chapter 1

1.1K 95 125
                                    

- Uwielbiam gdy pada - powiedziałem, patrząc się na spływające po szybie krople.

- Tak... - odpowiedział chłopak również patrząc się w ten sam punkt co ja.

- Przypomina mi to o..- zacząłem.

- O rzeczywistości? - dokończył blondyn.

- Nie lubię jej. - powiedziałem, odwracając się plecami do szyby.

-  Ja też, George. Chyba nikt nie lubi rzeczywistości, ale każdy musi się z nią zmierzyć. Przynajmniej osoby które istnieją... - odpowiedział, ściszając głos na ostatnim zdaniu.

- Co masz na myśli Clay? - powiedziałam odwracając wzrok na twarz blondyna. On również skierował na mnie swoje niebieskozielone oczy, których zawsze mu zazdrościłem. W małym świetle lampy idealnie było widać jego jasną cerę, które pokrywały liczne piegi.

- Ty dobrze wiesz o co mi chodzi Gogy. - odpowiedział opuszczając wzrok na drewnianą podłogę w moim pokoju . Mogłem łatwo poczuć smutek w jego głosie, co bardzo mnie zmartwiło.

- Clay, powiedz mi, że to nieprawda.. - Tak bardzo nie chciałem, aby chłopak w tamtej chwili odszedł. Chcialem dowiedzieć się o co tak na prawdę mu chodzi.

- Muszę już iść Gogs...- odpowiedział posyłając mi lekki uśmiech, po czym wyszedł z pokoju.

Była już północ. Clay jak zawsze opuszczał mój pokój o późnych porach, co trochę mi przeszkadzało, bo nie chciałem obudzić nikogo z domowników. Moje rozmyślania przerwał zdenerwowany krok mojej ciotki, inaczej matki chrzestnej, która już zmierzała do mojego pokoju.

- Słyszałam czyjeś głosy, George. Z kim rozmawiałeś? - zapytała podniesionym głosem. Najwyrazniej musiałem wybudzić ją ze snu, bo zawsze ją to denerwowało, gdy ją budziłem.

- Rozmawiałem z Clayem, ciociu...- powiedziałem opuszczając wzrok. Wiedziałem, że znów zacznie się jej kazanie na ten temat.

- Rozmawialiśmy juz o tym George...- odpowiedziała, siadając na moim łóżku.

- Ciociu, Clay jest moim przyjacielem, nie mogę go od tak poprostu zostawić. - powiedziałem z płaczem.

- Nie pamiętasz co Ci mówiłam? Clay nie jest prawdziwy i on nie potrzebuje twojej pomocy, George. Zrozum to wreszcie. Powtórz za mną. Clay nie istnieje.

- Clay nie istnieje...- powtórzyłem, wycierając łzy spływające po moim policzku. - Przepraszam, miałaś rację.

- Cieszę się George. Nie powtarzajmy już więcej tego tematu, dobrze? - powiedziała, okrywajac mnie bardziej kołdrą.

Przytaknęłem na jej słowa, po czym obrocilem się na bok, próbując zasnąć.

- Przy okazji, jutro masz wizytę u twojej terapeutki. Przełożyła wizytę z poniedziałku na jutro, także musisz jutro wcześniej wstać.

Skrzywiłem się na słowa mojej matki chrzestnej. Doktor Tina była na prawdę miłą kobietą, jednak nigdy nie traktowała moich rozmów o Clay'u na poważnie. Z góry zawsze zakładała, że są to tylko moje dziecięce wymysły i ze kiedys z pewnością mi przejdzie.
Tak na prawdę to nikt nie chciał słuchać moich opowiadań o Clay'u, co gorsza - nie wierzyli nawet w jego istnienie. Każdy od początku mojego życia od razu traktowal mnie jak czarna owce w rodzinie. Nigdy nie miałem nawet wielu przyjaciół. Gdy miałem 11 lat poznałem Clay'a i wtedy wszystko się zmieniło. Zacząłem rozmawiać z chłopakiem każdej nocy i w sytuacjach gdy go potrzebowałem. Bylismy najlepszymi przyjaciółmi jednak nikt nie potrafił tego zaakceptować...

- Dobrze ciociu, dobranoc. - odpowiedziałem pogrążając się w głęboki sen.

Obudziłem się o około 7 rano. Za dwie godziny miałem wizytę, ale już za pół godziny miałem wyjeżdzać z domu.

- George, szybko za 20 minut wychodzimy z domu, a ty do tej pory nawet się nie uczesałeś - powiedziała ciotka, nerwowo przeczesując moje włosy.

- Spokojnie ciociu, poradzę sobie sam. Zresztą i tak jestem już prawie gotowy - odpowiedziałem, sam układając swoje włosy. Ciotka chyba zrozumiala o co mi chodzi, bo tylko wyszła z pomieszczenia, zostawiając za sobą otwarte drzwi.
Stałem właśnie przed lustrem, poprawiając moje ciemne włosy, których dzisiaj nie potrafiłem ułożyć, aż w odbiciu pojawiła się sylwetka 16 letniego wysokiego blondyna, który stał opierając się o drzwi.

- Clay, co ty tutaj robisz? - zapytałem, sprawdzając, czy ktoś jest w pobliżu.

- Nic, tylko przyszedłem do mojego przyjaciela sprawdzić jak się ma - powiedział zagryzając lekko swoją dolną wargę, mierząc mnie wzrokiem, na co odruchowo się zarumieniłem. - Nieźle dzisiaj wyglądasz młody. - dopowiedział klepiąc mnie ręką w moje ramię.

- Nie powinieneś tutaj teraz przychodzić...przecież wiesz jak ciotka reaguje, gdy z tobą rozmawiam..- odpowiedziałem, ściszając głos.

- Weź, nie przejmuj się. Nikt się nie dowie. Przy okazji, wybierasz się gdzieś? - zapytał, utrzymując kontakt wzrokowy.

- Doktor Tina chce mnie dzisiaj widzieć w swoim gabinecie...- powiedziałem spuszczając wzrok na podłogę w łazience.

- Czemu ty jej tak nie lubisz, co?

- Clay, nie udawaj ze nie wiesz... nikt nie wierzy w twoje istnienie...- odpowiedziałem patrząc w jego oczy.

Chłopak chyba chciał coś odpowiedzieć, ale niestety przeszkodziła mu w tym ciotka, ktora aktualnie weszła do łazienki.

- Rozmawiałeś z kimś? - zapytała, rozglądając się po pomieszczeniu.

- Nie, z nikim...- skłamałem. Sam również zacząłem rozglądać się po łazience. Nie wiedziałem, gdzie mógł pójść Clay...Dosłownie rozpłynął się w powietrzu.

- To dobrze, gotowy? Zaraz wychodzimy. - powiedziała wychodząc z łazienki.

Ja również udałem się za ciotką, która już odpalała samochód, po czym wsiadłem na przednie siedzenia i wsluchałem się w muzykę z radia samochodu.

-------------
Heja! To pierwszy rozdział nowej książki, która jednak została opublikowana wcześniej niż w czerwcu. Rozdzialy postaram się publikować regularnie, tak samo jak "I live for you".

Miłego dnia/nocy <3

IM NOT EVEN REAL // DNF Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz