CHAPTER 16

153 6 0
                                    

"Baby, look, what you've done to me..."

-Jenny, Jenny, Jenny!- Macy wpadła do domu i prawie stratowała mnie, gdy schodziłam ze schodów. Z trudem odzyskałam równowagę i przytuliłam dziewczynkę.
-Hej, skarbie. Jim cię przywiózł?
-Tak, ksiądz powiedział, że nie możesz się doczekać, kiedy mnie zobaczysz, to ja powiedziałam, żeby mnie teraz do ciebie zawiózł i prosiłam, i prosiłam, i on powiedział Rebece, że mnie weźmie na kilka godzin i teraz wyjmuje zakupy z samochodu, bo wstąpiliśmy do sklep...
-Powoli, powoli.- zaśmiałam się. "Tęskniłam za jej szczebiotem."
-Ale nie mogę powoli, bo muszę powiedzieć dużo rzeczy.
-Może opowiesz je później, co?
-A kiedy? Bo ksiądz Jim mówił, że wybierasz się po choinkę, więc może wtedy i ja pomogę ci wybrać najładniejsze drzewko, bo u nas już stoi i sypie igłami!- mogłam się domyślić, że Jim wymyśli coś, żebyśmy nie mieli chwilki spokoju na pogadanie. Ech, mam dość.
-Jen? Słuchaj, tu mamy zakupy, postawię je w kuchni i lecę...
-Jim, stop!- zatrzymałam go w ostatniej chwili.- Wiesz, że chciałam pogadać z Zaynem na osobności, znowu nam się nie uda!- powiedziałam przyciszonym głosem.
-To akurat nie był mój pomysł.- założył czapkę.- Coś wymyślicie. Ja muszę iść. Growtersowie wydają córkę za mąż, ślub w Boże Narodzenie, potrzebne im nauki przedmałżeńskie. Pa!- wybiegł z domu i pognał przez brejowaty śnieg w kierunku kościoła. W połowie drogi obejrzał się i biegnąc tyłem, wrzasnął na cały głos.- Jennifer, Zayn jedzie!!!
Faktycznie, zza zakrętu wyłoniło się znajome auto. "Ciekawe, czy Jim dałby radę ogłosić to odrobinę ciszej?" zakpiłam w myślach. Krzyknął tak, że pan Malik bankowo słyszał to w zamkniętym samochodzie.
-Cześć.- usłyszałam cichy głos. Spojrzałam na chłopaka wysiadającego z auta.
-Hej.- uśmiechnęłam się szeroko na jego widok. "Mimo wszystko, mimo tego stresu spowodowanego czekającą mnie rozmową... Tak straszne się cieszę, że cię widzę!"
-Cześć, Zayn!- pisnęła Macy, wyskakując z jakiegoś pokoju. Zdziwił się na jej widok, ale zaraz uśmiechnął się krzywo.
-Widzę, że mieliśmy tego samego pecha.- mruknął, pokazując na samochód. Ze środka energicznie machała do mnie Safaa. "No, to może dziewczynki czymś się zajmą, a my spokojnie pogadamy..."
-Taa. To my się już ubieramy i możemy jechać.- skinął głową i wrócił do samochodu. Pospiesznie obwiązałam szyję Macy kolorowym szaliczkiem, wcisnęłam jej czapkę na głowę i podałam rękawiczki. Na szczęście nie zdążyła zdjąć kurtki. Ekspresowo złapałam swój płaszcz, torbę i pobiegłyśmy w stronę auta.
-Nie zamierzasz zamknąć domu?- Zayn popatrzył na mnie kpiąco. Strzeliłam się z otwartej dłoni w czoło i potruchtałam z powrotem pod drzwi, by zorientować się, że klucze były w torebce, którą zostawiłam inteligentnie w samochodzie. "No, cholera jasna!" Klnąc pod nosem, wróciłam do auta, wzięłam torebkę i ignorując tłumiony śmiech Zayna i bardzo głośny chichot dwóch smarkul na tylnym siedzeniu, przekręciłam klucz w zamku.
-Jedziemy.- wymamrotałam, pakując się na siedzenie pasażera.
-A tylne drzwi?- spojrzałam na niego morderczo. Wybuchnął śmiechem. "I teraz dylemat: zabić go za te drwiny czy utonąć w jego boskim uśmiechu???"
-A może wreszcie ruszysz?- odpaliłam. Pokręcił głową i ciągle chichocząc, uruchomił silnik i ruszyliśmy w drogę. Byłam odwrócona do okna, ale i tak widziałam jego odbicie na szybie. I nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu. "Znów się śmiał! Przy mnie!" Jakby mi ktoś normalnie dodał skrzydeł.
-Masz jakieś konkretne miejsce?- spytał, zatrzymując się na czerwonym świetle.
-Nie wiem.- zerknęłam na niego.- Jestem tu dopiero od czerwca, nie mam pojęcia, gdzie się kupuje choinki.
-To chyba... Sam nie wiem... Za miastem jest chyba szkółka. Tak mi się wydaje.
-Nigdy nie kupowałeś choinki?- popatrzyłam na Zayna jak na kosmitę. "Mega przystojnego kosmitę... Jezu, rzuca mi się na mózg!!!"
-Nie.- okeeej.
-Niemożliwe.
-Możliwe.
-Ale jakim cudem?
-Jestem muzułmaninem.- moja szczęka chyba spadła pod koła samochodu. Zayn zerknął na mnie niespokojnie.- Przeszkadza ci to?
-Co? Nie. Nie! Tylko... jakby to... No, nie spodziewałam się.
-Wiesz, nie wrzeszczę na całą szkołę, jakiego jestem wyznania.- prychnął.
-Czyli nie obchodzisz świąt?- spytałam, otrząsając się z szoku.
-Nie. Chociaż ze względu na Saafę i Waliyhę mama wymyśliła, że będziemy organizować jakieś prezenty, choinkę... Ale to ona się tym zajmowała. Wiesz, bez tej otoczki bożonarodzeniowej.
-Zayn, a weźmiemy dla nas choinkę?- zapytała z tylnego siedzenia Saafa.
-Przecież już stoi na balkonie, dziś ją będziesz ubierać. Mam wczoraj przywiozła.
-Nie wiedziałam!
-To teraz już wiesz.
-Chcesz nam pomóc ubierać?- Saafa zwróciła się do Macy. Oczy dziewczynki aż rozbłysły.
-Mogę?!
-Saafa, Macy będzie musiała wrócić do domu.- odezwałam się cicho. Moja przyjaciółka posmutniała. Trzeba coś zrobić.- Ale mogę zadzwonić do Rebeki, czy pozwoli ci zostać trochę dłużej z nami.- dodałam szybko. Macy znowu się uśmiechnęła.
-Tak, tak, tak! Dzwoń! Dzwoń!- nie miałam wyjścia, musiałam wyciągnąć telefon i wykręcić numer opiekunki domu dziecka.
-Tak, Jenny? Coś się stało? Znowu jesteście, nie daj Boże, na izbie przyjęć?!
-Nie, nie, nie... Spokojnie, Rebecco. Wszystko jest pod kontrolą, tylko chciałam się zapytać, czy Macy nie mogłaby zostać ze mną trochę dłużej.
-Trochę dłużej, czyli...?
-Do osiemnastej?- zaproponowałam. "Chyba przesadziłam, nie zgodzi się..."
-Siedemnasta, dobrze? Osiemnasta to troszkę za późno. I pilnuj, proszę, żeby sobie nic nie zrobiła.
-Załatwione, dziękuję bardzo.- rozłączyłam się i odwróciłam do Macy.- Masz trzy dodatkowe godziny. Zadowolona?
-Jeszcze jak!- wrzasnęła radośnie i razem z Saafą mocno się uściskały. W życiu bym nie pomyślała, że mogą się dogadać, przecież Saafa jest od niej parę ładnych lat starsza.
-Dojeżdżamy.- oznajmił Zayn, skręcając w szeroką leśną drogę.
Byliśmy poza miastem, śnieg tutaj nie stopniał i tworzył cudowne, skrzące się w słońcu zaspy i białe czapy na gałęziach drzew. Za chwilę las się przerzedził i przejechaliśmy przez dużą bramę. Zayn zaparkował obok kilku innych samochodów i wysiedliśmy z auta. Przed nami rozciągał się ogromny plac, cały zapełniony iglakami różnej wielkości i gatunku. Z domku obok bramy wyszedł jakiś gruby, niski mężczyzna i podszedł do nas z szerokim uśmiechem.
-Choineczkę dla państwa?
-Tak.- wszyscy razem przytaknęliśmy.
-Jaką? Jodełka, świerk, może daglezja?
-A... możemy się rozejrzeć sami? Jak nam coś wpadnie w oko, to powiemy.- Zayn posłał gościowi wymowne spojrzenie.
-Nie ma sprawy. Jakby co, to w budce jestem.- i wrócił do domku.
-To co?- Saafa rozglądała się wokół uradowana.- Którą bierzemy?
-Trzeba się zastanowić.- powiedziałam, rozglądając się dookoła.- Może popatrzycie tam i powiecie, która wam się najbardziej podoba? My pójdziemy tu.- specjalnie wskazałam na dwie różne strony placu. W końcu mieliśmy dziś z Zaynem pogadać, co nie?!
-Dobra!
-Saafa, czekaj chwilę,- dziewczynka zatrzymała się, patrząc na mnie z niecierpliwością.- Uważaj na Macy, bardzo cię proszę. Nie chcę znowu jechać z nią do szpitala.
-Jasna sprawa.- i pobiegła za moją małą przyjaciółką.
Staliśmy przez chwilę w milczeniu, nawet na siebie nie patrząc. Teraz, kiedy wreszcie byliśmy sami, wyleciały mi z głowy wszystkie scenariusze, które ułożyłam dziś w nocy, żeby jakoś się przygotować do tej rozmowy. "Zayn, ty zacznij!" błagałam go w myślach. Mam nadzieję, że telepatia w tym wypadku podziała. Niestety. "Nadzieja matką głupich."
-Więc...
-Jen...- zaczęliśmy jednocześnie. Spojrzeliśmy szybko na siebie i zaraz spuściliśmy głowy.
-Mów pierwszy.
-Chyba powinniśmy zacząć szukać tej choinki.- och. Liczyłam na to, że powie coś innego.
-Okej.- westchnęłam i poczłapałam za nim w róg placu.
Szliśmy wzdłuż rzędów drzewek, od czasu do czasu pokazując sobie ładniejsze jodły albo świerki. Sosny były okropne, na jakieś inne nie miałam ochoty. Tylko klasyczna choinka.
-A może ta?- dotknęłam ostrożnie gałązki srebrnego świerku.
-Nie, zobacz, z tej strony już się sypie.
-Okej.
-A tamta?
-Za wysoka. Połowę trzeba będzie uciąć. Szkoda.
-Aha.- w końcu straciłam cierpliwość.
-Zayn, mieliśmy pogadać, zapomniałeś?- przez chwilę szedł w milczeniu.
-Nie, nie zapomniałem.- powiedział zachrypniętym głosem.- Boję się zacząć.
-Zayn Malik się czegoś boi?- uniosłam brwi zdziwiona.
-Tak.- podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy.- Ciebie.
Aż wstrzymałam oddech.

Would you know my name? I know I don't belong here in HEAVEN... || Zayn Malik fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz