Rozdział 12

48 5 1
                                    

Tadeusz
-Nie wpuścisz mnie do środka? -Sasza patrzy na mnie, odpalając papierosa.
-Wybacz, ale nie.
-Co z moimi samochodami?
-Jakimi samochodami? Człowieku siedziałem, moi ludzie z resztą też.
-Wiesz, ile mnie to interesuje? Potrzebuje kilka aut.
-Nie wracam już do tego.
-Zastanów się. Będę tu jeszcze przez trzy dni. – Klepie mnie po ramieniu- dzisiejsza wizyta to tylko ostrzeżenie.
-Nie probuj mnie straszyć. – mierzymy się wzrokiem, stojąc twarzą w twarz.
-Nie straszę. Pozdrów dziewczynę. -Odwraca się i odchodzi. Wiem, że agresja i nerwy nic nie dają, jednak mimowolnie zaciskam pięści. Potrzebuje chwili, by złapać oddech i dystans. Wracam do kobiet, które w ciszy jedzą posiłek, obydwie patrzą na mnie z zapytaniem w oczach, oczekując odpowiedzi.
-To był Sasza. Człowiek, który zamawiał u mnie samochody. -Mama krztusi się kawałkiem sałaty, lecz Teresa zostaje niewzruszona. -Chce, abym wyrównał rachunki.
-Masz u niego jakiś dług? – Księżniczka podnosi wzrok znad talerza.
-Tak. Nie zrealizowane zlecenie.
-Obiecałeś, że już nie będziesz tego robić. – mama odkłada sztućce, jakbym odebrał jej apetyt. -Teresa może Ty mu coś na to powiesz?
-Nie mogę mu mówić, co ma robić, nawet nie wiem, czy ten Sasza jest groźny.- Łapie mnie za rękę, spoglądając mi przy tym w oczy. – Nie chce Cię znów stracić.
-Chyba szykuje się nam w rodzinie wesele. Najwyższy czas. W końcu już masz dwadzieścia pięć lat!
-To ja jestem trochę starsza. – Chrząka Teresa, zabierając rękę.
-Nie ważne, wiek to tylko liczba. Najważniejsze jest serce.
-Masz racje Tadziu. – Jem obiad podczas gdy kobiety rozmawiają o pogodzie i zainteresowaniach, o książkach, cytatach i pisarzach. Widać, że się dogadują. -Przepraszam, zostawię Was.
-Mama i te jej poobiednie drzemki. – Zaczynam się śmiać. -Napijesz się kawy? Siądziemy na tarasie? Teri widzę, że coś jest nie tak.
-Boje się ok? Zadowolony?
-Kochanie nic mi nie będzie.
-Nie wiesz tego, znów znikniesz, a ja nie chce znów cierpieć. – Przewracam oczami. -Poza tym jutro jest poniedziałek. Muszę stawić czoła Wiktorowi.
-To wszystko prawda co zrobił Ci Twój mąż?
-Były mąż. Zależy, o co pytasz.
-Przydzielili go do mojej celi, na dzień przed moim wyjściem. Opowiedział mi, co Ci zrobił, a ja ze wszystkich sił starałem się mu nie najebać.
-Tak to prawda. Próbowałam się do Ciebie wtedy dodzwonić, chciałam poprosić o pomoc. Jednak nie byłeś już aktywny, że tak powiem.
-Wybaczysz mi?
-Co mam Ci wybaczać? Przecież nie miałeś obowiązku mnie ratować, każdy z nas musi zadbać o siebie. -Widzę, jak patrzy w dal, jakby za tym lasem widziała coś więcej. Siedzimy w milczeniu, dobrze jest moc tak ja obserwować, samo bycie przy niej jest nagrodą.

Teresa

Pytanie Tadeusza przywołało złe emocje i wspomnienia, byłam pewna, że ten etap mam już za sobą i pogodziłam się z przeszłością, a jednak nie. Przeszłość jest we mnie, nadal żywa, pytanie tylko, czy uda mi się ja zaakceptować.
-Przyjdziecie na dół? Chciałabym Ci coś pokazać Teresko. – Głos mamy Tadeusza odbija się echem od ścian.
-Idziemy? – Napotykam to błękitne spojrzenie i uśmiech, wart wszystkiego.
-No chodź.- Bierze mnie za rękę i razem schodzimy w dół.
-Siadajcie. – na stole stoi ciasto truskawkowe i album ze zdjęciami. Mama Tadeusz siada obok mnie i zaczyna opowiadać o jego przygodach, jak był mały.
-Wyobraź sobie, że nie było siły na niego- uśmiecha się, jednak w jej oczach czai się gdzieś łza. – Zawsze było go wszędzie pełno. Nie było też roku, aby nie miał czegoś złamanego i uwierz mi, nie mówię tu o złamanym sercu. Kiedy miał szesnaście lat, zmarł jego ojciec, a On szybko musiał dorosnąć. Zobacz, tutaj są zdjęcia- pokazuje na chłopca pogrążonego w zamyśleniu, nawet z fotografii bije smutek. -A Tutaj jest zdjęcie po przejażdżce sportowym samochodem. – Chłopak się uśmiecha, a w jego oczach pojawia się błysk.
-To wtedy zdecydowałeś, że będziesz robił to co robiłeś?
-Nie trochę później. – Uśmiecha się, mrużąc powieki- dokładnie wtedy zdecydowałem się, że będę kradł samochody, gdy moja mama kolejny raz kładła się głodna spać, bo dała mi ostatnią kromkę chleba. Pracowała na dwa etaty, a mimo to nadal brakowało nam pieniędzy, czynsz i konieczne naprawy w mieszkaniu, ubrania dla mnie, bo sama chodziła w starych łachmanach.
-Tadeusz daj spokój.- Zaczyna jego mama ze łzami w oczach.
-Nie mamo, chce, żeby Teresa wiedziała, dlaczego tak się zachowywałem. – Patrzy na mnie przez łzy w oczach. – Kilka dni później udało mi się znaleźć prace u bogatego biznesmena, byłem tak zwanym myjkowym. Podobały mi się fury, które stały u niego w garażu. Każdego dnia dostawałem pieniądze, duże pieniądze, bo za dzień miałem trzysta złotych. Dla nas wtedy to było mnóstwo pieniędzy. Pamiętam, jak zrobiłem w pierwszy dzień zakupy i przyszedłem z nimi do domu, do końca życia będę mieć ten obraz w pamięci, jej radość. Pracując u Darka, stopniowo wdrażałem się w procedury, chłopaki uczyli mnie rozbiórki samochodów, tego jak kraść samochody, aż pewnego dnia zwinąłem swój pierwszy samochód. Pamiętam tę adrenalinę, to szczęście że i mnie się udało.
-Jesteś niesamowitym człowiekiem.
-Ja Ci tu mówię, że kradnę samochody a Ty mi, że jestem niesamowity? -Oboje zaczynamy się śmiać.- kiedy przyjechałem nim na warsztat, wszyscy bili mi brawo, a szef wziął mnie na bok i zaczął ze mną rozmawiać, wtedy zdecydował, że mnie wszystkiego nauczy, pół roku później sam dowodziłem akcjami i ludźmi, możesz sobie wyobrazić, że nie wszyscy byli zadowoleni. Jednak gdy szef zmarł, zostawił testament i swoim majątkiem podzielił kilkoro ludzi, ja przejąłem interes i kontakty.
-Zrobiłeś to dla nas- Mama Tadeusza ukradkiem wyciera łzę, a ten nastrój udziela się też mnie, mrugam szybko, nie chcąc, aby łzy się skropliły i spłynęły mi po policzkach.
-Dobra a teraz koniec tego smutnego tematu. Co powiesz na kino?
-Wiesz, nie dziś. – Znów tonę w błękicie jego oczu. – Chciałabym pojechać do domu, przygotować się na jutro do pracy.
-Rozumiem. – Bierze moja dłoń i podnosi sobie do ust- Nie potrzebnie mi się tłumaczysz. Odwiozę Cię do domu.
Kiwam potakująco głową, żegnam się z Panią Bystrzycką, chciałabym, żeby moja mama miała, chociaż cień jej wrażliwości, ale nie ma trudno. Już nawet nie pamietam kiedy z nią ostatni raz rozmawiałam.
Po powrocie do domu rzucam wszystko i jest tylko jedna rzecz, którą chce zrobić, rzucam wszystko, wyciągam zeszyt i zaczynam pisać, moja ręka dokładnie wie, jaka ma być treść książki. Śmieje się i płaczę na zmianę, opisując perypetie wymyślonych przeze mnie bohaterów. Odrywam się od pisania gdy zegar pokazuje trzecią. Zajebiście, dawno aż tak się nie wkręciłam. Mięśnie mi zesztywniały, a nogi gdy wstaje, odmawiają mi posłuszeństwa.
-Oj głupia idiotka z Ciebie, oj głupia. - Karce się, patrząc sobie w oczy. - I tak nigdy tego nie wydasz, nigdy nikt nie usłyszy o Teresie z zadupia piszącej głupoty.
Spuszczam głowę i idę do łóżka, czasem pokusa pisania jest tak silna, jak najgorsze uzależnienie. Nie chce niczego ani nikogo, chcę tylko siąść i pisać, a jedyny odgłos, jaki chce słyszeć to szmer długopisu po kartce.
-Mówiłem Ci, że nie będę tolerował nie subordynacji w pracy! - Wiktor drze się na mnie, a mnie włoski jeżą się na głowie.
-Nie mówiłeś, ze mam być dziś wcześniej niż na jedenastą, bo mamy spotkanie.
-Mówiłem! Ty już słyszysz to co chcesz słyszeć! Za to spóźnienie masz po premii w tym miesiącu.
-Przeżyje.- Warczę, czym zaskakuje sama siebie.
-Wracaj do swoich obowiązków. Potrzebuje raporty, dobowe, tygodniowe i miesięczne na jutro na ósmą rano, uprzedzając Twoje pytanie: Nie możesz zabrać pracy do domu. Chce mieć Cię na oku.
-Nie będę w stanie ogarnąć tego na jutro, to jest zbyt dużo pracy.
-Wyglądam,, jakby mnie to interesowało?- Gbur odwraca się i wychodzi, wiem, że mści się na mnie za ta sytuacje w dyskotece. Sprawdzam telefon, błękitnooki się nie odezwał.
-Witam, czy pracuje tu Pani Teresa? -Kurier wchodzi do holu z ogromnym bukietem róż.
-To ja słucham?
-Kwiaty dla Pani. Proszę tu podpisać. - Składam podpis i odbieram bukiet. Pomimo ochrzanu od szefa czuje się najszczęśliwsza pod słońcem. Otwieram liścik:
"Dla najpiękniejszej. T."
Banał, który wywołuje szeroki uśmiech na mojej twarzy. Dawno nie czułam się taka szczęśliwa, dawno nie czułam się też tak bardzo kobieca. Biorę telefon i wybieram numer.
-Halo?- Słyszę w słuchawce hipnotyzujący głos.
-Dziękuję za kwiaty.
-Proszę bardzo, widzimy się dziś?
-Nie mogę. Szef zasypał mnie robotą. -Wiktor wychodzi ze swojego gabinetu i patrzy na mnie gniewnie.
-Nie płacę Ci za plotkowanie z przyjaciółką i trzymanie chabazi na biurku! Weź się do roboty.
-Najebie mu. - Głos w mojej słuchawce. -Nikt nie ma prawa na Ciebie krzyczeć, słyszysz?
-Przepraszam Cię, muszę kończyć. - Patrzę na szefa, który nadal stoi nade mną. - Kocham Cię, zadzwonię później.
Wiktor odwraca się na pięcie i zaciśniętymi pięściami wychodzi z holu i wsiada do windy. Staram się uspokoić swoje wewnętrzne przerażone dziecko i wziąć się do pracy. Tabelki, tabeleczki, notatki.
Z pracy wyrywa mnie dźwięk podjeżdżającej windy. Spoglądam wyczekując kolejnego opierdolu od szefcia, lecz zamiast niego wchodzi do środka jakiś obcy facet.
-Witam. - Mówi łamaną polszczyzną.
-Dzień dobry. - Zaczynam.- Czy był Pan umówiony?
-Nie, jednak chciałem się spotkać z szefem.
-Bardzo mi przykro, szefa nie ma. - Brązowe oczy wpatrują się we mnie, a ja wewnętrznie się kurczę. Coś sprawia, że boje się tego człowieka.
-No nic, trudno. Piękne kwiaty. - Spoglądam na bukiet i mimowolnie się uśmiecham. - Tak jak i Pani, może ja się przedstawię. Sasza.

Zanim powiesz nieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz