dix-huit

162 9 6
                                    

- z cyklu: za krótkie na porządnego shota, ale chciałam się tym ładnie podzielić, bo nawet wyszło
violin boys my beloved~

- Przegrałeś, principe. Robisz obiad.

Niccolo teatralnie uniósł wzrok ku sufitowi, zakładając ręce na piersi. Właśnie przegrał z Karolem partię szachów - celowo, poprawił się w myślach, niech się raz chłopak cieszy (tak naprawdę w feralnym momencie zamyślił się i zapomniał o którejś wieży) - i teraz to na jego biedne, słabe, nerdowe wręcz barki spadł ciężar, jaki stanowiło przyrządzenie dania dla dwóch osób.

- Twój akcent nadal jest beznadziejny, Lippinski.

- Twój też.

- Ale u mnie brzmi to lepiej od oryginału. I nie próbuj zaprzeczać, albo dziś na obiad dostaniesz głód.

Polak parsknął śmiechem, unosząc dłonie w geście kapitulacji. Zaczął powoli sprzątać figury szachowe z planszy, na co jego partner niechętnie podniósł się z fotela i zaczął wlec w kierunku kuchni, przy czym emanował wręcz bólem istnienia. Paganini zdecydowanie potrafił dawać całemu światu do zrozumienia, jak to on nie jest niezadowolony z... No, czegokolwiek.

I to nie tak, że nie potrafił gotować. Właściwie był w stanie przygotować kilka całkiem nienajgorszych dań które pamiętał jeszcze z Włoch, ale żeby za żadne skarby nie zostać obarczonym przez znajomych mianem zdolnego robić jedzenie, regularnie urządzał coś w rodzaju autosabotażu, żeby tylko nie gotować dla ludzi. Dla przykładu - przypalił kiedyś makaron (z bólem swego włoskiego, nieistniejącego serca), bo rzekomo zapomniał że gotuje się go w wodzie. Prosty patent, ale diabelnie skuteczny; nikt nigdy nie chciał później, żeby skrzypek przygotował cokolwiek w kuchni. Nawet herbatę.

Co tu więcej dodać - kryminalny mastermind.

Zaczął rozglądać się po kuchni, analizując stan ich zapasów. Trzeba tu zaznaczyć, że miał spore możliwości; Karol uparł się na rodzime dla nich obu produkty, więc każdy entuzjasta kuchni włoskiej lub polskiej byłby tu w stanie przygotować całkiem wiele dań kojarzonych z danym narodem. Paganini wciąż próbował zrozumieć ten dziwny fenomen na powoli psujące się w słoikach z chrzanem i koperkiem ogórki. I zawsze kiedy wyrażał swoje zniesmaczenie, jego współlokator mruczał coś o jego stracie, dodawał głośniej że warzywa są kiszone, nie zepsute, a potem znów zabierał się za przegryzanie tych zielonych paskudztw.

I w końcu, po jakichś pięciu minutach, zdecydował się na zrobienie trenette al pesto. Zawsze kojarzył sobie ten smak z wakacjami u dziadków, w małym nadmorskim miasteczku, a skoro był początek lipca, wydało mu się to jak najbardziej na miejscu pomysł. Przez moment przywoływał w umyśle przepis, a po tym niemal machinalnie zabrał się za przygotowanie posiłku.

Najpierw wszystko przebiegało w miarę spokojnie; przygotowanie wszystkich składników, et cetera. Zaczął miażdżyć czosnek i bazylię ze szczyptą gruboziarnistej soli w kamiennym moździerzu, równocześnie dolewając nieco oliwy. Proces dodawania do mieszaniny orzechów piniowych i startych wcześniej serów też nie obfitował w żadne niespodziewane czy nieprzewidziane sytuacje - tym lepiej dla gotującego i dla efektu końcowego. No cóż, pewnego rodzaju schody miały zacząć się dopiero kiedy zaczynał gotować wodę na makaron.

- Czekaj, Ty właściwie robisz coś bardziej rozwiniętego niż zupki chińskie? Coś mnie ominęło, tak?

Karol znalazł się w kuchni, najwyraźniej uporawszy się już z zestawem szachowym i czymkolwiek tam jeszcze robił. Może dokańczał jakiś swój utwór, albo zwyczajnie opieprzał się na kanapie z ABBĄ na słuchawkach, kto go tam wie.

𝐄𝐗𝐄𝐑𝐂𝐈𝐓𝐀𝐓𝐈𝐎𝐍𝐄. 𝐡𝐞𝐚𝐝𝐜𝐚𝐧𝐨𝐧𝐲 𝐨 𝐫𝐨𝐦𝐚𝐧𝐭𝐲𝐤𝐚𝐜𝐡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz