ROZDZIAŁ 12

898 40 7
                                    

Kolejne dni były pełne smutku i rozpaczy. Dom Mikaleson'ów pogrążył się w żałobie. Wszyscy skupili się na stracie brata I przyjaciela.

Klaus wstrzymał się z swoim planem ucieczki. Elena i jej przyjaciele wyjechali na przerwę wiosenną. Finn wyjechał, gdy tylko dowiedział się o stracie najbliższej dla niego osoby — matki.

W Mystic Falls było cicho. Miasto rozkwitało i zieleniało. Wszyscy uczniowie cieszyli się przerwą i z niecierpliwością czekali na zakończenie szkoły, które miało się odbyć dwa tygodnie później. Każdy żył swoim życiem.

Śmierć Kol'a spowodowała, że wszyscy się od siebie odsuneli. Niby mieszkaliśmy w jednym domu, a byliśmy tak daleko od siebie.

Ja zdecydowałam się skupić na poszerzeniu mojej wiedzy o magii. Kiedy jeszcze wszystko było dobrze między mną, a Bonnie słyszałam od niej o dwóch stronach. Zaczęłam czytać o tym więcej i więcej. Aktualnie próbowałam rozgryźć jak skontaktować się z moim przyjacielem. Jego zgon udowodnił, że naprawdę go kochałam. Nie chciałam go stracić.

Codziennie spędzałam po kilka godzin z nosem w książkach. Znalazłam je w większości w sypialni Esther. Miała ich pełno. Część z nich znalazłam tez w pokoju Kol'a. Wspominał, że kiedyś był czarownikiem i znalazłam po tym ślady. Teraz musialam tylko doprowadzić mój plan do skutku.

Nie przejmowałam się nawet zemstą na Damon'ie, Jeremy'm, czy Elenie. Chciałam tylko jednego: ponownego ujrzenia Kol'a, przeproszenia go za wszystko i wyznania mu wszystkiego, co czułam. W tamtej chwili to to było dla mnie najważniejsze. Nic innego się nie liczyło. Tylko to.

Kolejny dzień miał być taki sam. Wstałam rano z pewnością, że spędzę kolejną dobę w poszukiwaniu potrzebnych mi rzeczy. Zjadłam śniadanie, umyłam się i poszłam po raz kolejny do domu Gilbert'ów, gdzie wciąż miało leżeć ciało.

- Ronnie...! - zza drzwi wyszedł wysoki brunet.

- Cześć Kol, nie strasz - przeszłam obojętnie, weszłam do salonu. - Kol??? - cofnęłam się. Chwila, czy ja mam omamy? Jak to możliwe... Co???

- Już myślałem, że zapomniałaś o mnie - powiedział. Chyba nie dokońca się spodziewał, że odwiedzę Dom i go zobaczę.

- Ty jesteś prawdziwy? - uśmiechałam się, lecz moje oczy były pełne łez. Dotknęłam go aby się upewnić. Mężczyzna był prawdziwy. Czułam jego skórę oraz materiał jego ubrań.

On naprawdę był obok mnie. Rzuciłam się w jego ramiona. Oparłam głowę o jego klatę. Czułam jego zapach. To za czym tak bardzo tęskniłam, jego dotyk. Wszystko było tak, jakby wcale nie umarł 3 dni temu.

- Jak to możliwe... ty... umarłeś - odsunęłam się od niego, ale wciąż nie puszczałam. Na jego twarzy również gościł szeroki uśmiech.

- Chodź, usiądźmy - wskazał na sofę za ścianą.

Posłuchałam wampira i nie dowierzając usiadłam na kanapie.

- No więc?? - dopytywałam, gdy ten nic nie mówił.

- Jeremy wcale mnie nie zabił. Ja chciałem aby oni tak myśleli - zaczął tłumaczyć.

- Jak to?!

- Podmieniłem kołek małego Gilbert'a na zwykły - wytłumaczył. - Gdyby dźgnął mnie tym z białego dębu zacząłbym płonąć.

- Nie mogłeś powiedzieć tego wcześniej? Przeżyłam najgorsze 3 dni mojego życia - ponownie go przytuliłam.

Nasze twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Niezręczna cisza panowała w pomieszczeniu. Patrzył w moje oczy. Widziałam już tylko jego wargi. W końcu któreś z nas się odważyło. Mikaelson złapał ręką moją twarz i pocałował mnie. Jego usta dotykały moich. Odwzajemniłam pocałunek. Nie chciałam tego przerywać. Nasze oddechy przyspieszyły. Chłopak odsunął się. Już chciałam to powiedzieć. Wyznać wszystko co do niego czuję. On mnie wyprzedził.

I've changed || Kol MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz