20

10.9K 724 42
                                    

~ Luke ~

Tak! W końcu nadszedł ten dzień! W końcu zobaczę i uściskam moją Kelly, moją księżniczkę. Odkąd napisała "dobranoc" na Kik'u nie mogę przestać myśleć o naszym spotkaniu. Z całego podekscytowania spałem zaledwie cztery godziny, ale to nic... przy moim skarbie odzyskam całą energię.
Z samego rana pojechałem na lotnisko. Kelly wybrała najwcześniejszy lot, zapewne, żeby mieć więcej czasu ze mną - największym przystojniakiem w Sydney. No drugim powodem może być jej strach przed lataniem... ale pierwszy jest bardziej prawdopodobny, prawda? Prawda.
Po kilkudziesięciu minutach kobieta z informacji poinformowała całe lotnisko, że samolot z Melbourne właśnie wylądował. Od razu zerwałem się z miejsca i pobiegłem w stronę odprawy. Minęły trzy minuty, a mojej księżniczki nadal nie ma. Co jeśli się rozmyśliła i została w domu? Co jeśli przestała mnie lubić?
Zrezygnowany usiadłem na ławce i wyjąłem telefon. Czekałem na jakikolwiek znak. Wprawdzie minęły zaledwie cztery minuty... no ale... CHCĘ MOJĄ KSIĘŻNICZKĘ! Tu i teraz.
Usłyszałem głośny, dziewczęcy pisk. Spojrzałem w stronę źródła dźwięku. TAK, TAK, TAK! MOJA KELLY TU JEST!
Podbiegła do mnie, odłożyła walizkę i rzuciła się na mnie. Podniosłem ją i objąłem, tak jak zamierzałem zrobić to w myślach.
- LUKEY! - wydała z siebie kolejny głośny pisk i przytuliła się mocniej.
Ludzie wokół spojrzeli na nas. Zignorowaliśmy ich i dalej cieszyliśmy się swoją obecnością.
- Tak się cieszę, księżniczko - oznajmiłem, odkładając dziewczynę na ziemię. - Na żywo jesteś jeszcze piękniejsza.
- A ty... bardzo wysoki - zaśmiała się i spojrzała na mnie z dołu, bo była znacznie niższa od mnie.
O MÓJ BOŻE! JEJ ŚMIECH JEST TAKI UROCZY! Rozmawialiśmy wielokrotnie przez telefon, ale na żywo jej głos jest taki czarujący.
Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Roześmiana dziewczyna wyjęła telefon z kieszeni i jednym ruchem odebrała połączenie.
- Tak, tato - powiedziała do urządzenia - jestem już na miejscu. Jest świetnie. Mhm. Tak, tak. Dobrze. Obiecuję.
Wyrwałem jej telefon i przyłożyłem do ucha.
- Dzień dobry z tej strony super australijski chłopak, Luke Hemmings. - W tle zachichotała Kelly, spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się. - Przepraszam, ale właśnie zabieram pańską córkę na plażę i do miasta. Kelly musi obejrzeć całe Sydney. Zapewniam, że będzie bezpieczna - rozłączyłem się i oddałem dziewczynie telefon.
Zachichotała i ponownie mnie objęła.
- Jedziemy do mnie? - spytałem, siegając po walizkę Kell.
Skinęła głową i pisnęła podekscytowana.
Po czterdziestominutowej drodze, dotarliśmy na miejsce. Zaparkowałem samochód przed domem, a na powitanie wybiegła moja mama.
- Kelly, tak? Luke tyle o tobie opowiadał! Cieszę się, że mogę cię poznać, kochanie - oznajmiła, obściskując moją księżniczkę. - Mów mi Liz.
Mamo, jestem zazdrosny, puść ją.
Kiedy w końcu puściła moją ślicznotkę, zabrałem ją na górę i pokazałem pokój, w którym ma spać. Odłożyłem jej walizkę i oparłem się o pobliską ścianę.
- Okej, masz dwie opcje - zaśmiałem się, kiedy ucieszona dziewczyna opadła na łóżko - albo odpoczniesz teraz po podróży, albo pójdziesz ze mną poznać chłopaków.
- Hmm - udała zamyśloną, ale zaraz znowu wybuchnęła śmiechem. - Chcę poznać chłopaków.
- Świetnie - podałem dziewczynie rękę, żeby łatwiej było jej wstać. - Chodźmy.
Zeszliśmy z powrotem na dół, gdzie w kuchni wojowała moja mama. Oznajmiłem jej, że wychodzimy, na co była niezadowolona, bo właśnie zaczynała robić dużeee drugie śniadanie.

Po kilkunastu minutach drogi dotarliśmy do domu Michael'a, w którym nie brakowało również Irwin'a i Hood'a. Moi przyjaciele z wielkim entuzjazmem przywitali się z Kelly. Dużo im o niej opowiadałem, więc nie mieli wyboru... musieli ją polubić. Do wyboru mieli jeszcze śmierć przez ciągłe mówienie o mojej księżniczce. No więc...
Ciągle podekscytowany, pokazałem jej nasze miejsce prób i spotkań.
- Kelly i co, podoba ci się nasz Hemmo? No wiesz, na żywo? - zapytał ją, roześmiany Ashton.
- Oczywiście, ale... jest trochę za wysoki - zachichotała. - Muszę na niego patrzeć z dołu, ugh.
- W łóżku nie będzie ci to przeszkadzało - powiedział Calum. Spojrzałem na niego ostro, a następnie szturchnąłem łokciem.
- Zabiję was kiedyś - warknąłem. Zerknąłem na Kelly, która lekko zaczerwieniona śmiała się z chłopakami. Widząc jej zadowolenie, uśmiechnąłem się. Moja księżniczka jest szczęśliwa, więc nie mogę się złościć. Chyba lubi tych idiotów.
- Do kiedy zostajesz u Hemmings'a? - spytał Michael.
- Do niedzieli - westchnęła.
- Ugh, to trochę mało czasu na zabawę.
- Zamknij się, Gordon! - wybuchnąłem, a następnie sięgnąłem po gitarę, którą zostawiłem tu poprzedniego wieczora. Zacząłem na niej brzdękać.
- Zagraj coś - pisnęła Kelly. - Wszyscy coś zagrajcie - uśmiechnęła się szeroko. - Lukey obiecał mi prywatny koncert.
Ashton, Calum i Michael wtali ze swoich miejsc, a następnie podeszli do instrumentów. Dołączyłem do nich i stanąłem przed mikrofonem. Po szybkim nastrojeniu instrumentów zaczęliśmy grać.
Specjalnie dla Kelly zagraliśmy kilka naszych piosenek. Dziewczyna była zachwycona. Dobrze dogadywała się z chłopakami i wyglądała na szczęśliwą. Nie chcę wyjść na samoluba, ale tylko i wyłącznie moja zasługa.

hemmotouch .:l.h:.Where stories live. Discover now