Rozdział 6

48 5 1
                                    

Teresa

Zamykam za sobą drzwi i nadal nie mogę uwierzyć w to co chwile temu się wydarzyło, co się działo. Oh Panie! Jak On całuje, na samą myśl mrowią mnie usta. Odzywa się telefon w mojej torebce, szybko czytam wiadomość:
„Do zobaczenia wkrótce najpiękniejsza".
Dzięki niemu nie przestaje się uśmiechać, ten człowiek jest wyjątkowy, odpisuje mu szybko na wiadomość: „Tęsknie przystojniaku".
Niemal natychmiast siadam do komputera i zaczynam pisać, nowy bohater będzie miał jego cechy, jego oczy i jego uśmiech. Chichoczę jak głupia do tego komputera, czuje się jak nastolatka. Dobrze, że Marek tego nie widzi, znów mieszałby mnie z błotem. Macham ręką, a pomieszczenie wypełnia dźwięk, stukania po klawiaturze. Spoglądam na kuchenny zegar, który wskazuje pierwszą.
- O kurde! – Nie sądziłam, że tak długo mi zeszło. Jutro będę w pracy nieprzytomna, to nic. Zaczynam się śmiać, co ten facet ze mną robi? I tak będę niewyspana, więc biorę długą kąpiel, po której włosy zaplatam w dwa warkocze. Teraz mogę kłaść się spać, w marzeniach wyobrażam sobie jakby to było gdyby był obok mnie, obejmował mnie, a może powinnam do niego napisać? A nie, lepiej nie. Nie mogę być nachalna, tym bardziej o trzeciej nad ranem. Zamykam oczy i staram się zasnąć, dźwięk wiadomości sprawia, że szczerze się jak głupi do sera.
"Myślę o Tobie, nie mogę spać. Tandetnie brzmi, ale to prawda."
Nawet nie zdaje sobie sprawy, jak doskonale go rozumiem.
"To jest nas dwoje. Do zobaczenia jutro."
Trzy godziny snu to zdecydowanie zbyt mało, na dziś wybieram czarna opiętą sukienkę na ramiączkach, Marek ma wrócić dopiero za kilka dni, więc mogę sobie tak chodzić. Na nogi wsuwam pantofelki i mogę biec na autobus.
Godziny w pracy dziś wyjątkowo się dłużą, co chwile zerkam na telefon, sprawdzając, czy Tadeusz nie napisał.
-Pani Tereso, szef Panią prosi. – Przełykam głośno ślinę, bo są dwie opcje albo awans, albo zwolnienie. Idę posłusznie za asystentką, która od razu otwiera mi drzwi gabinetu prezesa.
-Dzień dobry. – Gość mierzy mnie wzrokiem, nigdy go nie lubiłam, jednak żaden pieniądz nie śmierdzi.
-Dzień dobry Pani Tereso. Proszę usiąść. – posłusznie wykonuje polecenie. – Jest Pani naszym pracownikiem od ponad roku.
-Zgadza się, jednak proszę przejść do rzeczy.
-Kilka firm nie przedłużyło nam zleceń, w związku z czym proszę bardzo. – Wręcza mi jakieś kartki, dokładnie tak jak się tego spodziewałam. Wypowiedzenie za porozumieniem stron. Staram się nie rozpłakać.
- Czyli rozumiem, że mam miesiąc.
-Zgadza się. Ma Pani sporo zaległego urlopu, wiec może go Pani teraz wykorzystać.
-Rozumiem. – Łzy napływają mi do oczu. – Czy to już wszystko?
-Tak.
Wracam na swoje stanowisko pracy i łapie za telefon, nadal żadnej wiadomości od Tadeusza. Wybieram jego numer, to właśnie jemu chce opowiedzieć o tym co mnie przed chwilą spotkało, w słuchawce tylko słyszę: „Abonent czasowo niedostępny"
Wysyłam mu wiadomość:
„Nie mogę się doczekać kiedy Cię zobaczę, Szef właśnie mnie zwolnił".
Nie dostaje żadnej odpowiedzi, ani teraz, ani nawet godzinę czy dwie później. Szkoda, że Marta ma dziś wolne, chociaż z nią mogłam pogadać. Moja zmiana dobiega końca, wychodzę z biura i czuje to podekscytowanie, już za moment już za chwile. Wchodzę na parking i ogarnia mnie rozczarowanie, nikt tam na mnie nie czeka, siadam na chwile na ławce i rozglądam się po parkujących samochodach. Nie pojawia się, ani godzinę później, ani nawet dwie. Idę na autobus pogrążona w swoich myślach. W torebce odzywa się mój telefon, spoglądam na wyświetlacz. Kolejne rozczarowanie tego dnia, to tylko Marek.
-Gdzie Ty kurwa jesteś?
-Czekam na autobus. A co się stało?
-Gówno! Pogadamy w domu.
-Jesteś w domu?
-A gdzie mam kurwa być?!
Czy może być coś gorszego, założę się, że Tadeusz powiedział o wszystkim Markowi. Z bijącym ze strachu sercem wracam do domu. Nie powinnam się tak zachowywać względem Tadeusza, zabawił się moimi emocjami i uczuciami, po czym uciekł. A ja głupia idiotka myślałam ze coś dla niego znaczę.
Przed drzwiami domu wciągam głęboko powietrze do płuc, chcąc uciszyć skołatane serce.
-Jestem! – krzyczę na wejściu, mój mąż siedzi ze szklaneczką whisky w salonie przed telewizorem.
-Wreszcie! Gdzie się kurwa szlajasz?
-Byłam w pracy. Ty też miałeś być!
-Zwolnił mnie! Wyobrażasz to sobie?! Zadzwoniła jakaś kobieta, że szef kazał powiedzieć, iż nie będzie już korzystał z moich usług. Jeszcze musiałem sobie sam uregulować rachunek za hotel! Co za bezczelność!
-Zdarza się. – Wzruszam ramionami.
-Mnie się tak nie traktuje!
-Muszę Ci o czymś powiedzieć. – Przełykam głośno ślinę. -Dostałam dziś wypowiedzenie.
-Brawo! Od zawsze wiedziałem, że do niczego się nie nadajesz!
-Nie mów tak! – odkłada szklankę i idzie w moją stronę. Staje tak blisko mnie, boje się. Tak cholernie się go boje. – Pójdę do swojej sypialni. – odwracam się na pięcie, lecz on łapie mnie z tylu za kark.
-Do garów, a nie do sypialni! -Popycha mnie na ścianę. – Chociaż podoba mi się ta Twoja sukienka, ciekawe z kim się puszczasz.
-Zostaw mnie Marek, co w Ciebie wstąpiło? – Uderza mną o ścianę, nabijając solidnego guza, czuje jego rękę na moim tyłku. – Puść mnie! Nie chce i nie będę z Tobą sypiać! Chce odejść!
-Co Ty powiedziałaś?
-Chce odejść. – puszcza mnie i się odsuwa. – Wybacz mi.
Odwracam się i idę do swojej sypialni, muszę spakować kilka rzeczy. Wyciągam walizkę i zaczynam się pakować, zerkam na telefon.
-Odejść? -Marek wchodzi z hukiem- ode mnie?
Popycha mnie na ścianę, boje się cokolwiek powiedzieć i jakkolwiek zareagować. Nawet nie wiem, skąd spada pierwszy cios, w brzuch, w twarz czy w głowę. Marek wpadł w furię, bije i kopie. Zamykam oczy, jedyne co widzę to błękitne oczy Tadeusza, one są jak lekarstwo. W ustach czuje metaliczny posmak krwi, zabije mnie. Wszystko mi jedno.
Nie wiem, która jest godzina gdy się budzę. Leżę w kałuże krwi i trudno mi się poruszać. Podnoszę się, torebka. Gdzie jest moja torebka? Widzę ją, wyciągam telefon i wybieram jedyny numer, który jest w stanie mi pomóc. Moja przyjaciółka nie odbiera, nagrywam się jej na sekretarkę z nadzieją, że odbierze szybko wiadomość, tak bardzo boli mnie głowa, zabieram tylko torebkę i próbuje wyjść z domu. Marek chrapie w salonie, z przerażeniem kładę stopę, a każde zgrzytniecie podłogi, sprawia, że się wzdrygam. Oddycham z ulga gdy udaje mi się wyjść na zewnątrz. Idę drogą, bez celu byle jak najdalej. W torebce odzywa się mój telefon, podnoszę słuchawkę z nadzieją, że to Tadeusz. Tak się nie dzieje, to Marta.
-Gdzie jesteś? – odzywa się głos
-Na drodze. Nie mam siły. – upadam i zamykam oczy. Zimny asfalt chłodzi moje obolałe ciało, nie potrafię się już podnieść.
Podnoszę powieki, oślepiające światło razi moje źrenice.
-Hej, hej obudziłaś się kochanie.
-Tadeusz? – staram się poruszyć, ale nie mogę.
-Jaki Tadeusz, to ja Marek! – nie tylko nie to! -Twój mąż.
Strach paraliżuje mnie tak bardzo, że nie mogę oddychać, Marek nachyla się nade mną, czuje jego śmierdzący oddech.
-odejdź. Zostaw mnie.
-Piśnij chociaż słówko, a zabije Cię a później Twojego kochasia. Potrącił Cię samochód.
-Witam Pani Tereso, obudziła się Pani.
-To ja zostawię cię w dobrych rekach, pójdę po wodę. -Lekarz zajmuje krzesło, na którym przed chwilą siedział mój mąż i kat w jednym.
-Pani Tereso, może Pani powie, co się tam tak naprawdę stało? – Do Sali wpada Marta z policjantami.
-Jezus Maria! Co ten chuj Ci zrobił?
-Nic.
-Gówno prawda. Dałam nagranie na policję.- Marta siada przy moim łóżku.
-On mnie zabije jeśli komuś powiem.
-Proszę Pani, - zaczyna lekarz- Pani obrażenia nie wskazują na wypadek tylko na ciężkie pobicie. Jest Pani ofiara przemocy domowej?
-To moja wina.
-Nie to Nie jest Pani wina. – Tłumaczy Policjant. – Pobił Panią?
Patrze w oczy przyjaciółce, zbierając w sobie cała odwagę jaką kiedykolwiek miałam.
-No dalej Teresko, pomogę Ci.- Marta trzyma mnie za rękę.
-Tak. Nie pierwszy raz. Proszę mi tylko obiecać, że On się do mnie nie zbliży.
-Zrobimy co w naszej mocy, aby dał Pani już spokój.
Pokrótce tłumaczę policjantom wszystko, co wydarzyło się od momentu, gdy wróciłam do domu. Nie mam siły na łzy, czuję, jakbym odniosła w pewnym sensie jakąś swoistą porażkę.
-Jestem kochanie ! -Marek wchodzi do sali.
-Pójdzie Pan z nami. - Policjant łapie mojego męża pod rękę.
-Jak mogłaś?! Zniszczę Cię szmato!
-Dobrze zrobiłaś. -Zaczyna Marta. - Naprawdę, On musi odpowiedzieć za to co Ci zrobił.
Czekam na moment, w którym zostaje sama, może to jest nachalne i naiwne, ale wybieram numer do Tadeusza, jedyne czego chcę to usłyszeć jego głos, zamiast tego znów słyszę: „Abonent czasowo niedostępny". 

Zanim powiesz nieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz