Szara rzeczywistość
*12 lat później*
KATE
Zrywam się z łóżka, gdy tylko dobiega mnie cichy płacz z sąsiedniego pokoju, połączonego przesuwnymi drzwiami z moją sypialnią. Przecieram zmęczone, lekko zaczerwienione oczy z nadzieją, że dzięki temu prościej będzie mi je otworzyć.
Jeśli ktokolwiek powiedziałby mi, że w wieku trzydziestu ośmiu lat zaliczę wpadkę, a niecały rok później urodzę dziecko, zaśmiałabym mu się w twarz. Może i nie wyglądam na swój wiek, a nieznajomi wciąż dają mi maksymalnie trzydzieści lat, ale fizycznie nie jestem już ani tak sprawna ani pełna energii jak jeszcze dziesięć lat temu. Coraz częściej doskwiera mi zmęczenie, niechęć do czegokolwiek i bóle w kręgosłupie. A mimo to, na nowo wkroczyłam w etap pieluch, kaszek i nauki chodzenia.
Zerkam na puste, idealnie zaścielone miejsce tuż obok mnie i wzdycham ciężko, starając się odgonić złe myśli i nieprzyjemne wspomnienia. Wiedziałam, że dziecko w tym wieku, szczególnie gdy całe życie już sobie ułożyliśmy, wpłynie negatywnie na naszą relację, ale nie sądziłam, że aż tak. James... krótko mówiąc nie było między nami zbyt dobrze. Z dnia na dzień stał się zupełnie inną osobą, a ja poczułam się jak w filmie science-fiction, gdzie bohaterowie w ciągu sekundy przeobrażają się w inną postać. Wiadomość o dziecku tylko dolała oliwy do ognia i jeszcze bardziej pokomplikowała naszą relację. Potem wszystko poszło szybko – kłótnie, sprzeczki, niezrozumienie. Nic nie wyglądało już tak, jak dawniej, a ja miałam wrażenie, że James ma mnie po prostu dość. Wszystko zaczęło się zaledwie miesiąc przed tym jak dowiedziałam się o ciąży. Początkowo myślałam, że coś się stało. James chodził struty, nieobecny, zamyślony. Zrzucałam winę na pracę, zmęczenie czy nadmiar obowiązków, ale kiedy w końcu zaczęłam wypytywać o powód jego zachowania, za każdym razem się unosił i dochodziło między nami do kłótni. Ostatecznie wspólnie podjęliśmy decyzję o rozstaniu i rozwodzie. Tak było najlepiej dla dzieci. Im dłużej tkwilibyśmy w jednym miejscu, tym bardziej odbijałoby się to na Riley i Maxie. Cóż, po fakcie nie wszystko wyglądało jednak tak, jak planowałam.
Pewnego dnia James tak po prostu zniknął. Dosłownie słuch po nim zaginął. Nikt go nie widział, nikt nie wiedział gdzie jest, jakby nagle zapadł się pod ziemię. Żadna osoba z jego najbliższego otoczenia nie miała pojęcia co się z nim stało i czy w ogóle żyje. Nawet Karen i Steve nie mieli bladego pojęcia gdzie podział się ich syn.
Z początku naprawdę się martwiłam, bo pomimo wszystkiego, co się między nami wydarzyło, nadal darzyłam go ogromnym uczuciem. Jednak widok zrozpaczonych dzieci, a przede wszystkim Riley, obudził we mnie złość i rozgoryczenie. Miałam mu za złe, że od tak wykreślił własne dzieci ze swojego życia i postanowił zerwać z nimi wszelkie kontakty.
Niecały rok później nagle wrócił, oczekując oklasków i gorącego powitania. Początkowo nie pozwoliłam mu zobaczyć się z dziećmi, a już tym bardziej z naszą najmłodszą córką Ellie. Dopiero po dwóch tygodniach dopuściłam rozum do głosu i zrozumiałam, że choćby nie wiadomo co się działo, nie mam prawa zabraniać im kontaktu. O ile za Ellie to ja musiałam podjąć decyzję, o tyle Riley i Max musieli podjąć ją samodzielnie. Uznałam, że to będzie najlepsza opcja i sami zdecydują czy chcą się spotykać z ojcem czy nie. Z początku Riley była bardzo sceptyczna i na pierwsze spotkanie Max poszedł sam, ale już po kilku tygodniach zmieniła zdanie i postanowiła, że może się z nim widywać raz w tygodniu.
I mniej więcej tak wyglądał ostatni rok od narodzin Ellie. James zjawiał się u nas raz w tygodniu, zabawiał dzieci, czasem zabierał je na spacer czy do kina, a potem jak gdyby nigdy nic wychodził, zostawiając nas samych sobie. Nie miałam i nadal nie mam pojęcia gdzie dokładnie mieszka, co robi i jak sobie radzi, ale nie zamierzam w żaden sposób tego zmieniać.
CZYTASZ
Tajemniczy Współlokator - Bez Ciebie | ZAKOŃCZONE
Novela Juvenil*3. część opowiadania "Tajemniczy Współlokator"!* Wszystko miało być dobrze. Wszystko, co razem przeszli miało wyłącznie zwieńczyć miłość i oddanie, którymi nawzajem się darzyli. Mąż, żona i troje dzieci - względnie idealna rodzina. Ale czy kolorowa...