Rozdział 11

187 25 9
                                    

Jeśli chodzi o atmosferę, która od rana panowała w biurze, to pozostawała ona napięta niemalże do granic możliwości. Od momentu przyjścia do pracy, Konrad nie odezwał się ani słowem, nie odpowiedział nawet na głupie "dzień dobry". Jakby tego było mało, od dobrych dwóch godzin non stop wystukiwał coś na klawiaturze komputera.
Krople deszczu z głuchym dźwiękiem uderzały w ogromną taflę okna, sprawiając, że klimat panujący w biurze stał się jeszcze bardziej nie do zniesienia.

Z nudów, Ala zaczęła przyglądać się wiszących na ścianach fotografiom. Większość z ram była w kolorze brązowym, idealnie komponując się z całym wnętrzem i czyniąc je nieco bardziej przytulnym.
Pierwsze zdjęcie na lewo od okna przedstawiało obu braci na tle dopiero co powstającego budynku, w którym obecnie się znajdowali. Zarówno na twarzy Jacka, jak i Konrada szło dostrzec zarówno zachwyt, jak i niecierpliwić, zapewne wywołaną tym, że zwyczajnie nie mogli doczekać się, aż wreszcie zasiądą w pięknie urządzonym gabinecie z poczuciem niemałej satysfakcji.

Na kolejnych fotografiach widniały poszczególne etapy tworzenia małego imperium.
Zakup pierwszego sprzętu, pierwsza praca w terenie. Zresztą, nie brakowało również zdjęć zrobionych w otoczeniu pracowników, którzy wydawali się równie zadowoleni, co właściciele.

Dźwięk upadającego na podłogę przedmiotu wyrwał Alę z zamyślenia, niemal natychmiast sprowadzając ją na ziemię.
Szybko zorientowała się, że urządzeniem, które wywołało tajemniczy łoskot, było niczym innym, jak telefonem komórkowym, który podczas użytkowania wyślizgnął się Konradowi z dłoni, a teraz leżał roztrzaskany na podłodze.
Sam mężczyzna mruczał coś pod nosem, zbierając poszczególne elementy telefonu i starając się złożyć je do przysłowiowej kupy.

Dostrzegając leżącą koło własnego buta baterię, Ala nachyliła się i w ten sposób niewielki, prostokątny przedmiot znalazł się w jej rękach. Prostując się na fotelu i opierając głową wezgłowie, zerknęła na znaleziony fragment telefonu, a następnie wstając, położyła baterię na blacie sąsiedniego biurka, zwracając tym samym uwagę Konrada na swoją osobę.

- Dzięki - mruknął jedynie, pocierając skronie i mrużąc oczy.

- Jeśli chodzi o wczorajszą sytuację - zaczęła Alicja, siadając na stojącym przed blatem białym pikowanym krześle. - Jagoda jest osobą, która najpierw mówi, a dopiero później myśli. Rozumiem, że mogłeś poczuć się urażony i dlatego...

- Już dawno o tym zapomniałem. - Odchylił się na fotelu, splatając ręce na piersi i wlepiając spojrzenie w jakiś punkt znajdujący się zaraz za plecami swojej rozmówczyni. - Rozmawiałem z Jackiem. Boi się, że nie znajdzie odpowiedniej ilości wykwalifikowanych pracowników, doszkalanie kosztuje, a z racji, że na pierwszym miejscu stawiamy bezpieczeństwo, profesjonalizm i szybkość wykonywanych usług, może wyniknąć niemały problem. No, zwłaszcza, że budowa filii pochłonęła więcej, niż zakładaliśmy, to jeśli doliczymy do tego zakup podstawowego sprzętu, wyposażenie ekipy, wszystkie pensje, nie pensje, znajdziemy się znacznie poza ustalonym budżetem. A jeśli faktycznie nie daj Boże, trzeba będzie wysyłać ludzi na szkolenia, to - westchnął ciężko - utoniemy w kredytach, dlatego miejmy nadzieję, że zleceń będzie tyle samo, co teraz, albo znacznie więcej.

- Przez wiele lat, które spędziłam w Warszawie, przekonałam się, że jednym z takich ważniejszych czynników, który przyciąga potencjalnych klientów, jest dobra reklama oraz ocieplenie wizerunku samej firmy. Fajnie by było zadbać o obejście, zasadzić jakieś rośliny, może kwiaty. - Alicja przez moment wpatrywała się w zamyśloną twarz mężczyzny, który co jakiś czas zaciskał szczękę, przez co linia jego żuchwy stawała się jeszcze bardziej uwydatniona, podkreślając jednocześnie ostrość rysów twarzy.

- Świetnie. - Klasnął w dłonie, ponownie unosząc w górę ekran laptopa. - W takim razie chciałbym, abyś zajęła się wyborem drzewek i szkółki, w której dokonamy zakupu. Zaraz załatwię ulotki i zajmiemy się organizacją jakiejś akcji promocyjnej.

Przeglądając kolejne strony internetowe, Alicja oparła głowę na lewej dłoni, prawą sięgając po jasnoniebieski kubek, który chwilę wcześniej został wypełniony podwójnym cappuccino aż po same brzegi. Niemal każde z ogrodnictw, na które natrafiła w sieci oferowało bogatą gamę drzewek i krzewów ozdobnych, a także bylin oraz roślin sezonowych, dlatego po niemal półgodzinie żmudnych poszukiwań, wybrała jedną z firm, która w niemal idealny sposób spełniała jej jakże wygórowane oczekiwania. Konrad zniknął dwadzieścia minut wcześniej, pozostawiając Ali całkowicie wolną rękę, z czego brunetka oczywiście się ucieszyła. W końcu mogła zrobić coś, co nie dość, że sprawi jej nie małą radość oraz satysfakcję, to jeszcze nikt nie wisi jej nad głową i nie narzuca swojego zdania.

Patrząc, jak drukarka wypluwa kartkę, która przedstawiała plan całej firmy, kobieta niemal natychmiast pochwyciła długopis, miarę i bluzę, a następnie z prędkością błyskawicy opuściła pomieszczenie, kierując się na dół, ku wyjściu z biurowca.

Ciężkie, deszczowe chmurzyska odpłynęły, oddając swoje miejsce bezchmurnemu, idealnie błękitnemu niebu, na środku którego górowało olbrzymie, złociste słońce. Mimo gwałtownej zmianie pogody, w powietrzu wciąż unosił się zapach deszczu zmieszany z kurzem i świeżo skoszoną trawą. Trawnik przed budynkiem biura nie był ogromny, lecz Ala śmiało mogła powiedzieć, że należał do tych z gatunku dużych. Podchodząc do płotu wykonanego z siatki, wygrzebała z podwójnej kieszeni bluzy miarę i rozwijając ją, szybko dowiedziała się, że szerokość wynosi dokładnie dziesięć metrów, dlatego na planie zaznaczyła dziesięć pionowych kresek podpisując, że jest to miejsce, w którym wsadzone zostaną żywotniki. Chcąc ożywić nieco pusty dotąd obszar dokładnie na samym środku trawnika, Ala wpadła na pomysł zrobienia w tamtym miejscu rabaty, w której rosnąć miałyby tylko i wyłącznie same byliny, których wyboru rzecz jasna miała dokonać dopiero po dokładnym zapoznaniu się z asortymentem oferowanym przez firmę ogrodniczą. Całości dopełnić miały piękne, białe rododendrony, którym miejsce przypadło przy ścianie płotu położonej prostopadle do tej, nad aranżacją której myślała zaledwie chwilę wcześniej. Kobieta rozważała jeszcze zakup rajskiego jabuszka i co najmniej dwóch, jeśli nie trzech magnolii, które miały zdobić niewielki pasek zieleni położony w bliskiej odległości parkingu.

- I jak? - Konrad stał w odległości około dwóch metrów od Ali z dłońmi wetkniętymi w kieszenie szarostalowych jeansów. Podchodząc bliżej, zerknął kobiecie przez ramię, dokładnie analizując zapiski wykonane czarnym tuszem na śnieżnobiałej kartce. - Cóż, widzę, że to zadanie nie sprawiło ci jakiejś specjalnej trudności, ale to bardzo dobrze. Przynajmniej nie muszę wynajmować jakiegoś projektanta ogrodów. - W głosie mężczyzny dało się słyszeć wyraźne zadowolenie, dlatego Ala odetchnęła z ulgą.

- Tak, to prawda. Zastanawiam się, co pasowałoby przed wejściem do biura. Teraz jest tam pusto i nudno, ale gdyby tak ustawić dwie, duże donice po obu stronach drzwi, to z pewnością zrobiłoby to niemałe wrażenie na klientach. Zastosowanie takiego zabiegu pomogłoby także w pozornym odświeżeniu elewacji budynku. Nie mam tylko pomysłu, jakimi roślinami obsadzić donice. - Przygryzając końcówkę długopisu, kobieta powoli odwróciła się w stronę stojącego za jej plecami mężczyzny.

- Kurcze, widziałem kiedyś u klienta taką roślinę. - Wsparł brodę na prawej dłoni, lewej ręki używając jako podpórki do tej wspomnianej. - Pamiętam, że miała takie zielone, powiedzmy lśniące liście i kwitła na biało. Pytałem właściciela o nazwę, ale totalnie wyleciała mi z głowy.

- Prunus laurocerasus - odparła, dokładnie przeanalizowawszy szczątkowy opis podany przez Konrada i starając się w miarę dopasować go do znanych sobie roślin. Spoglądając na kompletnie zdezorientowaną twarz swojego szefa, uśmiechnęła się lekko, ukazując przy tym szereg równych, śnieżnobiałych zębów. - Łacińska nazwa laurowiśni wschodniej.

- Tak! No właśnie. Laurowiśnia, na śmierć zapomniałem.

- W zasadzie mogłaby być. Betonowa donica, laurowiśnia. Brzmi jak dobry plan. Zaraz zadzwonię zamówić żywotniki i przy okazji zapytam, czy jest dostępna.

- Świetnie! - Mijając kobietę, klepnął ją w ramię, po czym zniknął w budynku służącym jako warsztat.


Okiełznać przeszłość | ZAKOŃCZONE ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz