Rozdział 17

31 5 0
                                    



Teresa

Siedzę w tym samochodzie ogarnięta rozpaczą i totalną dezorientacją. W oddali widzę jak zbliżają się światła samochodu, to musi być on.  Już za chwile mój koszmar się skończy. Tadeusz wysiada z samochodu, jego sylwetkę oświetla blask reflektorów. Słyszę całą ich rozmowę, ale nie mogę się odezwac. Wiktor zakleił mi usta, nawet nie mam jak ostrzec Tadeusza, że ten czai się gdzieś tam. Staje za nim i kopie go w nogi, a gdy przystawia mu lufę do skroni zaczynam wariować. Kopie w tapicerkę, rzucam się na tylnym siedzeniu. Sasza idzie w końcu w moją stronę, otwiera mi drzwi.
-No i co mała kurwo? Chcesz dołączyć do kochasia? – Łapie mnie za włosy i wywleka z samochodu rzucając na zimną ziemie. Skrępowane nadgarstki uniemożliwiają mi podniesienie się, jestem bezradna.
-Rusz się a zrobię Ci dziurę w głowie. – Wiktor syczy do Tadeusza.- Podnieś że ją Sasza.
-Po chuj? Niech gryzie piach.
-Głuchy jesteś? -Zgubiłam się i już nie wiem kto tu dowodzi.-Sasza łapie moje ramie i podnosi mnie do klęku. Patrzę w przerażone blekitne oczy, nie wiem co teraz z nami będzie. Jeśli do tej pory miałam chociaż cień nadziei, że gdy dostaną samochody ten koszmar się skończy to właśnie w tej chwili ta nadzieja się ulotniła.
-Dostaliście wszystko to co chcieliście, tak wiec błagam Was wypuśćcie ją.
-A może by tak zrobić wyliczankę? – Wiktor robi krok w moją stronę i przykłada pistolet do mojej twarzy. Zimno stali sprawia mi fizyczny ból. – To jak rudzielcu znasz jakąś?
-Zostaw ją! Zabij mnie! – Krzyk Tadeusza rozdziera mi serce. Wiktor staje pomiędzy nami i przykłada mi lufę do czoła.
-Chcesz coś powiedzieć? – kiwam przytakująco głową. Zrywa mi taśmę z ust, staram się nie zwracać uwagi na ból jaki mi zadaje. – Słucham.
-Tadeusz, dziekuje że pojawiłeś się w moich życiu. – Glos mi się łamie, ale staram się mówić dalej.- Kocham Cię.
-Teri, jestes dla mnie wszystkim. – Nigdy się nie zastanawiałam jak będzie wyglądać moja smierć, jak będę wyglądała jako nieboszczyk. Podnosze wzrok w górę i patrzę swojemu eks Szefowi w oczy. -Zostaw ją!
-No dalej. – mówię do Niego. A ten powoli pociąga za spust. Mam nadzieje, że byłam dobrym człowiekiem, a gdzieś kiedyś może w kolejnym życiu będzie mi dane być szczęśliwa. Słyszę kliknięcie ale nie czuje żadnego bólu, nadal klecze na kolanach. Po moich policzkach skraplają się łzy.
-Mówiłem, że zabawimy się w wyliczankę. W magazynku mam jeden nabój. Pytanie na kogo wypadnie. -Odwraca się do mnie plecami i lufę kieruje w stronę Tadeusza. On musi zyc dla siebie i dla swojej mamy. Sasza odchodzi na bok z telefonem przy uchu. Jeśli tylko uda mi się wstać. Opieram się o zderzak samochodu, powoli się podnosząc.
-Nie kombinuj! – Głos Saszy sprawia, że zastygam w bez ruchu. Dopada do Tadeusza i zaczyna go okładać pięściami. – Ten skurwiel podłożył nam minę.  W jednym z aut była pluskwa.
-Kurwa.
Wiktor się odwraca w moja stronę a ja ruszam na niego, nie wiele myśląc o konsekwencjach. W mojej głowie chce tylko uchronić Tadeusza. Przewracam go ciężarem swojego ciała. Huk mnie ogłusza, ból jaki czuje, jest niewyobrazalny, nigdy nie sądziłam, że coś może tak bolec. Sasza łapie mnie za włosy i szarpie do gory.
-Po chuj się stawiasz?! – dostaje w twarz tak mocno, że upadam tuż obok zakrwawionego Tadeusza. Rusek przewraca mnie na brzuch i rozcina taśmę, która miałam skrępowane ręce. – Wkurwilisci mnie tak wiec teraz grzecznie, pójdziesz wykopać grób swojemu chłoptasiowi.
-Dostałeś to co chciałeś ! Daj nam spokoj! – oboje wybuchają śmiechem.
-Idź kopać. – Wiktor rzuca łopatę na ziemie, a Sasza odwraca nieprzytomnego Tadeusza na brzuch i krępuje mu z tylu ręce. -Poczekam aż się ocknie a wtedy będzie patrzył jak jego milosc zakopuje go żywcem. No już do dzieła! Nie mamy całej nocy.
Trzęsę się nie wiem czy to z zimna czy dlatego, ze boli mnie ręka. Modlę się o ratunek, który nigdy nie nadejdzie, muszę uratować siebie sama.
-Pokażesz mi jak się kopie? -Pytam swojego szefa.
-Domysl się kurwa!
Wbijam szpadel w ziemie, lecz z marnym skutkiem. Nic na to nie poradze, ze nie wiem jak obsługiwać takie rzeczy. W końcu Wiktor zbliża się do mnie. O to właśnie mi chodziło. Biorę zamach i wale go łopata. A co jeśli go zabiłam? Bo upadł, zabieram mu broń, która i tak nie wiem jak obsługiwać i na trzęsących się nogach staje za Saszą, który jest pogrążony w przeglądaniu czegoś na telefonie. Przykładam mu pistolet między łopatki, a ten wybucha śmiechem.
-Wiktor dobrze Ci idzie skradanie się, ale mnie nie nabierzesz. Jeśli tak bardzo chcesz możesz przelecieć tą małą. Znalazłem dla niej idealnego kupca.
-Sasza – odzywam się – jeśli chcesz możesz dołączyć do Wiktora. Znalazłam dla Was idealne miejsce.
Odwraca się i patrzy mi w oczy, boje się pociągnąć za ten cholerny spust. Robiąc to nie będę wcale lepsza od nich, a co jeśli tu zginę? Jeśli zabiłam Wiktora i pójdę siedzieć.
-Nie zrobisz tego. Nie pociagniesz za spust. Jesteś nikim i zginiesz jak nikt. – Naciskam spust, lecz nic się nie dzieje.- Wiem ze masz broń Wiktora a tam była tylko jedna kula. Jednak dziekuje za wyeliminowanie wspólnika.
-Zostaw ją! – Słyszę glos Tadeusza. Żyje.
Sasza przyciąga mnie do siebie i odwracamy się w kierunku mojego ukochanego. Nie mam sil ani pomysłu jak walczyć i się bronić. Odwraca mnie tyłem do siebie tak, że teraz mogę patrzeć na Tadeusza.
-Popatrzysz sobie Bystrzycki? No pewnie, że tak. Przecież i tak nic nie możesz zrobić. – Przeciąga językiem po skórze na mojej szyi. – Dobrze smakuje, strachem. Lubię jak się boją, mój kutas od razu rośnie.
-Zabije Cię! -Smiech dzwoni mi w uszach. – Nie próbuj jej tknąć.
Zjeżdża swoją ręką na mój biust, zaciskając dłoń na mojej piersi.
-Fajne są.
-Na glebę! – Słyszę jakis męski głos. – Ręce i na glebę. Jakies światła zaczynaja dodatkowo oświetlać miejsce, nie wiem co to za ludzie. Huk przecina powietrze, a ja boje się ruszyć – Sasza Kazimirow puść kobietę. Koniec zabawy. – Rozluźnia uścisk a ja Opadam obok Tadeusza próbując go rozwiązać. – Szukajcie tego drugiego. Kazimirow jesteś zatrzymany.
-Zabiłam go. – Mówię przez łzy. Mężczyzna patrzy na mnie, a ja wiem, że czeka mnie kara. – Pokaże Wam.
-Co Ty mówisz Teri?
-Uderzyłam go łopata jak kazał mi kopać grób dla Ciebie. Poniosę konsekwencje. – Szlocham a policjant wyciąga do mnie rękę.
-Pokaz gdzie leży.
Idziemy w trójkę na miejsce niedoszłego pochówku Tadeusza, lecz poza szpadlem nie znajduje tam nic ani nikogo innego.
-Plus jest taki, ze nikogo nie zabiłaś. Minus jest taki ze Wiktor zwiał. Znajdziemy go.
-Powiesz mi dlaczego tak późno? – Odzywa się Tadeusz tulący mnie do siebie.
-Czekaliśmy na dogodny moment poza tym nie miałem AT-ków. – Jest mi słabo, staram się stawiać kroki oparta o Tadeusza, ale ciężko mi idzie. -Zaraz będzie karetka. Opatrzą Was i odwieziemy Was do domu. Ta rana na Twojej ręce nie wyglada za dobrze.
Ktoś okrywa mnie kocem, a parking w lesie wypełniają niebiesko-czerwone swiatla. Lekarz w karetce zakłada mi opatrunek i sugeruje podroz do szpitala.
-Chce do domu. Do mojego domu. – Mówię półszeptem. Tadeusz jest trochę posiniaczony, a krew prawie całkowicie została wymyta z jego twarzy. Patrze w jego zatroskana twarz i nie jestem w stanie ukryć łez. – Powinieneś pojechać do szpitala.
-Tez chce do domu. – całuje mnie w czoło. – Nikodem, odwieziesz nas?
-Tak. To była trudna akcja. Dziekuje za Twoja pomoc.
-Co z Wiktorem?
-Prawdopodobnie zostanie wystawiony list gończy i wszyscy będą go szukać, Wy dostaniecie ochronę, ale o wszystkim i tak zadecyduje prokurator. Daj mi kluczyki do Twojego samochodu, ktoś Ci go odstawi.
-Są w stacyjce. Chodź Skarbie. – Otula mnie ramieniem, a ja mimo to nie potrafię przestać płakać. Po powrocie do domu, on gdzieś znika. Nie ma go, pewnie poszedl do mamy. Biorę prysznic i kładę się do łóżka, drzwi się otwierają a pomieszczenie wypelnia zapach żelu pod prysznic i Tadeusza.
-Myślałem ze poszedłeś do mamy
-Byłem.
-Jak Ona się czuje?
-Kiepsko, ale cieszy się, że jesteś bezpieczna. Spij skarbie.
-Opowiesz mi skąd znasz Nikodema?
-A mogę rano?
-Możesz.
Przykładam głowę do jego klatki piersiowej, a bicie jego serca kołysze mnie do snu.
-Cała drżysz. – Poprawia kołdrę na moim ciele.
-Nie potrafię przestać się bać.
-Już dobrze skarbie, już dobrze. – Przyciąga mnie do siebie, leczy gdy tylko zamknę oczy wracają obrazy, tego co działo się przez kilka dni. Staram się skupić na biciu serca ukochanego.  Każdy najdrobniejszy szelest i szmer sprawia, że się wzdrygam. Czy teraz będzie już tak zawsze? Już zawsze będę się bała?

Zanim powiesz nieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz