Tak, umówiłam się z bardzo przystojnym prawnikiem
KATE
Wychodzę z gabinetu i ostrożnie zamykam za sobą przeszklone drzwi, prowadzące do mojego gabinetu, gdy nagle podchodzi do mnie jeden z pracowników kancelarii.
- Dzień dobry, pani Collins – mówi służbowo, posyłając mi lekki uśmiech.
- Cześć, Chad. I proszę, mów mi po imieniu – odwzajemniam uśmiech, chowając kartę magnetyczną i komplet kluczy do torebki. – Coś się stało? Jakiś problem z klientem?Kilka tygodni temu przekazałam mu sprawę jednego z moich klientów i poprosiłam, aby dociągnął ją do końca, dlatego jest to pierwsza rzecz, która przychodzi mi na myśl.
- Nie, nie – zapewnia. – Ja w zupełnie innej sprawie.
- Słucham.
- Może... może chciałaby, znaczy chciałabyś wybrać się na wspólny obiad? W pobliskiej knajpie naprawdę mają się czym popisać.Mój wewnętrzny głos jak na zawołanie wykrzykuje głośne „nie", jednak ja postanawiam go zignorować. Nie mogę aż tak unikać ludzi i odcinać się od świata.
- Jasne, z chęcią. Ale dziś nie dam rady, muszę wracać do dzieci. Może jutro? Po pracy?
- Tak, super. W takim razie do zobaczenia.
- Do zobaczenia.*
W drodze do domu zaskakuje mnie niespodziewany telefon od Jamesa. Przez chwilę zastanawiam się czy w ogóle powinnam odebrać, bo nie przypominam sobie, żebyśmy mieli o czym ze sobą rozmawiać. Poza tym po tym, co się ostatnio wydarzyło, powinnam go ignorować. Dokładnie tak, jak sobie założyłam. Jednak z drugiej strony w mojej głowie od razu pojawiają się czarne scenariusze. Może coś stało się z dziećmi? W końcu w szkole mają też kontakt do niego.
Bez dłuższego namysłu wciskam zieloną słuchawkę na ekranie multimedialnym samochodu, a z zestawu głośnomówiącego wylewa się niski, lekko chrapliwy głos mężczyzny.
- Cześć, Kate – mówi niepewnie.
- Cześć.
- Możemy porozmawiać?
- Teraz?
- Obawiam się, że nadal nie chcesz mnie widzieć, więc nie mam za dużo możliwości.
- Mów, póki siedzę w aucie – pospieszam, zatrzymując się na czerwonym świetle.
- Rozmawiasz prowadząc?
- Albo zaczniesz mówić albo się rozłączę.Słyszę ciche westchnięcie, jednak James nie kontynuuje rozpoczętego przed chwilą wątku. I całe szczęście. Jeszcze mi tego brakowało, żeby traktował mnie jak dziecko.
- Okej – mówi cicho. – Możemy się spotkać?
- Nie.
- Kate... To ważne - nalega, biorąc kolejny głęboki wdech, jakby dopiero co przebiegł maraton.
- Chodzi o dzieci?
- Poniekąd.Wzdycham niechętnie, mrucząc kilka nieskładnych przekleństw pod nosem.
- Okej. Kiedy? – pytam od niechcenia.
- Jutro? Po południu?
- Nie mogę. Jestem umówiona – rzucam zdawkowo, ponownie wprawiając auto w ruch.
- Co? Z kim?
- Przypominam, że to nie twój interes. Jestem rozwódką, mogę spotykać się z każdym facetem, który stanie mi na drodze, a tobie nic do tego.
- Umówiłaś się z kimś? – pyta badawczo.
- A co cię to interesuje? Choć tak właściwie to ci powiem, bo czemu nie. Tak, umówiłam się z bardzo przystojnym prawnikiem, który już od dawna się do mnie klei, a teraz wreszcie ma jakieś szanse.Po drugiej stronie słuchawki zapada długa, nerwowa cisza.
- No, co jest? – dodaję złośliwie. – Co tak milczysz? Jeszcze chwilę temu chciałeś ze mną o czymś porozmawiać.
- Nadal chcę... Po prostu trochę mnie zaskoczyłaś...
- Czym? Tym, że chcę żyć normalnie? Że nie zamierzam spędzić reszty życia w samotności, rozpaczając po byłym mężu? – parskam śmiechem. – James, nie oszukujmy się. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że ty zapewne już dawno ułożyłeś sobie życie na nowo, a dziwi cię, że i ja próbuję to zrobić? Na co mam jeszcze czekać?
- Nic sobie nie ułożyłem. Nie zniknąłem po to, żeby szukać nowej żony, Kate – mówi surowo. – Oszalałaś?
- Ja? Czy ja oszalałam? A kto napisał pozew o rozwód? Kto go chciał?
- Ja, ale...
CZYTASZ
Tajemniczy Współlokator - Bez Ciebie | ZAKOŃCZONE
Novela Juvenil*3. część opowiadania "Tajemniczy Współlokator"!* Wszystko miało być dobrze. Wszystko, co razem przeszli miało wyłącznie zwieńczyć miłość i oddanie, którymi nawzajem się darzyli. Mąż, żona i troje dzieci - względnie idealna rodzina. Ale czy kolorowa...