Rozdział 21

152 21 3
                                    

- Pęknięty zderzak da się wyklepać. Gorzej z chłodnicą. Jest do wymian, totalnie powyginana, widzisz? - Tęgi, rudowłosy mężczyzna pochylał się nad otwartą maską sprintera, drapiąc się co jakiś czas po skroni. Co tak właściwie się stało? Cóż, nikt nie poinformował Ali o starym kanale używanym niegdyś przez mechaników do sprawdzania stanu pojazdów, przykrytym spróchniałymi podkładami kolejowymi. Pracownicy, którzy rzecz jasna mieli świadomość, co znajduje się w garażu, parkowali tak, aby dziura znajdowała się idealnie pod samochodem, a żadne z kół nie naciskało na dechy.

Do Ali dopiero teraz zaczęło docierać, co tak właściwie się stało, i jakie pociągnie za sobą konsekwencje. Konrad wścieknie się i zapewne obciąży ją kosztami naprawy zniszczonego wozu.

- No to świetnie. - Przetarła czoło, na którym pojawiły się kropelki potu, które w blasku słońca świeciły niczym malutkie perełki. W zasadzie rudzielec po wyciągnięciu samochodu z kanału przy pomocy koparki dokonał tylko wstępnych oględzin. Bóg jeden raczy wiedzieć, co jeszcze mogło się uszkodzić!

Biały lexus wtaczający się na parking przed głównym budynkiem biura i zatrzymujący się na miejscu należącym do drugiego z właścicieli sprawił, że po plecach i tak już przerażonej kobiety z prędkością światła przemknął lodowaty dreszcz. Niemal czuła na szyi paraliżujący oddech mrocznego kosiarza, gdy Jacek wreszcie wysiadł z samochodu i przeciągając się, zerknął w ich kierunku. Już z daleka widziała, jak marszczy czoło, a na jego czole pojawia się mała, pulsująca żyłka. Mimo że uważała go za tego bardziej spokojnego i opanowanego z braci, nie znała go, dlatego też mogła jedynie przypuszczać, jak się zachowa, gdy cała prawda wyjdzie na jaw. W zasadzie sam wypadek nie był jedynym przewinieniem, którego się dopuściła. Odstawiając samochód, zgodziła się bowiem kryć pracowników, którzy postanowili przyjść do roboty w stanie nietrzeźwości.
Odwracając się ponownie w stronę rudowłosego i chcąc poprosić, aby zamknął maskę dostawczaka, dostrzegła, że ten już dawno gdzieś zniknął. Została całkiem sama, a już za kilka chwil miała stanąć twarzą w twarz z osobą, która ją zatrudniła.

- A więc nadal tu pracujesz. - Krzyżując ręce na piersi, Jacek oparł się ramieniem o bok samochodu.

- No tak. - Uśmiechem chciała za wszelką cenę zamaskować przerażenie, choć ostatecznie na jej twarzy pojawił się okropny grymas. - Może przejdziemy do biura, jest strasznie gorąco. - Memłając w dłoniach materiał bluzki, za wszelką cenę starała się odciągnąć szefa jak najdalej stąd.

- Wszystko w porządku? - zapytał podejrzliwie, rozglądając się dookoła.

- Tak, tak! - odpowiedziała Ala, która, mimo że chciała brzmieć entuzjastycznie, trzęsła się jak przysłowiowa galareta.

Może lepiej się przyznać? Przecież to i tak się wyda.

- No dobra, w zasadzie nie wszystko jest tak, jak być powinno.

- Proszę mówić wprost. - Niepokój malujący się na twarzy Jacka potęgowało tylko oczekiwanie, gdyż bijąca się z myślami Ala przez moment chciała się jeszcze wycofać. - No? Pani Alicjo? - wzdychając, przywołała mężczyznę gestem dłoni, twierdząc jednocześnie, że najlepiej nie owijać w bawełnę, tylko po prostu wyłożyć kawę na ławę.
Obserwując uważnie reakcję Jacka, który zerkał na zderzak z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Oparł brodę na dłoni, trącił uszkodzony kawałek metalu czubkiem buta, wciąż jednak milcząc.
- No niech pan coś powie. - Z tych wszystkich nerwów, Ala przystąpiła do obgryzania paznokci, które tak długo zapuszczała. W weekend miała zamiar położyć na nich warstwę albo dwie krwistoczerwonego lakieru. Teraz pozostanie jej co najwyżej umówienie się na wizytę u kosmetyczki w celu przedłużenia paznokci albo ewentualnie zakupienie zestawu dla początkującej stylistki. W wieku siedemnastu lat była nawet właścicielką profesjonalnej lampy oraz słoiczka żelu. Doszło do jednorazowej próby, która zakończyła się uszkodzoną płytką i skróceniem środkowego paznokcia niemal o połowę. A teraz przestępując z nogi na nogę, była bliska zawału.

- Czyja to sprawka? - Swoim opanowaniem zbił kobietę z tropu. Liczyła raczej na wybuch złości, uzasadnioną licznymi wydatkami związanymi z rozbudową firmy.

- No moja. - Jacek jedynie westchnął, rozmasowując zmarszczkę, która nagle pojawiła się między jego brwiami. W oczach mężczyzny nie dostrzegła jednak wściekłości, a jedynie zmęczenie. Potworne zmęczenie. - To w zasadzie było tak, że... - niech będzie, zaufam mu - podczas gdy miałyśmy z Martyną przerwę, to do biura przyszedł jeden z pracowników i poprosił o odstawienie samochodu do garażu, bo... Bo jakiś Wiesiek, czy tam Władek się upił i musiał go ogarnąć. No i wjechałam w ten kanał, ale przecież nikt mi nie powiedział o jego istnieniu, to skąd miałam wiedzieć! - strach o własną posadę przerodził się w złość, która z kolei przeplatała się z irytacją.

Zastygając w bezruchu, wzrok trzydziestopięciolatki natrafił na okazałego trzmiela, który z zapałem i rozkoszą wcinał nektar z fioletowych i intensywnie pachnących kwiatków lawendy. W jego ślady poszła reszta pasiastej rodzinki i dosłownie po kilku sekundach niewielkich rozmiarów krzaczek trząsł się pod ciężarem buszujących w nim owadów.

- Dobra, kupimy jakąś gładź, psiknie się sprayem i nie powinno być śladu. Gorzej z chłodnicą, na zakup nowej będziemy musieli przeznaczyć prawie dwa tysiące. - Otarł czoło przedramieniem, wzdychając głośno. - Proszę się nie martwić. To absolutnie nie pani wina. Powiem o tym Konradowi dzisiaj wieczorem, pójdę teraz zweryfikować postęp prac i przy okazji rozprawię się z pijakami. - Posłał Ali ostatnie, pełne zamyślenia spojrzenie, po czym bez słowa począł oddalać się w stronę centrum placu.

- Ja powiem o tym Konradowi - wypaliła nagle ni stąd, ni zowąd. Postanowiła wziąć wszystko na klatę i samodzielnie zmierzyć się ze starszym z braci.

Człapiąc powoli do biura, układała w głowie prawdopodobny scenariusz rozmowy z Konradem. Minęła Martynę, która, mimo iż była niesamowicie wścibska, tym razem nie odezwała się ani słowem. Widząc zatroskaną twarz koleżanki, tylko łypnęła na nią znad monitora, po czym momentalnie powróciła do analizowania wykresów, które chwile wcześniej wykonała w Excelu.

Sięgając po komórkę, która do tej pory spoczywała ekranem do dołu na blacie biurka, odblokowała ekran. Siedem nieodebranych połączeń i dwie wiadomości sprawiły, że na szyi Ali zacisnęła się niewidzialna pętla. I nie chodziło tu tym razem wcale o kraksę, która miała miejsce, tylko o zdrowie ojca.

Oddzwaniając, ze słuchawką przy uchu dreptała z nogi na nogę, kręcąc jednocześnie bączki wokół stołu.

- Do ciebie dodzwonić się to jak do prezydenta. - Pełen pretensji głos rozbrzmiał po drugiej stronie, a szum zagłuszający mężczyznę tylko utwierdził Alę w przekonaniu, że szef jedzie samochodem. - Jerzy odstawiony do domu, opatrunek zmieniony. Ogólny stan poszkodowanego-dobry. - Meldował po kolei. - Jak wychodziłem, kładł się spać, zapewniając mnie, że czuje się dobrze. Nie musisz się martwić. Lekarz kazał mu pić dużo płynów i przez jakiś czas odpoczywać. - Co zwróciło uwagę Alicji najbardziej? Oczywiście był to fakt, że panowie mówią sobie po imieniu. Przez moment wyobraziła ich sobie siedzących na werandzie, gawędzących wesoło i pijących zimne piwo, takie prosto z lodówki.

- Tak, tak, coś przerwało. - Znalazła w głowie najprostsze z możliwych wyjaśnień i zaserwowała je Konradowi niczym na tacy.

- Wszystko w porządku w firmie? - Cisza, po raz kolejny niewidzialna dłoń ścisnęła kobietę za gardło.

- Tak, tak wszystko jest okej. Wracasz jeszcze dzisiaj do biura?

- Nie, właśnie jadę oddać się typowo męskiej rozrywce, do zobaczenia. - Nie czekając na odpowiedź, rozłączył się, pozostawiając swoją asystentkę z istnym chaosem w głowie.

Świetnie. Typowo męska rozrywka? - W zasadzie, to Ala nie miała pojęcia, czym tak naprawdę interesuje się Konrad i gdzie aktualnie może przebywać.

Po chwili rozmyślań tak intensywnych, iż Ala miała wrażenie, że przepaliły jej się wszystkie styki, uznała, że najprościej będzie po prostu zasięgnąć języka u osoby, która zna Konrada najlepiej.

Zbiegając po schodach, minęła Martynę, która tym razem przerzucała tony papierów z kupki na kupkę, wściekając się przy tym niemiłosiernie i omal nie potykając się o własne nogi, wypadła na parking.
Jacek krążył to wte, to we w tę z telefonem przy uchu mamrocząc coś wściekle. Na widok pędzącej niczym Usain Bolt Alicji przystanął jednak. Cud, że odsunął się na bok, aby przepuścić ten rozpędzony parowóz.

Okiełznać przeszłość | ZAKOŃCZONE ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz