CHAPTER 9

190 5 0
                                    

"If we could only have this life for one more day... If we could only turn back time..."

-Cześć, kochani...- stanęłam przy grobie rodziców i położyłam na nich olbrzymi bukiet kwiatów, na który szarpnęłam się z kieszonkowego. "Zasługują na to..."- Wiecie... Nigdy nie myślałam, że to się tak potoczy. Że na Wszystkich Świętych będę przychodziła na wasz grób. Spokojnie, Jim też będzie, tylko skończy odprawiać mszę... Ja modliłam się w kościele wcześniej i od razu przyszłam do was.- pociągnęłam nosem i otuliłam się mocniej szalikiem. Po wczorajszym wieczorze spędzonym przed szkołą w cienkiej sukience czułam się trochę niewyraźnie. "Ale za to jakie miałam towarzystwo..."- Wiecie co? Chciałabym cofnąć czas. Zmusiłabym was, żebyście nigdzie nie jechali. Miałabym rodziców na miejscu. A tak... Każda myśl o was sprawia mi ból. Że nie ma was przy mnie, w tych najtrudniejszych momentach życia. Szkoła... Myślicie, że jest fajnie? Że jak się uśmiecham, to wszystko jest w porządku?! Wcale nie! Jest gorzej niż mogłam sobie wyobrazić! Jasne, mam przyjaciół, ale na przykład taki Zayn mnie nie cierpi i nie wiem, za co! Mam tyły z matmy i fizyki, grożą mi pały i egzamin klasyfikacyjny na koniec semestru! A na dodatek wczoraj całowałam się z jakimś zabójczo przystojnym kolesiem i nawet nie mam pojęcia, kim on jest! Ja jestem jakaś nienormalna!- złapałam się za głowę i usiadłam na ławeczce przed grobem.- Tak bardzo bym chciała, żebyście tu byli. Żebyście mnie przytulili i powiedzieli, że będzie dobrze. Nawet, jeśli mam poczucie winy jak stąd do nieskończoności. Nie powinnam była się z nim całować... A jeśli on ma dziewczynę i ją zdradził ze mną? A jeśli okaże się, że będzie chciał czegoś więcej? Chociaż z drugiej strony... To był najbardziej niesamowity pocałunek na świecie...- mimowolnie się uśmiechnęłam sama do siebie. "I wylazła z ciebie hipokrytka..." Odchyliłam głowę do tyłu i spojrzałam w niebo. Jak przystało na deszczową Anglię, nade mną zbierały się ciemne chmury. "Jak nic, zaraz lunie... A ja znów nie mam parasolki." pomyślałam, spuszczając wzrok na nagrobek rodziców.
-Jennifer?- usłyszałam za plecami znajomy głos i odwróciłam się. Na ścieżce prowadzącej do cmentarnej bramy stała Eleanor i patrzyła się na mnie zdziwiona.- Przechodziłam koło ogrodzenia i zobaczyłam cię... Co tu robisz?- niepewnie podeszła bliżej i stanęła obok mnie. Przesunęłam się, robiąc jej trochę miejsca na ławeczce.
-Odwiedzam rodziców.- wytarłam nos w chusteczkę. Els popatrzyła na grób i zwróciła się w moją stronę.
-Tak strasznie mi przykro... Kiedy zmarli?
-Cztery miesiące temu.- mruknęłam.
-O rany... Faktycznie, sorry, nie spojrzałam na datę śmierci... Zmarli śmiercią tragiczną...- przeczytała.- Co się stało?
-Wypadek samochodowy. Ostry zakręt, motor z naprzeciwka, poślizg, zderzenie...- opowiedziałam skrótowo. Nie miałam siły na dłuższą relację.- Sprawca nawiał z miejsca wypadku i go nie znaleźli. Przez to nawet nie potrafili dokładnie odtworzyć przebiegu zdarzenia.- przez chwilę siedziałyśmy cicho. "Milczenie pomaga w cierpieniu... W ciszy najlepiej regeneruje się dusza." Tak mój brat mi wytłumaczył, dlaczego tak lubi przebywać w kościele. I chyba faktycznie coś w tym było. Automatycznie się uspokajałam.
-Wiesz co?- Eleanor nie umiała jednak długo milczeć.- Podziwiam cię. Ja na twoim miejscu już bym chyba umierała pogrążona w depresji... A ty? Śmiejesz się, wygłupiasz, normalnie funkcjonujesz, kolorowo się ubierasz, nawet byłaś wczoraj na tym balu... Jesteś naprawdę silna psychicznie.
-Zamartwianie się nic mi nie pomoże... Nie cofnę czasu.- odparłam odgarniając włosy z czoła. Wiatr znowu bawił się moimi kosmykami.- Rodzice zawsze powtarzali, że najważniejsze to się uśmiechać i iść przez życie z podniesioną głową. Jak mieszkaliśmy w Londynie, to nasz dom był chyba najweselszym w okolicy. Pamiętam...- przerwał mi dzwonek telefonu. Wyciągnęłam komórkę. Jim, a jakżeby inaczej.
-Jenny? Gdzie jesteś?- usłyszałam w słuchawce głos brata.
-Na cmentarzu, przecież wiedziałeś, gdzie idę.- odpowiedziałam zerkając na Eleanor, która w zamyśleniu obracała w palcach pasek torebki.
-Wróć na obiad, okej? Niedługo będzie gotowy. Siedzisz tam już trzy godziny.
-Już idę. A ty przyjdziesz dzisiaj do rodziców?
-Spokojnie, przyjdę. Ale po obiedzie, żeby mi się od nich nie dostało, że cię nie karmię.- uśmiechnęłam się pod nosem.
-Dobra. Za piętnaście minut będę.- rozłączyłam się i wstałam z ławki. Wyjęłam z torby niewielki żółty znicz, zapaliłam zapałkę i przytknęłam do knota. Ogień zasyczał cicho i za chwilę lampka paliła się jasnym delikatnie drgającym płomieniem. Przesunęłam ją ostrożnie na środek płyty.
-Idziesz?- zwróciłam się do El chowając do torby zapałki. Dziewczyna skinęła głową i ruszyłyśmy powoli cmentarną alejką w stronę bramy. Skręciłyśmy w ulicę prowadzącą do kościoła.
-Ale się wczoraj porobiło, co?- zagadnęła El przerywając kolejną porcję ciszy. Zmarszczyłam brwi."A co się porobiło? Coś mnie ominęło?"
-Co masz na myśli?- spytałam niepewnie. Els obrzuciła mnie zdumionym spojrzeniem.
-Nie wiesz? Przecież byłaś na balu.
-Wyszłam w połowie, musiałam do domu przed pierwszą.- wytłumaczyłam szybko.- Co się stało?
-Już ci mówię.- dziewczyna od razu przeszła do konkretów. "No tak, przecież ploteczki to jej żywioł."- Koło pierwszej, chyba tuż po twoim wyjściu, ktoś rozpylił w całej sali gaz łzawiący, potem oblał czerwoną farbą gościa od matmy, facetkę od geografii i francuskiego. Przymierzali się też do Hollinsa, ale ten kto miał to zrobić, został złapany. Próbowali też odciąć prąd w całej szkole, ale dwóch chłopaków przyłapano na grzebaniu w przewodach. Mówię ci, panika na sali, zamieszanie, a połowa uczniów przecież była podchmielona i dodatkowo nie kontaktowała, żeby nad nimi zapanować, trzeba było mieć jakieś nadludzkie zdolności. I zgadnij, kto zorganizował nam te wszystkie atrakcje?- wzruszyłam ramionami. "A skąd ja mam to wiedzieć? Jasnowidzem jeszcze nie jestem."
-Nie mam pojęcia.- oznajmiłam zgodnie z prawdą, poprawiając zsuwający się szalik. Eli posłała mi triumfalne spojrzenie z kategorii "Ha! A ja wiem!"
-Nasza wielka trójca. Zayn Malik, Harry Styles i Niall Horan.- powiedziała dobitnie. Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem. "Serio? Po Harrym bym się tego spodziewała... No, po Zaynie też, ale Niall?"
-Jesteś pewna?- spytałam zatrzymując się przy swojej bramie.
-Widziałam na własne oczy. Zobaczysz, jeszcze w szkole o tym usłyszymy. Nauczyciele już planują dla nich mega karę, bo zawieszenie nic nie da. Mówię ci, pojutrze cała szkoła będzie o tym huczała.- zakończyła zadowolona z siebie Eleanor i zerknęła na zegarek.- O cholera. Spóźnię się na obiad, a potem jeszcze idę z Lou do kina. Trzymaj się, Jen! Do poniedziałku!- pocałowała mnie w policzek na pożegnanie i szybkim krokiem ruszyła w stronę swojego domu, zostawiając mnie z głową pełną kotłujących się myśli. "No, to El miała rację. Faktycznie się porobiło..." pomyślałam wchodząc do domu.

Would you know my name? I know I don't belong here in HEAVEN... || Zayn Malik fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz