Rozdział 2

297 57 14
                                    

Z zielonego gąszczu Ala wydostała się, gdy księżyc był już wysoko na niebie i w towarzystwie gwiazd rozpoczynał codzienną wędrówkę. Z trudem dotarła do furtki, ocierając przy tym twarz, do której przykleiła się masa pajęczyn. Na samą myśl, że gdzieś po jej ciele mogły pełzać okropne robale, na twarzy kobiety pojawiał się grymas obrzydzenia, a po plecach przebiegał lodowaty dreszcz.

Przestępując próg domu, kolejno pozbywała się ubrań, które miała na sobie, aby jedynie w samej bieliźnie wejść pod prysznic, usiąść na zimnej powierzchni brodzika i odkręcić wodę. W chwili, gdy na rozgrzanej skórze poczuła pierwsze zimne kropelki, odchyliła głowę w tył, opierając ją o białe, łazienkowe płytki. Mięśnie paliły ją niczym ogień, a serce wciąż biło jak szalone. Przynajmniej miała już pewność, że nigdy więcej nie wyjdzie z domu przed zapadnięciem zmroku. Zaraz całe miasteczko będzie plotkowała o znikającej Alicji.

Sięgnęła po brązową butelkę z mydłem kakaowym i roztarła je na skórze. Otulił ją przyjemny zapach czekolady. Kiedyś nawet go spróbowała. Miała bowiem nadzieję, że czekolada, którą czuje, smakuje równie dobrze.
Myliła się. Przez następne minuty, w których spłukiwała z włosów cytrynowy szampon, z jej ust wydostawały się bańki. Oczywiście towarzyszyła temu głośna czkawka.

Dokładnie wytarła całe ciało szarym, puchatym ręcznikiem, a następnie natarła zarówno ręce, jak i nogi balsamem do ciała o zapachu kwiatu hibiskusa. Ten zapach nie przypominał Ali o niczym innym, jak o wakacjach spędzonych na wsi u dziadków. Zarówno babcia, jak i dziadek prowadzili niewielką szkółkę, w której sprzedawali najróżniejsze gatunki drzew i krzewów. Jako mała dziewczynka, Alicja uwielbiała biegać między doniczkami, nieraz oczywiście przewracając je, za co zgarniała solidną burę od dziadka, babcia nieraz przymykała oko na wybryki wnuczki. Momentalnie Alicja poczuła w ustach lekko kwaskowy smak śliwek węgierek, które uwielbiała podjadać, gdy tylko lekko zmieniły barwę z zielonej na fioletową. Takie słodkie obżarstwo z reguły kończyło się niezbyt przyjemnym rozstrojem żołądka i zwijała się z bólu leżąc pod pierzynami.

Wzdychając głośno, przeszła do niewielkiego saloniku, na którego wyposażenie składały się zaledwie jedna dwuosobowa, przykryta puchatym beżowym kocem kanapa (narzutka służyła zakryciu popękanego obicia wysłużonego mebla), pojedynczy brązowy fotel, zmechacony dywan i niewielkich rozmiarów stoliczek kawowy.

Opadła na "dwójkę", po czym sięgnęła po uszykowany przed kąpielą kieliszek czerwonego wina.

– Pora się znieczulić – wymamrotała, upijając łyk krwistoczerwonego płynu. Przykładając do kolana woreczek mrożonego zielonego groszku, zmieniła pozycję na pół-leżącą, a następnie sięgnęła po zwinięty w kulkę kocyk, którym szczelnie się okryła, lecz sen jak na złość nie chciał nadejść. Wierciła się na materacu, przewracała z boku na bok. Irytację kobiety potęgowały strasznie skrzypiące sprężyny, które na złość nie chciały dać o sobie zapomnieć, i przy najdelikatniejszym ruchu serwowały gamę przeróżnych dźwięków.

Ulga dla zmęczonego organizmu nadeszła dopiero około trzeciej dwadzieścia, gdy ucichły wszystkie odgłosy - przejeżdżające samochody i przelatujące samoloty.

•°•

Walenie w drzwi nie cichnące od jakiegoś czasu sprawiło, że Alicja niechętnie podniosła się z nagrzanego posłania, i opatulona kocem podreptała do przedpokoju, gdzie wsunęła na zziębnięte stopy puchowe kapcie.
Przeciągając się i ziewając jednocześnie, kobieta przekręciła klucz w zamku, aby następnie otworzyć drzwi na oścież. Jak na złość ganek świecił pustkami, a kobieta ledwo dostrzegła mężczyznę ubranego w odblaskową kamizelkę i kask, który właśnie zamykał za sobą furtkę. Dostrzegając Alę, zatrzymał się, po czym ściągając białą skorupę z głowy odparł:

– Wyburzamy transformator! Zejdzie nam z pół dnia. Miałem poinformować, że będzie hałas! – Wykrzyknął, wymachując jednocześnie dłońmi. Ala skinęła głową, spróbowała się nawet uśmiechnąć, lecz zamiast tego na jej twarzy pojawiło się coś, co bardziej przypominało grymas. Gdy mężczyzna na dobre zniknął z pola widzenia kobiety, ta powoli zeszła z werandy, po czym podeszła do ściany gęstych szmaragdów, które skutecznie odgradzały teren jej podwórka od sąsiedniego pola. Rozgarniając gałęzie i przeciskając się wgłąb roślinnego gąszczu, z obrzydzeniem wypluła pożółkły fragment krzaka, który jakimś cudem dostał się do wnętrza jej ust. Na końcu delikatnie przykucła, obserwując, co dzieje się po drugiej stronie.

Na łące oprócz przeróżnych koparek i wywrotek, których fachowych nazw Ala oczywiście nie znała, kręcili się ludzie. Jedni zabezpieczali teren wokół przy pomocy czerwono-białej taśmy, a drudzy byli akurat w trakcie konsumpcji śniadania. No właśnie, śniadania... W chwili, gdy przez myśl Ali przemknęła wizja jajecznicy z boczkiem, poczuła, jak wielki głód jej doskwiera. W sumie nie ma się co dziwić. Ostatni posiłek spożyła bowiem poprzedniego dnia, na dwie godziny przed feralnym joggingiem. Po wyczołganiu się z zarośli, kobieta otrzepała ubranie i włosy, do których przyczepiły się suche fragmenty roślin.

Będąc w łazience, Ala dokładnie przemyła twarz zimną wodą, pozbywając się oznak przebytego snu. Brązowe włosy, które sięgały kobiecie do ramion związała w luźny warkocz, a ten z kolei skończył zwinięty w ciasny kok. Patrząc na swoje odbicie, Alicja dostrzegała każdy, nawet najmniejszy pieprzyk, a tych akurat jej nie brakowało. Na samej twarzy miała ponad dwadzieścia, nie licząc oczywiście drobnych piegów, którymi przyprószony miała zarówno nos, jak i okolice wokół niego. Opalona cera całkiem ładnie (w mniemaniu Ali) kontrastowała z zaróżowionymi od porannego chłodu policzkami i szarostalowymi tęczówkami. Kolejnym punktem z listy jakże monotonnej, porannej rutyny była zmiana garderoby. I tak różową piżamę z kotkami zastąpił zwykły, czarny dres z logo firmy produkującym odzież sportową. W miejscu kapci natomiast pojawiły się skarpetki, w których Ala, pokuśtykała do kuchni, która wciąż pozostawała zawalona nierozpakowanymi pudłami i napełniła czerwony czajnik wodą. Czekając, aż ciecz zacznie wrzeć, a urządzenie wyłączy się z charakterystycznym klikiem, z największego kartonu wydobyła średniego rozmiaru patelnię, a z lodówki jajka.

Wychodząc na drewnianą werandę z parującym talerzem smakowitej jajecznicy, brunetka zaciągnęła się zapachem poranka, który idealnie współgrał z wszechobecną błogą ciszą. Siadając na drewnianym krześle, ustawiła talerz na stoliku przykrytym zielonkawą ceratą, i wsłuchując się w odprężający śpiew ptaków, nabiła na widelec pierwszy z brzegu kawałek jajka. W chwili, gdy już miała poczuć w ustach rozkoszny smak posiłku, do jej uszu dobiegł dźwięk uruchamianego młota, który z pewnością sprawił, że wszystkie ptaki w okolicy zamilkły, po czym wzięły nogi za pas. Na deser doszło szczekanie psa i głośne krzyki mężczyzn pracujących przy rozbiórce transformatora. Przecierając czoło, Ala wzięła kilka głębokich wdechów, marząc o tym, aby się uspokoić. Niestety, nie dane jej było zaznać spokoju, gdyż po zaledwie chwili do młota dołączył dźwięk innego ciężkiego sprzętu. 

~*~

Mamy kolejny!

Okiełznać przeszłość | ZAKOŃCZONE ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz