Krótkie blond włosy okalały pulchną i rumianą twarzyczkę lekarki, która, mimo że z życzliwością spoglądała to na Alę, to na Konrada, którzy poderwali się ze swoich miejsc, wyglądała na zatrwożoną i w pewnym sensie także pogrążoną w odmętach własnych myśli. Dłoń, którą zdobił srebrny pierścionek, wsunęła do kieszeni, drugą ręką zaś odgarnęła z czoła niesforny kosmyk.
- Państwo są kimś z rodziny pana Jerzego Grobelnego? - zapytała, chrząkając.
- Zgadza się. - Ala odpowiedziała z prędkością błyskawicy przecinającej niebo. - Co z tatą? Możemy zabrać go do domu? - Zerkając na Konrada, miała wrażenie, że na jego twarzy również maluje się zarówno troska, jak i lekki niepokój.
- Niestety, pan Jerzy będzie musiał zostać u nas jeszcze przez jakiś czas. Wyniki badań są jednoznacznie. Pani ojciec jest odwodniony, sam się przyznał, że nie pił od kilku dni. Podaliśmy kroplówki. Pacjent nie życzy sobie gości. To na razie wszystko, przepraszam, muszę wracać do obowiązków. - Skinęła głową, po czym szybko oddaliła się, a biały fartuch, w który była odziana, powiewał za nią niczym peleryna.
Świetnie. - Ala opadła na krzesełko, chowając twarz w dłoniach. Miała wrażenie, że znajduje się na jednej wielkiej karuzeli. Świat wirował, a białe ściany zlewały się w jedną, okropną całość. Nagle zaczął przeszkadzać jej charakterystyczny szpitalny zapach, a ludzie mijający ją, drażnić.
- Chodź, nic nie zdziałamy. - Mężczyzna jako jedyny z tej dwójki zachował trzeźwość umysłu, chwycił Alę za ramię, mimo protestów niemal unosząc ją w górę, po czym oplatając dłonią nadgarstek, począł ciągnąć ją w stronę wyjścia. - Ala, nie będę cię niósł. - Zatrzymali się przez pierwszym stopniem schodów prowadzących w dół, a kobieta miała wrażenie, jakby włożyła głowę do pralki.
W zasadzie w dzieciństwie rozważała podobny pomysł. Cóż, była po prostu ciekawa, jak jest wewnątrz, kiedy realizowany jest proces wirowania.
Opierając się jedną ręką o śliską ścianę, a drugą o Konrada, powoli schodziła na niższe piętro budynku. Mimo złego samopoczucia nie chciała dać po sobie poznać, że coś jest nie tak, choć znając szefa, miała świadomość, że ten już dawno się domyślił, dlatego cały czasu uważnie przyglądał się poczynaniom kobiety.
- Pojedziemy do mnie, nie ma sensu, żebyś siedziała sama w domu. Zwłaszcza w takim stanie. - Położył nacisk na ostatnie wypowiedziane zdanie, po czym pchnął szklane drzwi.
Oddech Ali w końcu zaczął się stabilizować, a i bijące z zawrotną prędkością serce, zwolniło. Potworny swąd szpitalnych korytarzy zastąpił inny, dużo bardziej łagodniejszy zapach. Kobieta w pierwszej chwili nie mogła dopasować kojącej woni do żadnego ze znanych, choć po chwili, gdy zza drzew wyłonił się parking oraz pierwsze samochody skojarzyła, że tak naprawdę zapach ten towarzyszył jej przez cały czas. Drzewo cytrynowe i odrobina mięty. Dokładnie taki zapach emanował przez cały czas od strony jej towarzysza, tylko ani razu nie przywiązała do tego większej uwagi.
- Nie musisz wieźć mnie do siebie, nie chcę zawracać ci głowy. Zresztą, muszę posprzątać w domu, bo jego wnętrze aktualnie przypomina rzeźnię. - Zamykając za sobą drzwi wozu i moszcząc się w fotelu, zapięła pasy.
- Nie narzucasz się, jeśli to masz na myśli. Mieszkanie nie zając, nie ucieknie, a ty musisz odpocząć po całym dniu, o ironio niezwykle intensywnym. - Odpalając silnik, podgłośnił radio, z którego akurat dobiegały najświeższe wieczorne wiadomości. - A poza tym przyda mi się towarzystwo. Przy tobie nie da się nudzić. To całkiem miła odskocznia od mojego dotychczasowego, nieco już monotonnego życia - uśmiechnął się, rozpoczynając proces cofania, co na ciasnym parkingu było dość sporym wyzwaniem. Nic dziwnego, skoro większość pacjentów zgłaszających się do szpitala parkuje, jakby było kompletnie pijani, a jakby tego było mało, pod wpływem innych środków odurzających.
CZYTASZ
Okiełznać przeszłość | ZAKOŃCZONE ✔️
Roman d'amourTo niesamowite, gdy pasja staje się sensem życia, a wszystko, co robimy i planujemy, wiążemy ze swoim zainteresowaniem. Ala od zawsze uwielbiała czuć na skórze dreszczyk adrenaliny i niepokoju, gdy po raz kolejny zanurzała się w niezbadanej dotąd p...