CHAPTER 17

181 7 0
                                    

"The way you lie, when you look at me, so keep trying, but you know I'll see all the little things that make you who you are..."

-Nigdy nie sądziłam, że coś takiego się wydarzy. Wy to zaplanowaliście?- postawiłam z lekkim stukiem biały znicz na marmurowej płycie grobu rodziców.- Jeśli to wy suszyliście Panu Bogu głowę, żeby tak nam ułożył ścieżki, to bardzo wam za to dziękuję.- wyszczerzyłam się jak nienormalna w stronę zachmurzonego nieba.
Pojutrze będzie Wigilia. Z jednej strony bardzo się cieszę. Uwielbiam święta, Boże Narodzenie to taki magiczny okres, kiedy wszystko układa się jak trzeba, kiedy ludzie są razem i mogą spędzić spokojny, radosny czas w gronie najbliższych. "Ten rok jednak będzie inny..." Rodzice. Tak bardzo za nimi tęsknię. Minęło już pół roku od ich tragicznej śmierci, ale tak mocno odczuwałam ich brak chyba tuż po pogrzebie, gdy wróciłam z Jimem do pustego domu i ich tam nie było. No i teraz.
-Wiecie...- usiadłam na ławce przed grobem.- Nigdy nawet nie próbowałam sobie wyobrazić, jak będą wyglądały święta bez was. Kiedy myślałam, jak to będzie, gdy założę rodzinę, może zamieszkam w innym mieście... Zawsze byliście w tej wizji, tuż obok mnie, wspieraliście mnie, pomagaliście... A teraz was nie ma. Nie rozumiem, jak potrafię dalej sobie radzić, skoro was nie ma.- w kącikach oczu zaczęły mi się zbierać łzy.- Czy ja jestem ignorantką?- zapytałam głośniej.- Czy nie za szybko się otrząsnęłam? Na pewno za szybko, kto normalny idzie na imprezę w pół roku po śmierci rodziców, kto umawia się z chłopakiem, wygłupia z przyjaciółmi, nie nosi żałoby! Jestem egoistką.- wyszeptałam, pozwalając łzom spłynąć w dół twarzy.- Cały czas myślałam, że wy wolelibyście widzieć mnie roześmianą i szczęśliwą, ale... Chyba w ogóle nie widać było po mnie żalu. Przepraszam...
-Jenny, ja sobie tak stoję i słucham tych twoich bredni i się zastanawiam, czy cię do reszty pogrzało, czy jest jeszcze co ratować...- zza moich pleców dobiegł mnie głos mojego brata.
-Zawsze musisz się pojawiać w nieoczekiwanych momentach?
-Taka moja natura.- podszedł do mnie.- Cześć, staruszkowie. Co słychać?- objął mnie ramieniem i przytulił do swojego boku.- Weźcie mi powiedzcie, co ja mam z nią zrobić, bo mnie już brakuje pomysłów.
-Jim... Ja po prostu...
-Masz wyrzuty sumienia.- dokończył za mnie.- Zupełnie nie wiem, z jakiego powodu. Masz prawo być szczęśliwa, bez względu na to, co się stało. Mama i tata nie chcieliby, żebyś się ciągle zamartwiała, prawda?
-Zawsze chcieli, żebym się uśmiechała...- pociągnęłam nosem.
-No właśnie, a tu co? Smarkasz, płaczesz, łkasz, zamiast się przygotować na jutro na Wigilię, na którą wiem, że zaprosiłaś Zayna.
-Zrobiło mi się go szkoda, bo on nie obchodzi... Zaraz, skąd wiesz?!- ocknęłam się i spojrzałam na Jamesa. "Jasnowidz czy jak?"- Założyłeś w domu podsłuch?
-Chyba mnie przeceniasz.- prychnął.- Po prostu Zayn jest inteligentnym chłopakiem i wczoraj zadzwonił do mnie, żeby się spytać, czy nie mam nic przeciwko w związku z jego wyznaniem. Ja nie jestem bardzo konserwatywny, więc z przyjemnością będę gościł muzułmanina na katolickiej kolacji wigilijnej, licząc na to, że cudem się nawróci i przestanie planować zamachy terrorystyczne.
-Nie powiedziałeś tego!- aż podniosłam głos. "Nie zrobił tego. Nie nazwał Zayna terrorystą... prawda?"
-Nie powiedziałem.- przyznał.- Ale nie ukrywam, że domyślam się, że... Hmm, powiedzmy... Że Zayn ma jakiś problem... natury prawnej.
-Podobno jest dealerem narkotyków i odpowiada za kilka pobić.- wyznałam niechętnie.
-Trzeba oddzielić ziarno od plew. Co tu jest plotką, a co prawdą?
-Nie wiem.- wzruszyłam ramionami.- Nie mam pojęcia, nigdy nie przyłapałam go z narkotykami, ani nie widziałam, żeby kogoś... Zaraz. W szkole bił się z jakimś futbolistą. Przeszkodziłam im.
-Co?- Jim spojrzał na mnie zdumiony.- Wskoczyłaś między bad boya a futbolistę i posłałaś ich do kąta?!
-Niezupełnie... Po prostu im przerwałam bójkę. Poza tym, wtedy Scarlett skręciła kostkę, bo jeden z nich ją popchnął.
-Aha.- Jim zamyślił się, patrząc w niebo.- Czyli wynika z tego, że znasz, jakby to powiedzieć... Brutalną stronę osobowości Zayna. I nie odstrasza cię to?
-On nie jest taki przez cały czas!- zaprotestowałam.- Potrafi być troskliwy, czuły... Kiedy pomógł mi z tym skaleczeniem u Macy albo kiedy widział, jak płakałam w... W takim miejscu, które odkryłam za szkołą.
-Okej, nie wnikam. A kiedy płakałaś?- zainteresował go fragmencik mojej historii.
-Po tych plakatach...- nie lubiłam tego wspominać.- A Zayn zaraz się wkurzył, bo te plakaty oczerniały też jego... Jakoś nie miał ochoty być łączonym ze mną.
-A teraz?- poczułam na sobie bystry wzrok brata. Krzywo się uśmiechnęłam.
-Teraz chyba mu to nie przeszkadza.- wzruszyłam ramionami.- Wygląda, jakby nawet lubił ze mną przebywać.
-A ty? Lubisz z nim przebywać?
-Już ci mówiłam, Jim.- spojrzałam mu prosto w oczy.- Ja go kocham i to nie jest głupie zauroczenie.
-To masz odpowiedź na to wszystko.- zatoczył szeroki łuk ręką. "O czym on teraz gada?"
-Co?- zmarszczyłam brwi zdezorientowana.- Jaką odpowiedź?
-Jeżeli to naprawdę miłość, to masz prawo być szczęśliwa. Rodzice nigdy nie pozwoliliby, żebyś dla nich odsuwała się od tego, co cię uskrzydla, aniołku.

Would you know my name? I know I don't belong here in HEAVEN... || Zayn Malik fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz