-10-

2.2K 159 74
                                    

Katsuki

Siedziałem i myślałem o Deku.
Może dzisiaj też pójść go odwiedzić? Miałem ogromną ochotę go zobaczyć, sam się sobie dziwiłem z tego powodu.

Ale czemu? Dlaczego tak mnie zabolało, gdy zobaczyłem, że się tnie? Przecież sam zawsze robiłem mu większą krzywdę. Dlaczego, jak on to robił czułem się jakbym robił to ja? Dlaczego przykro mi z powodu jego pobytu w psychiatryku skoro, po części, sam go tam wsadziłem? Dlaczego tak źle się z tym czuję? Przecież to tylko bezwartościowy śmieć bez quirku, prawda? Czemu tak go nienawidzę?
Bo zawsze podąża za marzeniami? Bo mimo, że nie ma daru ma większą szansę na zostanie bohaterem, bo ma wszystkie cechy jakie powinien mieć bohater? Bo mi pomógł? Tyle razy, choć nie musiał. Nie rozumiem go, nie rozumiem siebie.

Zdecydowałem, że pójdę ponownie go zobaczyć, czułem, że tego potrzebuję. Chciałbym sprawić, by znów szczerze się do mnie uśmiechnął, chociaż to pewnie niemożliwe.
Zawsze się do mnie uśmiechał. Nie ważne, co mu robiłem. A wczoraj gdy byłem u niego tego nie zrobił. Gdzie się podział mój Deku? Deku, który był moim przyjacielem? Zawsze uśmiechnięty chłopak, który potrafił bezinteresownie pomagać. Chłopak, który mimo trudności podążał za marzeniami. Gdzie on jest?
Zginął. Przeze mnie.
Ale może jeszcze jest tam w środku? Nie chce się ukazać, by ponownie nie zostać skrzywdzonym. Może tak być, prawda? Mała cząstka mogła tam jeszcze zostać.
Jeśli tak jest to muszę go odzyskać. Chcę zobaczyć ten śliczny uśmiech. Chcę zobaczyć te wielkie zielone oczka radośnie patrzące na świat, a nie te patrzące z obojętnością i brakiem chęci do życia, bez tego wesołego blasku. Chcę odzyskać starego Deku... Muszę go odwiedzić i jakoś to odkręcić.

Tak myśląc zadzwoniłem po taksówkę i już po chwili jechałem do psychiatryka.
Na miejscu wysiadłem z auta i poprosiłem, aby taksówkarz na mnie zaczekał.
Wszedłem do budynku i poprosiłem o spotkanie z Izuku, po czym udałem się w stronę pomieszczenia, w którym odbywały się odwiedziny.
Usiadłem na krześle i czekałem, gdy nagle do pokoju wpadła wysoka kobieta, mówiąc:

-Izuku Midoriyi nie ma.

-A gdzie jest? -Spytałem dość mocno zaniepokojony. Jak to nie ma? Przecież nie mógł sobie od tak wyjść.

-Nie wiemy. Prawdopodobnie uciekł. Jednak nie wiemy jak. Ucieczka stąd nie jest prosta. (No nie. Wcale. Wystarczy przejść przez płot :^)

-Czyli mówicie, że zgubiliście Deku?! -Wściekłem się.

Nie była to moja zwykła wściekłość na świat, to była wręcz furia. Przecież to miejsce powinno być, do cholery, bezpieczne. Furia pomieszana ze złym przeczuciem, że coś niedobrego się stało. Furia pomieszana ze smutkiem, zatroskaniem.
Bałem się. Bardzo. Bałem się, że chłopakowi coś się stało. Przecież świat jest podły, o czym przekonał się na własnej skórze. Ktoś mógł go zabić. Wpadłby w niewłaściwe towarzystwo, jak ja, i już by z tego nie wyszedł. On to nie ja, ja sobie poradziłem. Kazałem im spierdalać i było po kłopocie, jednak Izuku tak nie potrafił.

Nie chciałem o tym myśleć. Musiałem być dobrej myśli.
Nie chciałem także zastanawiać się, czemu nagle interesuje mnie jego zdrowie i bezpieczeństwo. Na razie porzuciłem rozmyślania o tym.

Kobieta nie odpowiedziała na moje pytanie i poprostu wyszła.
Po chwili z megafonu znajdującego się nad drzwiami dobiegł jej głos.

-Jeśli ktoś spotkał lub spotka gdzieś zielonowłosego niewysokiego piętnastolatka proszę o zgłoszenie tego na policję lub do naszego biura. Sprawa pilna. Powtarzam...

Już nie słuchałem tylko pobiegłem bez pozwolenia do pokoju, w którym mieszkał chłopak.
Wszedłem do pokoju, z hukiem otwierając drzwi.
W środku siedzieli zdezorientowani byli współlokatorzy zielonookiego.

-Gdzie on jest?! -Krzyknąłem, nie przejmując się tym, że mogę im zaszkodzić. Naprawdę bardzo się martwiłem, a oni wyglądali na takich, którzy wiedzą więcej ode mnie.

-Kto? -Spytał brązowowłosy chłopak i uśmiechnął się przygłupio.

-Nie udawaj debila, dzieciaku, i poprostu powiedz, gdzie jest Deku?!

-Kim ty jesteś, jeśli można wiedzieć. -Zapytała ruda dziewczyna mniej więcej w moim wieku, zakładając ręce na klatce piersiowej.

-Jestem... Jestem jego przyjacielem. -Powiedziałem po chwili z wahaniem. W końcu mógł im wszystko opowiedzieć, lecz wątpię, by w tym stanie to zrobił.

-Izuku mówił, że nie ma przyjaciół. Mówił natomiast, że ma wroga, blondyna, byłego przyjaciela, który zaczął go nienawidzić, bić i dręczyć. Nie jesteś go wart. Odczep się od niego, bo i tak nic ci nie powiemy. -Odburknęła mi dziewczyna i zmarszczyła brwi.

-O czym ty mówisz? -Próbowałem jakoś się z tego wykręcić. Dopiero chwilę potem zrozumiałem, jakie to było tchórzostwo z mojej strony. Pora wyciągnąć konsekwencje z moich czynów.

-Teraz ty nie udawaj debila, Katsuki Bakugo. -Odezwał się do tej pory milczący brunet.

-Co wam jeszcze o mnie mówił?

-Że nie umie cię nienawidzić, jednak po twoich odwiedzinach wyglądał, jakby zmienił zdanie. -Odpowiedziała dziewczyna, wzruszając ramionami, a ja tylko westchnąłem.

-Powiedzcie mi chociaż, gdzie on jest? Naprawdę się martwię. Mówię szczerze. -Podniosłem ręce w obronnym geście, starając się nie zirytować bardziej i nie wykorzystać swoich eksplozji do wyciągnięcia informacji.

-Nie wiemy. -Odparła tylko dziewczyna i wypchnęła mnie z pokoju, zatrzaskując za mną drzwi.

Byłem w dupie, głębokiej, czarnej dupie.
Gdzie jesteś, Deku?
Zadawałem sobie to pytanie, wsiadając do taksówki.
____________________________________________

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał.
Starałam się dobrze opisać przemyślenia Bakusia i żeby było więcej szczegółów.
Nie wiem czy wyszło.
Ale mam nadzieję, że tak.

Do następnego!

.poprawiony.

Zniszczony  (Villain Deku) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz