CHAPTER 11

165 5 0
                                    

"You tell me that you're hurt and you're in pain and I can see your head is held in shame..."

-Jenny, skarbie, wiem, że nie chcesz tam iść, ale musisz...- Jim po raz kolejny próbował namówić mnie do pójścia do szkoły. Do miejsca, w którym zostanę wyśmiana, w którym nie znajdzie się nikt, kto mnie obroni przed wyzwiskami. "No, może poza moimi przyjaciółmi... Chociaż oni też mogli inaczej postąpić. Powiedzieć wprost, co jest grane, zamiast bawić się w podchody."
-Jimini... Ja naprawdę nie dam rady...- jęknęłam płaczliwie. Siedziałam w domu dwa dni. Dziś był czwartek i mój kochany braciszek postawił sobie za cel wyciągnięcie mnie z mojej przyjaznej norki, w której czułam się tak bezpiecznie.
-Dasz radę!- oho, ksiądz się wkurzył... Czy to przystoi?- Jesteś Jennifer Angel Sorset, do cholery! Ze wszystkim sobie poradzisz tak, jak cię nauczyliśmy z rodzicami!
-Czy ty właśnie przekląłeś?- uniosłam brwi rozbawiona. Jim mruknął coś pod nosem. "Ciekawe czy kolejne przekleństwo."
-Mniejsza z tym. Pamiętasz, jak mama i tata mówili, że bez względu na wszystko przez życie trzeba iść z podniesioną głową? Nie zwracać uwagi na nic? Postępować w zgodzie z własnym sumieniem? Gdyby Jezus patrzył na tych powalonych faryzeuszy, to nigdy by im się nie postawił, tylko podporządkował!
-Ciekawy sposób nauki religii.- skomentowałam. Jim wywrócił oczami. Podszedł do łóżka, podkasał rękawy sutanny i wziął mnie na ręce jak dziecko.- Co ty robisz?!- nie odezwał się. Wyszedł z pokoju i ruszył w dół po schodach.- Jamesie Sorset, masz mnie natychmiast postawić! Jiiiim!!!- zrobił to, co mu kazałam. Wylądowałam na krześle w kuchni.
-Proszę bardzo.- podsunął mi pod nos kanapki i herbatę.- Jedz, wsuwaj. Idziesz potem na górę, ubierasz się, malujesz albo paćkasz twarz w jakimś mazidle, cokolwiek... A potem łapiesz za swoje książki, schodzisz na dół, grzecznie pakujesz się do samochodu i jedziemy do szkoły. Bez dyskusji. Za piętnaście ósma jesteś w aucie.- i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie osłupiałą przy stole.
Westchnęłam ciężko i skubnęłam róg kanapki. Nie miałam ochoty pokazywać się w tej szkole! "Ale przecież z Jamesem Sorsetem nie ma żartów! Za nic w świecie nie odpuści, gdy już się czymś zajął." Z trudem przełknęłam śniadanie i ruszyłam powoli na górę, żeby się ogarnąć. Dosłownie za piętnaście minut siedziałam już samochodzie z zadowolonym Jimem za kierownicą.
-Tak ciężko było ruszyć tyłek?- uśmiechnął się złośliwie, ruszając z miejsca w stronę szkoły. Nic nie powiedziałam, odwróciłam się do okna i obserwowałam mijane domy. "Wielce fascynujący widok..." Mój starszy brat w mega zadowolonym wyrazem twarzy zatrzymał się przed budynkiem, którego tymczasowo nie miałam ochoty oglądać.- Czy mam ci wysłać imienne zaproszenie, żebyś wysiadła z samochodu?- posłałam mu mordercze spojrzenie i z rozmachem otworzyłam drzwi naszego starego forda. Mało brakowało, a przywaliłabym w stojące obok auto.
-Na razie, braciszku.- wycedziłam i zatrzasnęłam drzwiczki. Odwróciłam się w stronę budynku i wzięłam głęboki wdech. "Dasz radę. Dasz radę. Po prostu ich ignoruj..."
Poprawiłam torbę na ramieniu i zrobiłam pierwszy krok w kierunku szkoły. Potem poszło już z górki. Odgarnęłam włosy z czoła i otworzyłam ciężkie drzwi. Czułam przewiercające mnie spojrzenia, słyszałam te śmiechy, drwiny, ale starałam się, żeby to po mnie spływało. Jakimś cudem dotarłam do swojej szafki. "Udało się, Jen. Na razie jest dobrze. Dawaj dalej." pomyślałam, ale zaraz miałam ochotę cofnąć te słowa. Gdy tylko przekręciłam zamek w drzwiczkach, uruchomił się jakiś dziwaczny mechanizm, który sprawił, że zostałam oblana lodowatą wodą. Zszokowana zaczęłam łapać powietrze. "Co to, do diabła, ma być?!" Nie miałam pojęcia, co zrobić, byłam cała mokra, wszystko, czego bym się dotknęła, zaraz by było wilgotne. Rozejrzałam się wokół. Większość uczniów miała niezły ubaw, ale Niall, stojący parę metrów dalej, obserwował scenę z szeroko otwartymi oczami.
-Jen... Nic ci nie jest...?- zapytał niepewnie, podchodząc bliżej. "Nie, wszystko w porządku... Właśnie wzięłam ekspresowy poranny prysznic, fajnie nie?"
-Jest... okej, Nialler, naprawdę.- wyjąkałam.- Muszę się tylko jakoś wysuszyć...
-Kto ci to zrobił?!- oho, mój kolega zaczął się wkurzać.
-Nie wiem.- powiedziałam cicho.- Komuś się nie podoba, że tańczyłam na balu z Zaynem.- gdyby to było możliwe, oczy Horana już turlałyby się po podłodze, a szczęka z łoskotem przebijała się do szkolnych piwnic.
-To... ty... To...- nie mógł się wysłowić.- Ty byłaś tym aniołem!- wykrzyknął wreszcie. Skinęłam głową potakująco.- To o tobie Malik bez przerwy gada!- zmarszczyłam brwi.
-Jeśli mówi, że mnie nie cierpi, nie rozumie i nienawidzi, to tak. To ja.- Niall energicznie pokręcił głową.
-Nie, nie, nie! On mówił, że w życiu nie spotkał kogoś takiego jak ty! Zauroczyłaś go.
-Nialler, sorry, ale zauroczył go Anioł. Nie ja, nie Jennifer Sorset. Kiedy się dowiedział, że to ja... Boże, on był wściekły! Niall, Zayn mnie nie lubi i nic na to nie poradzę. Ty też nie.- zamknęłam z hukiem szafkę i odwróciłam się od chłopaka.- Przepraszam, ale muszę się wysuszyć, nie pójdę tak na lekcje.- rzuciłam przez ramię i szybkim krokiem poszłam w stronę łazienek.
Na szczęście w środku nikogo nie było. Żadna dziewczyna nie była świadkiem moich karkołomnych akrobacji pod suszarką do rąk. "To powinna być jedna z dyscyplin sportowych. Medal dla tego, komu uda się wysuszyć pod tym czymś." pomyślałam, gdy po raz kolejny mało nie zaliczyłam sporego guza od umywalki znajdującej się przy suszarce. Byłam spóźniona już dobry kwadrans na pierwszą lekcję. Kij z tym, nie pójdę. "Zwłaszcza dlatego, że to matma. Gordon i tak mnie wykończy, prędzej czy później. Mimo wszystko wolę później." Korzystając z pustego pomieszczenia rozłożyłam bluzę do suszenia na kaloryferze. Usiadłam na podłodze i zaczęłam przeglądać ostatnie notatki z angielskiego. Jakoś udało mi się wyciągnąć je od Scarlett. Oby Hollins się nie przyczepił. "Może profesor nie, ale pan Malik na pewno pogorszy ci humor..." Ach, ta niezawodna podświadomość. Zamknęłam zeszyt ze złością.
"Zauroczył się... Może jeszcze zakochał? Gdyby tak było, nie zareagowałby tak impulsywnie na wiadomość, że to ja jestem... Zaraz. To ze mną musi być coś nie tak! Gdyby się okazało, że ktoś inny był Aniołkiem, to Zayn na pewno byłby szczęśliwszy. A przynajmniej nie tak negatywnie nastawiony." Zadzwonił dzwonek na przerwę, więc podniosłam się z podłogi i zebrałam swoje rzeczy. Poszłam do sali od angielskiego. "Mokre buty. Najnowszy hit sezonu." Nie udało mi się wysuszyć trampek, więc musiałam iść w przemokniętych. Oczywiście wszyscy oglądali się za mną, bo kto normalny chodzi z mokrymi włosami, ciuchami i butami po szkole? "Tylko i wyłącznie ofiara jakichś nieuzasadnionych prześladowań. Tylko dlaczego to muszę być akurat ja? Co zrobiłam?!" Weszłam po cichu do klasy, w której gromadzili się już uczniowie.
Zayn. Siedział. Na. Swoim. Miejscu. "Obiecałaś mu, że się nie odezwiesz, nie będziesz zwracać uwagi, nic. Pamiętasz?" No jasne, że pamiętam. Trudno byłoby zapomnieć. Przełknęłam ślinę i wolnym krokiem skierowałam się do swojej ławki. Bez słowa usiadłam na krześle i, jak gdyby nigdy nic, otworzyłam lekturę i udałam, że czytam. Tak naprawdę byłam mega daleko myślami, na pewno nie na trasie przejazdu Don Kichota. "Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Stuka w ekran telefonu... Jeśli serio coś by "czuł", to chociażby zerknął. Na sekundę... Czy mnie obchodzi, że on nie zwraca na mnie uwagi?!" Totalnie straciłam zainteresowanie książką. Zaczęłam intensywnie rozmyślać nad tym, do czego przed chwilą doszłam. Czy to jest możliwe, że ja, Jennifer Angel Sorset, nie lubiana przez Zayna Malika, zaczęłam coś do niego czuć...? ŻE CO?! To jest niemożliwe! Impossible! Totalne nieporozumienie, niemożliwa niemożliwość, jeśli coś takiego w ogóle istnieje. A jednak... Gdy on wtedy mimo swoich uprzedzeń mnie przytulił, pytał, co się stało... Czułam się znacznie lepiej. Naprawdę. Może jednak to jego oblicze Diabła było prawdziwe? Wtedy, na tamtej imprezie... Czy on wtedy był sobą...? A może tylko udawał. Nie wiem! Mam już totalny mętlik w głowie! Zaraz po prostu...
Nagłe szturchnięcie w ramię wytrąciło mnie z równowagi. Podniosłam nieprzytomny wzrok w górę i napotkałam ostre spojrzenie Hollinsa.
-Panno Sorset! To już jest szczyt wszystkiego! Całkowicie pani nie uważa na lekcjach, nie zwraca uwagi na nauczyciela, nie odpowiada na pytania! Co się z panią dzieje?!- czułam się  jak słup soli. Jeszcze nigdy żaden nauczyciel na mnie nie nawrzeszczał. Dziwię się sobie, że jeszcze się nie rozryczałam.- Co więcej! Widziałem na własne oczy, jak wymykałaś się ze szkoły po lekcji angielskiego, na którą nie poszłaś! To jest niedopuszczalne! Wagary na angielskim, przedmiocie, który był jednym z najlepszych w pani wykonaniu. Za tę zniewagę musi być kara.- staruszek aż poczerwieniał. Zsunęłam się po krześle w dół. "Proszę, skończ!" Nie dość, że zostałam publicznie ośmieszona, wyśmiana, to jeszcze teraz obrywa mi się przy klasie. Kątem oka widziałam, jak Scarlett zerka na mnie niespokojnie. Tylko Zayn znów obserwował widoki za oknem. Hollins przeszedł się między ławkami z założonymi z tyłu rękami, aż w końcu zatrzymał się przy swoim biurku.- Wiem, jak mogę cię ukarać.- wstrzymałam oddech. Siedzenie po lekcjach? Sprzątanie szkoły? Może jakiś referat...- Dołączysz do grupy teatralnej.
-Nie!- zaprotestowałam jednocześnie z panem Malikiem. "To niemożliwe, mam chodzić z nim na te same zajęcia i może znów pracować w grupie? Nie chcę, nie mogę..."
-Od tej kary nie ma odwołania. Skończy się z chwilą wystawienia szkolnego przedstawienia, czyli pod koniec roku szkolnego. A teraz radziłbym uważać.- i jak gdyby nigdy nic wrócił do omawianego wcześniej tematu.
Oparłam czoło na dłoni i zacisnęłam z całej siły powieki. "Jasny gwint! Czy ten dzień może być gorszy?! Nie. Zdecydowanie. Limit wpadek chyba wyczerpany." Czułam na sobie mordercze spojrzenie Zayna, który chyba postawił sobie za cel zabić mnie w jak najkrótszym czasie. Nie miałam odwagi na niego popatrzeć. Wręcz byłabym przeszczęśliwa, gdyby jego wzrok mnie unicestwił.
Od razu po angielskim pobiegłam do kafejki. Potrzebowałam czegoś, co mnie ożywi. Nawet dziwna w smaku kawa z automatu była w porządku. Usiadłam z ciepłym papierowym kubkiem przy stoliku i schowałam twarz w dłoniach. To. Była. Jakaś. Porażka. "Niech to się już skończy!" pomyślałam, gdy mijający mnie ludzie wytykali mnie palcami. No jasne, ciągle stanowiłam szkolną sensację. Zacisnęłam zęby i uniosłam głowę. Gniewnym spojrzeniem zmierzyłam najbliższe gapiące się na mnie osoby. Czterech chłopaków i dziewczyna od razu odwrócili wzrok, udając, że najlepszym tematem do rozmów jest zbliżająca się lekcja. Uśmiechnęłam się triumfalnie. "I tak ma być. Nie dam im się." Wyciągnęłam książkę do francuskiego i próbowałam zrozumieć choć słowo z tego dziwacznego, pokręconego języka. Masakra... Ale przynajmniej nie myślałam o obgadujących mnie uczniach. Do czasu.
-Możemy pogadać?- uniosłam głowę i spojrzałam na Scarlett. Wyglądała na zasmuconą...? Skruszoną? Zmrużyłam oczy i powoli zamknęłam książkę. Dziewczyna usiadła na wprost mnie, odłożyła torbę i wzięła głęboki wdech.- Uznałam, że przydadzą ci się wyjaśnienia.
-Domyślam się, że chodzi ci o Nialla.- oparłam łokcie na stole i spojrzałam Scarlett prosto w oczy. Przygryzła wargę i skinęła głową.
-Tak. Chodzi o to... Bo wiesz, ja się wtedy tak przeraziłam, bo Niall... Bo on... Cholera.- zaklęła, waląc się ręką w czoło.- Nie umiem się wysłowić!
-Spokojnie.- odchyliłam się na oparcie fotela.- Krótko, zwięźle i na temat. Niall był kiedyś twoim chłopakiem czy co?- aż się zachłysnęła powietrzem.
-Co?! Nie! NIE!- popatrzyła na mnie jak na idiotkę.- To zupełnie inna sytuacja! Moim chłopakiem był Har...- zatkała usta ręką. Wytrzeszczyłam oczy. Moja szczęka z hukiem potoczyła się po podłodze kafeterii.
-Czy ja mam omamy słuchowe, czy ty chciałaś przed chwilą powiedzieć, że Harry Styles był twoim chłopakiem?- powiedziałam zszokowana. Scarlett momentalnie położyła mi dłoń na ustach.
-Ciiiiszej!- syknęła.- Nikt nie musi wiedzieć!- odsunęła się ode mnie i rozejrzała na boki. Westchnęła ciężko.- Tak, Harry był moim chłopakiem przez półtora roku. Zadowolona?
-Raczej... osłupiała. Chyba. Ale jak to się ma do Nialla?
-Muszę ci to opowiedzieć od początku.- mruknęła.- Pod koniec podstawówki zaczęłam chodzić ze Stylesem. To był zupełnie inny facet niż teraz. Wiecznie uśmiechnięty, opiekuńczy, troskliwy... Nie dziw się tak, to prawda! No więc... Przez dłuższy czas poszukiwał pracy. W końcu trafił do jakiegoś kolesia. Mroczny typ, spotkania z nim nie polecam. Wtedy Harry zaczął się zmieniać, ale ja tego jakby... nie zauważałam. Lub nie chciałam zauważać. Pewnego dnia spotkałam go na mieście z kumplem. Farbowany blondyn, naćpany tak, że bardziej już chyba nie można. Na oko stanowił obraz nędzy i rozpaczy. Ale potem zaczęliśmy gadać... Zaprosiłam ich obu do domu. Na nieszczęście nie przewidziałam, że może tam być moja mama. Gdy tylko zobaczyła Nialla... Jezu, Armagedon przy tamtej awanturze to pestka. Wywaliła ich obu z domu. Okazało się, że Horan... On jest moim bratem. Przyrodnim.- nie wiem, który szok był większy. Ten w tej chwili, czy ten poprzedni przy nowinie, że Scarlett chodziła ze Stylesem. Paranoja na resorach.
-Ale zaraz...- zmarszczyłam brwi.- Jesteście w tym samym wieku... Czyli że co, wasz ojciec w tym samym czasie zabawiał się z dwiema kobietami?- Scarlett skinęła głową ponuro.
-Tak. Na to wygląda. A już na pewno zdradził swoją żonę z moją mamą. Chore, prawda? No, ale wracając do poprzedniej historii... Z Harrym coraz częściej się kłóciliśmy. Nie akceptowałam ludzi, z którymi się widywał, dla których pracował. W końcu tak go wkurzyłam, że ze mną zerwał. Prawie... Prawie mnie uderzył.- przyznała cicho. Odruchowo złapałam ją za rękę.- Rok temu okazało się, że trafiliśmy do tego samego liceum. Ale oni... Harry traktuje mnie jak powietrze, jakbym była dla niego niczym, a przecież przez pieprzony rok, pięć miesięcy i dwadzieścia jeden dni powtarzał mi, że mnie kocha. A Nialler... On na szczęście stanął na nogi. Zwalczył nałóg, ale... Nie wie, kim jestem. Nie powiedziałam mu, a moja mama wykrzyczała to po ich wyjściu z domu... Więc widzisz. Całowałam się namiętnie z własnym bratem.- zakończyła ponuro.
Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Historia rodem z serialu, tasiemcowej, argentyńskiej opery mydlanej. "Nie wiem, jak zareagować..." Chyba nigdy nie spotkałam się z czymś takim. Nie tego się spodziewałam.
-Scarlett...
-Nic nie mów.- uniosła rękę i wstała od stołu.- Należały ci się wyjaśnienia. Tylko proszę... Nic mu nie mów. Znaczy Niallowi. Ani słowa.- kiwnęłam głową potakująco. Przyjaciółka wzięła swoją torbę i wyszła szybkim krokiem ze stołówki.
Jakiś niewielki fragment układanki wskoczył na swoje miejsce, ale te wielkie puzzle zwane moim życiem i tak przypominały w większości chaos. Pytania na dziś: kto mnie załatwił tymi plakatami? Kto stoi za wodą w mojej szafce? Czy to jedna i ta sama osoba? Co zrobiłam, że ktoś mnie tak nie cierpi? Masa pytań, zero odpowiedzi. I jeszcze to piekielne kółko teatralne.




Normalnie chyba cały świat zwrócił się przeciwko mnie. Jakieś wielkie mega fatum krąży nade mną i ciągle podsuwa Jennifer gdzieś koło mnie. "Czy ona nie mogła choć raz uważać na lekcji? Albo bujać w obłokach na matmie lub chemii, nie u Hollinsa?! Teraz mam jeszcze znosić ją na tym całym popierdolonym kółku teatralnym!" myślałem, idąc w kierunku auli, gdzie odbywały się zajęcia. Sami ukarani, nieuważający u Hollinsa, niereformowalni i ci reformowalni, ogólny odrzut, totalny brak ludzi zainteresowanych teatrem. "I po co było tworzyć coś takiego?!"
-Siema Malik!- Horan, wiecznie chodzący optymizm, uśmiech, od którego aż wykręcało człowieka."Jupi..." jęknąłem w myślach i szybko przybiłem mu piątkę.
-Cześć.- mruknąłem w kierunku Niallera i dziwnie zadowolonego z siebie Stylesa. "Co on znowu wykręcił?" Pewnie udupił kolejnego człowieka i ma z tego radochę.
-Witam państwa!- stary profesor wszedł na scenę, gdzie się wszyscy zebraliśmy.- Przede wszystkim powitajmy nowych uczniów, którzy mieli szczęście do nas dołączyć. Panno Sorset i panie Tomlinson, zapraszam.- "CO?! Jeszcze on???" Patrzyłem z niedowierzaniem na dawnego kumpla, który wszedł na scenę i stanął obok profesora. Zaraz za nim na swoje miejsce wsunęła się Jen. "Czy ona ma wilgotne włosy?" zainteresowałem się, widząc mokre kosmyki na jej ramionach.- Siadajcie przy kolegach.- Jennifer zawahała się chwilę przed wyborem miejsca. Widziałem, jak omijała mnie wzrokiem i skierowała się do najbardziej odległego kąta sceny.
-Hej, Jenny!- Niall-bądź-przeklęty-Horan pomachał w jej stronę.- Chodź tutaj!- dziewczyna nie wiedziała, czy podejść, czy nie, ale na ponaglający gest Niallera niechętnie do nas podeszła.- Jak się czujesz po dzisiejszym ranku?- zapytał Horan. Zmarszczyłem brwi. "Jakim ranku? Czy oni coś... W sensie ktoś jej coś zrobił? Nialler?!"
-Jest okej.- powiedziała cicho.- Za dużo o tym myślałam i wpakował mnie do teatru. Ale przynajmniej włosy schną. Dobrze, że to nie była jakaś farba lub glina.- uśmiechnęła się niepewnie i zwróciła w stronę nauczyciela. Patrzyłem na nią jeszcze chwilę, ale w końcu sam popatrzyłem na ględzącego o czymś Hollinsa. Kątem oka uchwyciłem jeszcze spiętą sylwetkę Harry'ego, który zdenerwował się jeszcze bardziej, gdy Jen usiadła obok nas.
-... i właśnie dlatego dziś zajmiemy się Szekspirem. Jest was parzysta liczba, więc dobierzemy się w pary i przećwiczycie scenki z jego największych dzieł. Więc najpierw... Styles i Richards. "Makbet", scena zabicia króla Dunkana. Pan Styles będzie Makbetem, a panna Richards lady Makbet. Dalej...- powoli wszyscy znajdowali swoje pary. Wszyscy oprócz...- I na koniec. Pan Malik i panna Sorset. Moje ulubione szekspirowskie dzieło. "Romeo i Julia", scena na balkonie. Pan Malik jako Romeo i panna Sorset jako Julia.
"Ja pierdolę!!!" Spojrzenie moje i Jen spotkały się po raz pierwszy od pamiętnej rozmowy za wierzbami. "Czy wszystko musi się sprzymierzać przeciwko mnie?!"

Would you know my name? I know I don't belong here in HEAVEN... || Zayn Malik fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz