-8-

2.3K 176 75
                                    

Szedłem już, około, dwóch godzin, gdy dotarłem do rozstaju dróg.
Jedna była oświetlona, a wokół było dużo wielkich domów.
Druga natomiast, była ciemną uliczką. Był tam mur zniszczony i pomalowany przez ludzi.

Zatrzymałem się, zastanawiając się, którą drogę wybrać. W tej oświetlonej od razu ktoś zauważył by mnie przez duże okna domów wychodzące na ulicę. W ciemnej mogłem trafić na nieprzyjemnych typków, jednak ta druga, była bezpieczniejszą wersją, bo tam nikt by mnie nie zobaczył.

Poszedłem w tamtym kierunku. Maszerowałem żwawo, gdy się potknąłem o sporych rozmiarów kamień.
Przeklnąłem pod nosem i próbowałem wstać, ale noga bardzo mnie bolała.
Zdenerwowałem się, bo bałem się, że jeszcze zwichnąłem nogę.
Na pewno mnie tu znajdą, gdy zaczną mnie szukać.

Ponownie spróbowałem wstać, ale skończyło się to tylko na moim przewróceniu i zdarciu sobie kolana, na co syknąłem.

-Cholera.

-Pomóc ci? -Usłyszałem gdzieś z ciemności,  cichy męski głos. Rozejrzałem się, lecz nigdzie nie mogłem dostrzec jego właściciela.

-Kim jesteś? -Spytałem cicho, nadal się rozglądając zaniepokojony. Zabrzmiało to, jak tekst z jakiegoś taniego filmu.

-Przyjacielem. Pomóc ci? -Spytał ponownie człowiek, którego nadal nie mogłem wypatrzeć.

-Nie trzeba. -Spróbowałem wstać, lecz spadłem na kolana i zdarłem sobie drugie do krwi.

-Widzę, że potrzebujesz pomocy. -Upierał się wciąż nie wychodzący z mroku mężczyzna, bo był to mężczyzna. Można było poznać po głosie.

-Nie potrzebuję pomocy.- Warknąłem i nareszcie wstałem. Chwiejnym krokiem ruszyłem naprzód, kulejąc.
Noga przy każdym kroku bolała.

-Na pewno? -Usłyszałem głos za sobą.

-Na pewno. -Nie obejrzałem się za siebie i szedłem dalej, a raczej próbowałem. Noga mnie zaczęła okropnie boleć i piec.

-Nie bój się prosić o pomoc.

-Ja. Nie. Potrzebuję. Pomocy. -Zirytowalem się natrętnym facetem. Po wypowiedzeniu tych słów poczułem, jak ktoś bierze mnie na barana i gdzieś niesie.

-Ej! Nie pozwalaj sobie! Nawet cię nie znam! -Wyrywałem się, co nic nie dawało głównie przez bolące kończyny, bo mężczyzna nie wydawał się być jakoś bardzo silny.

-To poznasz. -Odparł krótko człowiek i niósł dalej.

Szliśmy dziesięć minut, gdy doszliśmy do kolejnej ciemnej uliczki.
Niosący mnie skręcił tam i zapukał trzy razy w nieduże, drewniane, stare drzwi.
Po chwili drzwi się uchyliły i weszliśmy do środka.

W pomieszczeniu, do którego zostałem przyniesiony, lekko świeciło czerwonawe światło, dodając tym miejscu klimatu.

Zostałem postawiony na ziemię i teraz mogłem się nareszcie przyjrzeć mojemu ,,wybawcy".
Był to chłopak może 23-26 letni, o niebieskich włosach, ubrany był w czarną bluzę, a na głowie miał kaptur. Miał na sobie również czarne rurki z dziurami.

-Przyprowadziłem gościa. -Odezwał się swoim lekko zachrypniętym głosem. Dopiero po chwili zrozumiałem, że w pokoju znajdują się jeszcze trzy osoby, bacznie mi się przyglądające.

-Kto to? -Spytał jeden z siedzących.

-Pan Nie potrzebuję pomocy kuleje i ledwo chodzi. -Zaśmiał się niebieskooki.

-Nie prosiłem cię, żebyś mnie tu przynosił. -Przypomniałem. -Nawet nie wiem kim jesteś.

-Ah... Gdzie moje maniery. Jestem Tomura Shigaraki. Witam. A ty? -Przedstawił się chłopak.

-Nieważne. -Odpowiedziałem tylko. Nie ufałem temu typowi.

-No już, już, dobrze. Pewnie się zastanawiasz, czemu cię tu sprowadziłem, prawda? -Skinąłem głową. -Wiem o tobie całkiem sporo. Wsadzili cię do psychiatryka za nic, prawda? Niestety znam to uczucie i wiem, że nie jest ono przyjemne. -dziwiłem się, skąd on tyle o mnie wie. Imienia i nazwiska nie zna, a te informacje już posiada?

-Skąd to wiesz? -Zapytałem niepewnie.

-Widzisz, wraz z Ligą Złoczyńców obserwujemy cię od dłuższego czasu. Jesteś idealnym materiałem na złoczyńcę. Skrzywdzony przez los, pozostawiony sam ze swoimi problemami, zniszczone marzenia... Wiem również, że jesteś quirkless, lecz to się może zmienić. -Ostatnie zdanie wypowiedział bardzo tajemniczo, co mnie zaciekawiło. -Jeśli zechciałbyś do nas dołączyć, możesz otrzymać dar jak i rodzinę. Trzeba by było jedynie popracować nad twoim wyglądem. -Zmierzył mnie wzrokiem z góry do dołu. -To co? Zgadzasz się?

Zacząłem się głęboko zastanawiać.
Chciałem zostać bohaterem numer jeden, jednak to jest niemożliwe. Bez indywidualnoścu nie mogę, nawet sam All Might tak powiedział.

Nienawidzę go. Nienawidzę z całego serca.
Jak mamy, i Kacchana.
Nienawidzę ich wszystkich za zniszczenie moich marzeń. Zemszczę się na nich. Zobaczą, że nie jestem słaby. Nie jestem bezwartościowy.
Może to nie będzie taki zły pomysł dołączyć do Ligii Złoczyńców?
,,Możesz otrzymać dar jak i rodzinę...".
Rodzinę.
Chciałbym mieć kochającą rodzinę. Nawet bardziej niż chciałbym mieć quirk. Otrzymam szansę na zdobycie daru, rodziny oraz szansę na zemstę, widzę tu same plusy.

-Zgadzam się. -Odparłem po namyśle, patrząc pewnie na nich.

-I wszyscy happy. Siadaj, opowiemy ci trochę o sobie i kiedy otrzymasz dar. A ty opowiesz nam więcej o sobie. -Tomura posadził mnie na krześle koło niewysokiej blondynki z psychopatycznym uśmieszkiem na twarzy. Zarumieniła się i uśmiechnęła już normalnie.

Może nie będzie tak źle?
____________________________________________

Pytanie mam. Nawet dwa.
Wolicie happy end czy nie?
I, jeśli będzie jakiś ship to ma być on hetero czyyyyy homo?
😙

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał.

Postaram się jeszcze dzisiaj wrzucić jeden ale nie obiecuję, że będzie.

.poprawiony.

Zniszczony  (Villain Deku) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz