch tygodni. Codziennie wieczorem przychodzi do mojego pokoju i bez słowa kładzie się obok mnie, mija kilka minut i przysuwa się bliżej i po chwili obejmuje mnie w pasie swoimi małymi rączkami. Czasami tłumaczy, że to humorki ciążowe albo, że maleństwo jest spokojniejsze, kiedy śpimy razem ale ja wiem swoje. Po prostu tego chcę i powoli się do mnie przekonuje. Tym razem było tak samo.
Zapukała do moich drzwi i kiedy powiedziałem proszę, wsunęła się cicho do środka. W ręku trzymała dwie książki.
- Co to?-wskazałem na przedmiot w jej dłoniach.
- Książki z imionami.
- Och...
- Musimy w końcu coś wybrać-odpowiedziała i usiadała na łóżku.
- Może najpierw zrobię ci gorącą czekoladę co?-spytałem.
- Czytasz mi w myślach-westchnęła śmiejąc się cicho.
Wstałem z łóżka i ruszyłem do kuchni po drodze słysząc ile to ma być pianek i bitej śmietany.
- Może Gwen?-spytałem przeglądając kolejną stronę. Ja byłem już przy G, a Lena nadal przeglądała literę C.
- Yhm-pokręciła przecząco głową biorą kolejny łyk czekolady-nie podoba mi się, będzie mi się kojarzyć z Królem Arturem-zmarszczyła słodko nosek nadal wpatrując się w kartki.
- A Lily?
- Hmm lepiej, lepiej ale nie-jęknąłem przeciągle i znowu zanurkowałem z nosem w książce. Zapowiadał się długi wieczór...
*
Ok, stanęło na pięciu imionach. Lena wyjęła ze stolika nocnego kartkę i starannie napisała na niej pięć ślicznych imion dla dziewczynek. Ruby, Sophie, Hollie, Clarie, Leah.
- Ja jestem za Clarie-powiedziałem wskazując na imię.
- Chcesz nazwać dziecko jak sklep z biżuterią?
- Sama powiedziałaś, że ci się podoba...
- Bo podoba, ale jakoś tak mi dziwnie.
- Och błagam...-wywróciłem oczami.
- No co?-wzruszyła ramionami-to imię dla mojego dziecka...ała-powiedziała nagle łapiąc się nagle za brzuch.
- Ej-spojrzałem na nią przestraszony-wszystko ok?
- Tak, tak-odetchnęła głęboko-po prostu mała mocno kop...ała!-tym razem wykrzywiła twarz w grymasie bólu.
- Na pewno nie jest ok-powiedziałem i wstałem z łóżka zarzucając na siebie bluzę.
- Co ty robisz?-spytała dalej trzymając dłonie na sowim brzuchu.
- Jedziemy do szpitala-odpowiedziałem opanowanym głosem chodź w środku cały się trzęsłem. Czytałem w jednej z tych kilkunastu książek, które kupiłem, że ojciec podczas całego tego porodu i zamieszania wokół niego powinien być spokojny żeby matka nie martwiła się jeszcze i o niego.
- Co? Nie na pewno nie-odpowiedziała zaskoczona-nic mi nie...-nie dokończyła bo głośno zawyła z bólu.
- Coś ci jednak jest-odpowiedziałem twardo i podszedłem do niej pomagając jej stać z łóżka.
- To za wcześnie został prawie 3 tygodnie-powiedziała przestraszona oddychając głośno.
- Lena musimy jechać do szpitala-powiedziałem spokojnie patrząc prosto na nią.
Tym razem nie protestowała tylko, pojękując z bólu i trzymając się za swój brzuch, z moją pomocą poszła do swojej sypialni. Pomogłem jej ubrać się w jakieś pierwsze lepsze dresy i z szafy wyjąłem mała torbę która Lena spakowała już kilka dni temu na wszelki wypadek.
Kto by się spodziewał że ten wszelki wypadek wypadnie tak wcześnie.
_________________________________________________________
Krótki bo przejściowy, w przyszłym będzie się działo.
Rozdział dzisiaj bo mam urodziny i bardzo was kocham, naprawdę bardzo, bardzo, bardzo i dziękuje za wszystko co dla mnie robicie :*
Czuje się taka stara...
Poleca ktoś dobry krem na zmarszczki?
Miłego dnia i do następnego :*
