XIV

522 19 26
                                    

Rano obudził mnie hałas przy domu. Ktoś w ogrodzie puścił muzykę, mimo faktu, że była 5 rano. Przetarłam oczy, przeczesałam włosy palcami i wstałam delikatnie z kanapy. Obok mnie leżała Lia, nie chciałam jej zbudzić. Rozejrzałam się po salonie, sprawdzając, czy wszyscy goście jeszcze śpią. Niestety, brakowało trzech osób - Blaise'a, Pansy i Lucjusza. Omijając moich ulubionych imprezowiczów, sprytnie przedostałam się do drzwi. Zauważyłam, że właśnie ta cała trójka stoi na zewnątrz. Chciałam do nich podbiec, ale zauważyłam, że nie rozmawiają spokojnie. To wyglądało na kłótnie. Pewnie dlatego włączyli muzykę... - pomyślałam. Niestety nic nie słyszałam, więc odeszłam i podeszłam do skrzatki, która grzebała w szafce.

- Cześć, Mgiełko. Mam dla ciebie ostatnie zamówienie. Przygotujesz dla każdego miskę jakichś płatków śniadaniowych? Tylko z wieloma dodatkami, poproszę. - wyszeptałam.

- Jasne, proszę pani! Nie ma dla mnie problemu. - krzyknęła szeptem i pobiegła do kuchni.

Ja w tym czasie usiadłam za blatem tak, żeby mieć widok na to, co się dzieje na zewnątrz. Atmosfera wciąż była napięta. Pansy robiła swoje dziwne miny, a Blaise tylko latał oczami pomiędzy nią a Lucjuszem. On wydawał się być co raz bardziej wkurzony. Był gotowy wyjąć różdżkę ze swojej laski. Nie mogłam patrzeć na to biernym wzrokiem i wyszłam na dwór, udając, że nic nie widziałam.

- Czemu ta muzyka gra? Mnie obudziła, więc pewnie innych też obudzi zaraz! Możecie wyciszyć? - krzyknęłam w stronę trójcy, która natychmiast wyłączyła muzykę.

- No, to my będziemy zmykać. Pansy za dużo się napiła tej nocy. - odparł Blaise.

- Doigrasz s-się, staruchu! Ty też! - wskazała na mnie palcem i prawie się wywróciła.

Blaise do mnie podszedł i wyszeptał. - Przepraszam za nią, nie wie, co mówi. Już będziemy iść. Dziękuję za zaproszenie!

- Nie ma sprawy, dziękuję, że przyszliście. - odparłam i odprowadziłam znajomych do bramki.

Potem odeszłam i wróciłam do budynku. Za mną przybiegł blond włosy mężczyzna. Zauważyłam, że większość zaczęła się przebudzać. Każdy miał kaca, dosłownie. Chyba tylko ja i Lucjusz nie mieliśmy. Przypomniało mi się, że w apteczce mam zapas eliksiru na kaca, w pojedynczych fiolkach. Poszłam do łazienki i wyjęłam kilka sztuk fiolek. Gdy je już miałam, to podeszłam do wszystkich zebranych i zaczęłam im rozdawać.

- Na trzy macie wszyscy wypić. - odczekałam chwilkę. - Raz. Dwa. Trzy.

Obejrzałam ich miny i zaczęłam się śmiać. Wszyscy tak się wykrzywili, jakby zjedli psią kupę. W sumie może i lepiej, że nie wiedzą, co się składa na taki eliksir. - pomyślałam i jeszcze głośniej się zaśmiałam, a cała reszta, wraz z Lucjuszem popatrzyli się na mnie jak na wariatkę. Szybko przestałam się śmiać i gestem zaprosiłam wszystkich do kuchni na śniadanie. Zajęli miejsca przy stole, oprócz Lucjusza, który wyszedł na dwór. Chciałam do niego dołączyć, ale najpierw musiałam się zająć innymi. Każdemu podałam miskę z płatkami oraz łyżkę i życzyłam smacznego. Podeszłam jeszcze do Lii i przekazałam jej coś.

- Słuchaj. - dotknęłam jej ramienia i zbliżyłam się do ucha. - Jak się skończy śniadanie, to proszę, wyproś ich delikatnie z domu. Impreza się już skończyła. Jak to zrobisz, to podejdź do mnie na dworze, ok? - uśmiechnęłam się, a on do mnie kiwnęła głową twierdząco.

Wzięłam swoją miskę i porcję dla Malfoya, po czym wyszłam na dwór. Gdy błądziłam wzrokiem, natknęłam się na mężczyznę, którego szukałam, siedzącego w altance i rozmyślającego. Zrobiło mi się przykro, więc podeszłam do niego. Odsunął się i zrobił mi miejsce obok niego. Położyłam jedzenie na stole i od razu wtuliłam się w jego tors. Ciężko oddychał. Coś ważnego plątało mu się po głowie.

Lucjusz Malfoy // Zakazana MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz