Epilog

95 8 3
                                        

Teresa

Ostatni rok był najlepszym i najgorszym jaki w życiu przeżyłam. Najgorszy był dlatego, że musiałam pożegnać się z ukochanym na zawsze. Chcąc zapewnić bezpieczeństwo mi i mojemu synkowi, a najlepszym w tym całym roku było to, że urodził się Tymek.

Klaudia wchodzi do ogródka, a ja mimowolnie się uśmiecham. Była pierwszą i jedyną osobą, która zagadała do mnie gdy się tu wprowadziłam, od razu wiedziałam, że nadajemy na tych samych falach, chociaż na początku, nie chciałam jej dopuścić do mojego życia. Dopiero w dniu narodzin Tymka, gdy odeszły mi wody i z całych sił przeklinałam Tadeusza, dotarło do mnie, że potrzebuje przyjaciółki, wsparcia.

-Dzień dobry- uśmiecha się wysoka szczupła brunetka z kręconymi włosami- Jak się dziś macie?

-Tymkowi idą pierwsze zęby więc mamy się kiepsko, ale stabilnie. – Klaudia siada przy stole, a ja podaje jej kubek z kawą, jednocześnie zerkając na małego Synka śpiącego w łóżeczku.

-Wiesz, ja nigdy nie pytałam, co z tatą Tymka, jednak widzę, że potrzebujesz pomocy. W domu trzeba dokonywać napraw, Ty sama z tym wszystkim nie dasz sobie rady.

-Radzę sobie. Tata Tymka. – Patrze w kubek- To moja wina, że go tutaj z Nami nie ma. -Klaudia dotyka mojej dłoni.

-Mam czas wyrzuć to z siebie.

-Zaczęło się jak byłam w ósmym tygodniu ciąży, wiedziałam że On ma kryminalną przeszłość, widziałam tez ze robi wszystko by tą przeszłość zamknąć. Jednak jego byli ludzie zaczęli wpadać z wizytami, chcieli to coraz więcej pieniędzy, a to sprzętu. Za każdym razem grozili bronią. Wierzyłam, że któregoś dnia to się skończy. Tydzień przed ślubem podpalili nam dom, jednak na ślubie –urywam i wracam wspomnieniami do hotelu w którym odbywała się uroczystość – Zjawili się też i oni. Zdemolowali całą salę w momencie w którym mieliśmy składać przysięgę. Grozili naszym rodziną.  Pamietam jak spojrzałam mu w oczy, wiedział co

Zrobię bo zawsze mu powtarzałam, że ja nie chce się bać. Już nie chodzi o mnie. Chodziło o niego.

Spoglądam na bawiącego się malucha i wracają wspomnienia, znów jestem ubrana na biało czując unoszącą się w powietrzu woń lawendy i wrzosu, a On zamiast klasycznej czerni ma na sobie granatowy garnitur i krawat w tym samym kolorze. Jego oczy tak pięknie się błyszczą gdy idę w Jwgo kierunku prowadzona pod rękę przez wujka Jana. Mężczyźni podają sobie dłonie.

-Dbaj o Nią- mówi wujek.

-Będę. – Odpowiada Tadeusz pełnym przejęcia głosem. Bierze mnie pod rękę i odwracamy się w kierunku urzędnika, wtedy to następuje. Do hotelowej Sali wpada kilkunastu ludzi i kijami basebolowymi zaczynają zrzucać wszystko ze stołu. Wezwana przez obsługę ochrona, nie wiele może zrobić. Słyszę ich śmiech. Szczególnie jednego, usłyszałabym go wszędzie.

-Wezwijmy policję – mówię do przyszłego męża

-Będzie jeszcze gorzej. Widzisz co robią.

Dwóch z nich wyciągnęło pistolety i zaczęli mierzyć do nas, a później do weselnych gości.

-I co Bystrzycki? Już tak nie kozaczysz?

-Odejdźcie. -Mówi Tadeusz, zasłaniając mnie własnym ciałem.

-Odejdziemy. Właściwie już nas nie ma.

Kiedy wyszli odwróciłam się do Tadeusza, On chyba już wtedy wiedział co chce mu powiedzieć, pamietam jak jego błękitne tęczówki zaczęły zachodzić mgłą. Rozejrzałam się po Sali, która teraz wyglądała jakby wybuchł tu granat. Widziałam przerażone oczy mamy, wuja i Dominiki.

Zanim powiesz nieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz