Tadeusz
-Na ziemie! No już! Wszyscy! – Pomieszczenie powoli zapełnia się antyterrorystami i policjantami, leżę głową do dołu, zajebiście. Mam nadzieje, że chociaż transport wyjechał bez obsuwy, co teraz z nią będzie? Będę musiał do niej zadzwonić. -Ręce na głowę.
Posłusznie wykonuje polecenie, po co szarpać się i wdawać w pyskówki, lepiej być grzecznym. Wsadzają mnie do radiowozu, podczas gdy przeszukują dziuple, tak jakby coś znaleźli, chce mi się śmiać, naiwność policjantów i prokuratora chyba nie ma granic.
-No to jak Panie Tadeuszu- zaczyna prokurator po przewiezieniu na komisariat.- Ile samochodów Pan ukradł ostatnio?
-Ja? Żadnego – uśmiecham się smutno.
-Widzisz Bystrzycki, trochę nam zajęło wywęszenie Ciebie, a z kolei Ciebie zgubiła nieuwaga, spójrz -rzuca mi zdjęcia przed nos. Są tu fotografie z ostatnich dni, jak jeżdżę po osiedlu na rowerze, są też, jak spotykam się z Teresą.
-Muszę zadzwonić. – Prokurator zaczyna się śmiać. – Chyba muszę kogoś zawiadomić?
-Policjanci pojadą zawiadomić Twoją mamę, będziesz współpracował czy nie ?
-Nie wiem, o co Panu chodzi Panie prokuratorze.
-W takim razie, na czas śledztwa zostajesz osadzony w areszcie śledczym, póki co na trzy miesiące. Wiesz, co to znaczy?
-Aż za dobrze. – Prycham. Znów, jakiś cieć zakłada mi kajdanki, sprowadza schodami w dół do pomieszczenia dla osób zatrzymanych. Starszy policjant, który już dawno powinien być na emeryturze, informuje mnie gdzie mam odłożyć pasek, sznurówki i tak dalej. Twarda prycza nie ma w sobie nic komfortowego. Choćbym nie wiem, jak się starał, nie potrafię opanować gniewu, jaki czuje. Nie na system, lecz na siebie. Ona została tam całkiem sama, beze mnie, nie mogę patrzeć w jej błękitne oczy, czuć jej miękkich ust. Wstaje z łóżka i kładę się na podłodze, przy pięćdziesiątej pompce moje mięśnie mają dość, a ja czuje się zmęczony, padam na pseudo łóżko i odpływam w sen.
-Bystrzycki! Dość tego wylegiwania się w łóżku. Przygotuj się, za dziesięć minut ruszamy. – Nie odpowiadam, boje się, że w momencie, w którym otworze usta wydobędą się z nich same niecenzuralne słowa.
Na bramie aresztu pracownicy służby więziennej czekają na mnie w pełnym umundurowaniu, teraz czeka mnie szereg formalności.
-Tadeusz Adam Bystrzycki syn Arkadiusza, zgadza się?
-Niestety. Możecie mi ściągnąć to z rąk i nóg ? Przecież nic wam nie zrobię.
-Takie procedury.
Z kajdankami na rekach idę do miejsca, w którym odbieram swoje ubranie, pościel – koce i poszwy oraz środku czystości. Nie mogę dzwonić, nie mam widzeń. Tylko spotkania z adwokatem, w sumie to jego nie mogę się najbardziej doczekać. Współ osadzeni patrzą na mnie dziwnym wzrokiem.
-Coś za jeden? - Odzywa się leżący na górnej koi łysy mężczyzna.
-Tadeusz. -Wybucha śmiechem.
-Za co siedzisz?
-Za morderstwo, więc mnie nie wkurwiacie. - Warczę i zajmuje wolną pryczę. Nie wiem kiedy mija mi dzień, ciągle mam wrażenie, że stanie się coś złego, coś, na co nie mam wpływu. Oby tylko z mamą było wszystko dobrze, a co jeśli ten idiota zrobi coś Teresie? Zbyt dużo tego coś.
Następnego dnia po obiedzie mam widzenie z adwokatem, Pan Loterski jest drogi, ale wart swojej ceny.
-Posłuchaj mnie, nie wygląda to dobrze- odzywa się mecenas. - Mają zdjęcia, dowody.
-Kurwa. Mam tu teraz siedzieć trzy miesiące?
-Z tego co się orientuje, trafiłeś na najgorszego chuja wśród prokuratorów, będzie chciał Ci dojebać.
-Ja pierdole, posłuchaj mnie. Niech moja mama odnajdzie Teresę Wałczyńską, powie jej, co się ze mną stało.
-Przekaże. Może jeśli byś poszedł na ugodę z...
-Nie będę sypał.
-Jak chcesz.
-Załatw mi pojedynczą celę.
-Nie wiem, czy to się uda.
-Weź, nie pierdol, wiem, że masz tu niemałe kontakty.
Gad prowadzi mnie z powrotem do celi, znów kładę się na pryczy. Jebana monotonia, nie chce tulić do siebie kołdry, chce mieć w ramionach moją Teresę. Mam złe przeczucie, graniczące z pewnością, że coś się jej stało.
Nie chce mi się wstawać, nie chce mi się jeść ani nawet kurwa srać. Dałem się podejść jak dziecko, byłem zaślepiony Teresą tak bardzo, że nie zauważyłem ogona. Zdarza się, jest tego warta. Jest warta wszystkiego.
Tydzień później, po serii stu pięćdziesięciu pompek, padam na twarz w swojej małej pojedynczej celi. Prokurator gromadzi dowody, a gdy mama była u Teresy, jej już tam nie było. Nie wiem gdzie jest, ani co się z nią dzieje. Jej dom stoi pusty, ta bezradność mnie pogrąża. Jednak nie mogę jej stać na drodze, muszę się odkochać. Tak, zakochałem się jak naiwny szczeniak, niesamowicie za nią tęsknie. W marzeniach układam wszystkie możliwości naszego spotkania, tego co jej powiem, kiedy pozwolą mi zadzwonić.
Tydzień przed planowanym wyjściem, została ogłoszona wokanda, na którą właśnie się przygotowuje, dziś ma zostać wydany wyrok, w mojej sprawie. Adwokat mnie uspokaja, że nie jest tak źle, jednak ja wiem, że jest krytycznie. Słucham aktu oskarżenia, czytanego przez sędziego, prokurator się postarał, żąda dla mnie pięciu lat pozbawienia wolności. Po godzinnej rozprawie zapada wyrok, dwa lata pozbawienia wolności. Jebane dwa lata. Po sprawie od razu kieruje kroki do kantyny i kupuje kartę do budki telefonicznej. Wręcz błagam gada, aby pozwolił mi zadzwonić, na co się po chwili zgadza. Wybieram jeden numer, jeden głos, który chce usłyszeć.
-Halo?- do oczu napływają mi łzy, nie wierzę, że ją słyszę.
-Witaj kochanie. - Staram się nie rozpłakać do słuchawki.
-Kto mówi?
-Ałć.
-Tadeusz?! - Zniecierpliwienie w jej głosie, niemal daje się wyczuć.
-Dobrze Cię usłyszeć.
-Znów chcesz zabawić się moim kosztem?
-Nie to nie tak, pozwól, że Ci wyjaśnię.
-Nie ma co. Nie dzwoń do mnie więcej. Zostaw mnie w spokoju, tak będzie najlepiej.
Rozłącza się, a moje serce pęka na kawałki, nie mogę już dłużej udawać, że jest dobrze podczas gdy jest kompletnie do dupy.
-Wystarczy. Wracaj do celi.
Ma rację, wystarczy, nie spodziewałem się usłyszeć takiej odpowiedzi. Kurwa, kogo ja staram się oszukać, sam bym sobie tak odpowiedział.
Teresa
Dni w szpitalu mijają mi pod bacznym okiem lekarzy i fizjoterapeutów, którzy pomagają mi wrócić do pełnej sprawności z tego co wiem, to Marek siedzi w areszcie, nie wiem jeszcze, jak długo tam będzie, ale chce wrócić do domu po swoje rzeczy.
Dwa tygodnie później nadchodzi upragniony dzień, dzień, w którym wychodzę ze szpitala. Ciągle mam wrażenie, że Tadeusz gdzieś tu się zjawi, kiedy idę z Martą przez szpitalny parking, rozglądając się za nim, ciągle ze mną jest, w moich myślach, sercu.
-Patrzysz za nim?
-Za kim?
-No nie udawaj, za tym całym Tadeuszem.
-To już nie ważne, wydaje mi się, że On był tylko snem albo dobrym duchem, który zjawił się na mojej drodze, bym zdecydowała się odejść od męża.
-Być może tak.
-No albo nie dałam mu dupy i stwierdził, chuj nie ta to inna.
-Jesteś niemądra. Wskakuj, pojedziemy po Twoje rzeczy.
W domu, w którym kiedyś dawno temu byłam szczęśliwa, wszystko zostało nie naruszone, nawet plama z krwi w mojej sypialni została, nikt jej nie zmył. No i jest jeszcze roztrzaskany komputer na podłodze w kuchni.
Pakuje ubrania i kosmetyki do torby, nie wiele chce stąd zabrać. Wiem, że gdybym chciała, mogłabym tu mieszkać, jednak jest tu za dużo złych wspomnień, w zasadzie więcej złych niż dobrych. Małe auto mojej przyjaciółki powoli się zapełnia, nawet nie wiedziałam, że mam tyle rzeczy. Ostatni raz rozglądam się po tym miejscu i zamykam za sobą drzwi.
-Muszę znaleźć pracę. - Mówię Marcie przy kolacji, koniecznie, jak najszybciej.
-A może spróbujesz wydać swoje książki?
-Błagam Cię. Kto by chciał je czytać? Dyrdymały i tyle. Pożyczysz mi komputera muszę napisać cv.
-Wiesz, gdzie co jest, czuj się jak u siebie.
-Dzięki.
Marta idzie do swojego pokoju, a ja zostaje z komputerem w kuchni, linijka po linijce zapełnia się tekstem, po godzinie moje mało imponujące cv leci w odpowiedzi na pierwsze ogłoszenie, później kolejne i następne. Jednak w moich myślach jest ciągle On, a może coś mu się stało? A może go próbuje w głowie tłumaczyć? No nic najwyższy czas zacząć nowe życie.
Tydzień później mogę ruszać na pierwszą rozmowę o pracę, jako asystentka w biurze. Praca może nie jest szczytem marzeń i spełnieniem ambicji, jednak żaden pieniądz nie śmierdzi.
-Twoje zdrowie Stara! - Marta wznosi kieliszek wina. - Jeszcze nie minęły trzy miesiące, a Ty już jesteś rozwódką!
-I asystentką szefa!
-I asystentką szefa! - Powtarza za mną w szerokim uśmiechu, gdy stukamy się kieliszkami.
-Wiesz, za tydzień się wyprowadzę, dziękuję Ci za pomoc, bez Ciebie bym sobie nie poradziła.
Mój telefon leżący na stole właśnie zaczął dzwonić, to jakiś dziwny numer.
-Halo?- Odbieram połączenie, jednocześnie uciszając przyjaciółkę.
-Witaj kochanie. - Nie wierzę, że słyszę jego głos, muszę się upewnić.
-Kto mówi?
-Ałć.
-Tadeusz?! - Łzy pojawiają się momencie w moich oczach i skraplają po policzkach.
-Dobrze Cię usłyszeć.
-Znów chcesz zabawić się moim kosztem?- By może znów jestem jakąś opcją.
-Nie to nie tak, pozwól, że Ci wyjaśnię.
-Nie ma co. Nie dzwoń do mnie więcej. Zostaw mnie w spokoju, tak będzie najlepiej. - Rozłączam się i już tego żałuje, chyba zbyt ostro go potraktowałam, a nie powinnam. Staram się oddzwonić na ten numer telefonu, ale jedne co słyszę to : „Połączenie nie może zostać zrealizowane". -Kurwa.
CZYTASZ
Zanim powiesz nie
RomanceKobieta, o ognistych włosach i spojrzeniu tak gniewnym, że ledwo potrafię przełknąć ślinę. Nasz wzrok na moment się krzyżuje, a ja nie potrafię odpuścić. Gdy mnie mija, zapach jej perfum pieści moje zmysły. Kim Ona jest? Dopóki moje spojrzenie, nie...