PROLOGUE

275 9 1
                                    

It seems to me that when I die, these words will be written on my stone...

-Witajcie. Dawno tu nie byłam, co?- z uśmiechem na ustach położyłam bukiet świeżo ściętych róż na zimnej płycie.- Miałam tyle do załatwiania. Nowa szkoła, przenoszone papiery, kupowanie wszystkiego, co potrzebne... Zawsze mi pomagałaś, mamo, pamiętasz? I ten twój uśmiech, kiedy mówiłaś: "Znowu wszystko muszę za ciebie załatwiać!". I patrz, usamodzielniłam się.- zaśmiałam się lekko, ale zaraz spuściłam głowę i spoważniałam.- Szkoda, że trzeba było do tego takiego bodźca...- milczałam przez chwilę. Uniosłam głowę i się rozejrzałam. Wokół nie było żywego ducha, tylko cisza i spokój. Słyszałam w oddali jadące samochody, ale tutaj bardziej było słychać delikatny szum wiatru i ćwierkające ptaki.- Wiecie co? Z jednej strony nie żałuję tej przeprowadzki, bo mogę być blisko Jima, poza tym lubię poznawać nowe miejsca i nowych ludzi... Ale ten wypadek... Byliśmy tu razem tylko pięć dni. Tato, po co wsiadałeś wtedy za kółko?- w moim głosie słychać było żal. Czułam nadchodzące łzy.- Gdyby nie ten motor, który wyjechał wam zza zakrętu, bylibyście ze mną i wspierali w nowym liceum. A Jim mógłby wam pokazać, jak bardzo się cieszy z tego, co tu robi. To takie niesprawiedliwe...- łzy były tuż, tuż. Jedna właśnie potoczyła się po moim policzku i rozprysła się na marmurowej płycie. Szybko otarłam pozostałe i uśmiechnęłam się słabo.- Obiecałam wam, że nigdy nie będę płakać. Pamiętasz, tato? Wtedy, kiedy rozcięłam nogę, jak się wywaliłam na rowerze. Przyrzekłam wam, że będę się zawsze uśmiechać. I dotrzymam obietnicy.- uniosłam głowę do góry i zerknęłam w niebo. Było czyste, bez żadnych chmur. To aż dziwne jak na Bradford.- Pamiętam, mamo, jak powtarzałaś: "Proszę cię, Jenny, kochana córeczko, bądź wesoła.". Byłam, jestem i będę wesoła. Obiecuję. Dlatego też nie noszę żałoby. Tylko jedna czarna rzecz. Jim nie ma nic przeciwko. Sam by tak robił, gdyby nie to, że musi się ubierać na czarno.- rzuciłam okiem na zegarek. Jim zaraz będzie do mnie dzwonił i mnie szukał. Może przestanie być takim nadopiekuńczym bratem, jak zacznie się szkoła.- Muszę już iść. Przyjdę niedługo. Kocham was najmocniej na świecie.- ucałowałam końce swoich palców i przycisnęłam je do nagrobka.
Ruszyłam w stronę wyjścia z cmentarza. Gdy doszłam do zakrętu, obejrzałam się za siebie. Widziałam dokładnie grób rodziców leżący w rogu cmentarza, tuż przy żywopłocie. Słońce mocno świeciło i odbijało się na płycie nagrobka tworząc świetlne refleksy wokół napisu:

Anne Sorset   1968-2014

Edward Sorset   1966-2014

Zmarli śmiercią tragiczną dnia 30 czerwca 2014 roku

~***~

Niech spoczywają w pokoju


Dziś jest 30 sierpnia. Dwa miesiące. Minęły dwa miesiące od ich wypadku. Dwa miesiące smutku i tęsknoty za najważniejszymi osobami w życiu. Nie będę płakać. Uśmiechnę się i uniosę głowę wysoko w górę. Obiecałam.

Would you know my name? I know I don't belong here in HEAVEN... || Zayn Malik fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz