— na pierwszy ogień idzie zygiusz; jewellery shop au
To wcale nie tak, że Zygmuntowi w jakikolwiek sposób brakowało gotówki, czy choćby dobrych i produktywnych pomysłów na spędzanie czasu wolnego w wakacje. Był właściwie antytezą dla takich założeń, student prawa z bogatym ojcem, a do tego dramaturg amator i główny twórca notatek dla połowy jego grupy wykładowej nie miał wręcz prawa się nudzić czy narzekać na biedę i, jak na przykładnego przedstawiciela tej cywilizowanej części społeczeństwa, wymienionych praw nie łamał. W takim razie pozostaje nam zadać celne pytanie — dlaczego właściwie zatrudnił się w jednym ze sklepów z biżuterią dosyć rozpoznawalnej marki, i to jako sprzedający, nie manager czy właściciel? Sam nie do końca potrafił stwierdzić, być może potrzebował odskoczni od bandy sztywnawych znajomych, może nowego otoczenia które mogło go jakkolwiek zaciekawić interesującymi bodźcami, może oba po trochu. Oficjalnie nazywał to budowaniem doświadczenia i chęcią sprawdzenia się w innym zawodzie, kto wie, ojcze, może kiedyś postanowię otworzyć własną działalność poza kancelarią, wtedy takie doświadczenie mi się przyda. Wincenty Krasiński, słysząc to tłumaczenie, przyklasnął więc synowi z ochotą i wręcz zachęcał do kontynuowania takich praktyk. A Zygmunt nie narzekał.
Wciskanie ludziom kilkunastokaratowych błyskotek i drogich kamieni było o wiele przyjemniejsze, niż się spodziewał. O ile praca na kasie w bardziej pospolitej branży musiała być wcieleniem najniższego kręgu piekieł, o tyle tutaj wszystko odbywało się jakoś bardziej kulturalnie. Na monotonię też nie mógł się skarżyć; często słyszał, jak ludzie opowiadają o swoich wybrankach, przyjaciołach, członkach rodziny, czasami nawet o samych sobie, kiedy próbowali mu jak najdokładniej nakreślić obraz osoby, którą zamierzali czymś obdarować, a zupełnie nie mieli na to koncepcji. Z satysfakcją przyznawał, że miał do tego smykałkę, bo sporo klientów pojawiających się w sklepie po raz drugi wspominało o udanym podarunku i prosiło o coś jeszcze w podobnym guście. A nawet jeżeli nie uzewnętrzniali się w takich sytuacjach, to i tak mógł sporo dedukować przez spojrzenia na ich zakupy.
— To jak, zdecydował się pan na coś, czy tak jak przy tej bransoletce potrzebujemy sześciu wizyt kontrolnych? — Krasiński oparł się o brzeg szklanej gabloty, uważając, żeby przypadkiem nie przybrudzić świeżo polerowanej przez siebie tafli. — Niech się pan nie śpieszy z odpowiedzią, starałem się jakoś kreatywnie zacząć rozmowę, a nie brutalnie zaczepiać klienta.
Ten kupujący należał raczej do sortu bardziej tajemniczych, ale tak czy tak dało się z niego czytać jak z książki, głównie przez specyficzne zachowanie. Chłopak ten, w wieku Zygmunta jak Krasiński zdążył się notabene dowiedzieć, pojawił się w sklepie zaskakująco często, jak na studenta i jak dotąd zainwestował tylko w jeden przedmiot — ładną, posrebrzaną bransoletkę z małą zawieszką w kształcie rozwijającej się różyczki. Idealny prezent dla kobiety, więc prawdopodobnie kogoś miał.
— Obsługa trzyma tu wszystko na wysokim poziomie, poza poczuciem humoru, jak widzę.
Cyniczny wydźwięk wypowiedzi stracił całą złośliwość przez całkiem sympatyczny uśmiech młodzieńca. Nie wydawał się poirytowany, raczej nieznacznie rozbawiony staraniami Zygmunta i być może rozważał spytanie go o coś jeszcze odnośnie zawartości gabloty, jednak na razie pozostawał przy uważnym skanowaniu wzrokiem kilku par srebrnych kolczyków.
— Oczywiście, że tak. Klient nasz pan, może mogę jakoś pomóc w wybieraniu czegokolwiek?
— Nie wiem, naprawdę. Porozglądam się jeszcze chwilę.
— Bez urazy, mój panie, ale rozglądasz się już od dwudziestu kilku minut, a metraż sklepu nie jest jakiś przerażająco imponujący. Rozumiem, że szukamy czegoś w guście tej poprzedniej bransoletki?
CZYTASZ
𝐄𝐗𝐄𝐑𝐂𝐈𝐓𝐀𝐓𝐈𝐎𝐍𝐄. 𝐡𝐞𝐚𝐝𝐜𝐚𝐧𝐨𝐧𝐲 𝐨 𝐫𝐨𝐦𝐚𝐧𝐭𝐲𝐤𝐚𝐜𝐡
Historical Fiction━ mnóstwo wszystkiego, postaci z pozostałych romantycznych shotów głównie ━ wolno pisane ━ zależy od rozdziału, głównie fluff 25.08.2021 - #1 w #zygmuntkrasiński 2.11.2021 - #1 w #cypriankamilnorwid 4.10.2022 - #1 w #fryderykchopin