Rozdział 16

162 21 6
                                    

– Musisz wykopać głębszą dziurę, ta jest za płytka. – Siedząc na odwróconym, plastikowym wiaderku, Alicja z niesamowitą wnikliwością przyglądała się, jak Konrad kopie kolejne dołki, a następnie wkłada do nich piękne, półmetrowe tuje. Maks i Coco w trymiga pochwycili leżącą obok kobiety wciąż mokrą bluzę mężczyzny i teraz przeciągali ją między sobą. Jedynie Cezar leżał w rogu trawnika, wciąż nieufnie zerkając w stronę wpatrzonej w niego brunetki.

Na wieczornym niebie dominował kolor różu, który barwił nieliczne cumulusy na piękny, pastelowy kolor. Ten niesamowity krajobraz przywodził Alicji na myśl małe, nieco abstrakcyjne baranki, pląsające po bezkresnym nieboskłonie.

– Chryste, jest prawie dwudziesta, a żar nadal leje się z nieba. – Ocierając pot z czoła, Konrad usiadł na zieloniutkiej trawce, zerkając na tarczę zegarka. – Chodź, Cezar – zwrócił się do zwierzaka, który słysząc swoje imię, poderwał się na równe nogi, wesoło merdając ogonem. W tamtym momencie Ala była skłonna przyznać, iż pies wcale nie wygląda na groźnego. Patrząc, jak mężczyzna tarmosi bernardyna za uchem, dałaby sobie rękę uciąć, że akurat ta dwójka darzy się szczerym i wzajemnym uczuciem.

– Masz go od szczeniaka? – Opierając brodę na dłoni, kobieta rozejrzała się, podziwiając, jak pięknie wygląda nowo zasadzony żywopłot.

– Tak, wziąłem go z hodowli, gdy samotność zaczęła wychodzić mi bokiem. Jesteśmy razem już od... – zamyślił się, zamykając lewe oko i lekko unosząc podbródek w górę. – Dziewięciu lat. Maksa i Coco mam stosunkowo od niedawna, bo od mniej więcej trzech lat. – Gdy bernardyn po raz kolejny zerknął na Alę spode łba, ta skrzywiła się, przełykając ślinę. – Co? – Marszcząc czoło, Konrad zerkał to na kobietę, to na psa.

– Patrzy na mnie tak, jakby chciał mnie zjeść – odpowiedziała przez zaciśnięte gardło, wykonując jednocześnie charakterystyczny, poziomy gest wzdłuż szyi.

– Nie żartuj, jest potulny jak baranek. Gryzie tylko, gdy mu każę. – Wstał i podchodząc do Alicji, po czym ukucnął obok niej. – Wystaw dłoń – polecił – nic ci nie zrobi, obiecuję. – Położył prawą dłoń na sercu, dwa palce drugiej unosząc w górę.

Przepełniona dużą dozą niepewności, Ala w końcu postanowiła spełnić prośbę mężczyzny i wyprostowała w łokciu delikatnie drżącą, muśniętą przez słońce rękę. Czując pod palcami miękką, gęstą sierść, otworzyła oczy, które zamknęła, gdy tylko Cezar zbliżył się do niej. Mimo że zwierz wciąż taksował ją niepewnym spojrzeniem, z jego mordki zniknęła wrogość, a długi, różowy jęzor zwisał mu z pyska, przez co zabrudził śliną wszystko wokół. Kąciki ust kobiety momentalnie powędrowały ku górze, a druga dłoń zaczęła miziać zwierza za uchem.

– Widzisz, przeszła mu ochota na świeżego tatara – zażartował, poprawiając ułożenie nóg na trawie i przecierając czoło wierzchem dłoni. – Zbieramy się? Dokończymy jutro albo wyznaczę kogoś, żeby posadził resztę. Chyba Maciek i Janek zostają jutro na bazie. – Myśląc, mrużył oczy. – No, muszę to wpisać w grafik, bo inaczej zapomnę.

– Chyba ja powinnam to zrobić, w końcu po to mnie zatrudniliście. – Zdejmując dłonie z ogromnego cielska psa, Ala sięgnęła po torebkę, z wnętrza której wydobyła kalendarz w ciemnej, skórzanej oprawie oraz długopis z czarnym wkładem. Notując wszystko to, co Konrad powiedział dosłownie chwilę wcześniej, starała się zawrzeć informacje w wąskiej kolumnie. – Możemy iść. – Nie spoglądając na mężczyznę, schowała notatnik w jego pierwotne miejsce, po czym wstała, szybkim ruchem ręki strzepując tył spodni.

Mijane co jakiś czas samochody zdawały się Ali pędzić z zawrotną prędkością. Ludzie wylegli na chodniki niczym mrówki, dlatego Konrad musiał szczególnie uważać, aby przypadkiem jakiś przechodzień nie wpadł na pomysł przebiegnięcia przez jezdnię. Rozmawiając z okolicznymi mieszkańcami, kobieta dowiedziała się, że Zielona od jakiegoś czasu przeżywa renesans, przekształcając się powoli w miejscowość typowo turystyczną. A wszystko to dzięki inwestycjom podjętym przez władze miejscowości, które zaczęły przeznaczać spore nakłady finansowe na rozwój. Dzięki czemu porośnięte pokrzywami, pokryte brunatną ziemią brzegi jeziora zamieniono w plaże, a wieść o nienagannie czystej wodzie rozeszła się po kraju lotem błyskawicy. Poprzez napływ spragnionych opalania oraz kąpieli turystów, coraz więcej prywatnych przedsiębiorców zaczęło lokować pieniądze w niewielkich pensjonatach, czy nawet domkach wypoczynkowych.
Również centrum zmieniło się nie do poznania. Zwykłą, dziurawą drogę zastąpiono kocimi łbami, tworząc w ten sposób deptak, ciągnący się od samiutkiego rynku, w stronę jeziora, gdzie kończyło się okazałym, drewnianym molo.

Wyrywając się z rozmyślań, Ala wsłuchała się w melodię wydobywającą się z radioodbiornika. Utwór był jej zupełnie obcy, co wskazywało na fakt, że musi to być po prostu jakaś świeżynka.

– O czym tak intensywnie myślałaś? – Przenosząc wzrok na skupioną na jeździe twarz Konrada, a następnie zerkając przed przednią szybę, doszła do wniosku, że jadą zupełnie okrężną drogą, na co oczywiście nie zwróciła wcześniej większej uwagi. Zamiast znajdować się w lesie na pokrytej sosnowymi igłami piachu, koła samochodu toczyły się po asfaltowej powierzchni w kierunku jeziora.

– W zasadzie o wszystkim i o niczym. – Machnęła ręką, mocniej wwiercając się w chłodny fotel. – Po prostu dostrzegłam, jak bardzo zmieniła się Zielona.

– No właśnie, dlatego tym bardziej jestem zdania, że powinnaś spisywać gdzieś i publikować wszystkie nowinki. – Zerkając w lusterko wsteczne, przeniósł następnie wzrok na Alę, która od momentu rozmowy w lesie, dość intensywnie myślała nad słowami Konrada, a jej bujna wyobraźnia miała już rozrysowany plan pierwszej strony. – Co za...! – Wykrzyknął, gdy jakiś, około dziesięcio, może dwunastoletni dzieciak przebiegł mu przed maską. Zaciskając dłonie na boku skórzanego fotela, Ala na wstrzymanym oddechu obserwowała, jak Konrad wykonuje manewr omijający, w wyniku czego mija nogi chłopca o zaledwie kilka centymetrów. – Już ja sobie porozmawiam z jego ojcem! – Uniósł się, kładąc nogę ponowienie na pedale gazu.

– Znasz go? – Ala, której serce wciąż biło jak szalone, przez co miała wrażenie, że słyszy szum własnej krwi, przy pomocy przycisku uchyliła nieco okno, gdyż mimo chłodu panującego w samochodzie, czuła, że zaczyna jej się robić dziwnie słabo, a nogi i ręce bezwładne. Zapewne, gdyby nie pas bezpieczeństwa, zjechałaby teraz pod fotel na wycieraczkę.

– Tak, to syn mojego byłego pracownika. Mam wrażenie, że odkąd go zwolniłem, dzieciak wciąż robi mi na złość. Raz nawet przyłapałem go na spuszczaniu powietrza z opon firmowej koparki. Andrzej wysługuje się nim, a wystarczyło przychodzić do pracy trzeźwym. To nie jest zajęcie przy zbiorze czereśni, gdzie jedynym zagrożeniem jest upadek z drabiny. – Jego głos przepełniony był zarówno wściekłością, jednak Ali wydawało się, że gdzieś tam wybrzmiała również kpina.

Skręcając w dobrze znaną, boczną drogę, Konrad zwolnił, gdyż tumany kurzu unosiły się za pędzącym samochodem. Gdy wóz w końcu zatrzymał się pod domem kobiety, oboje poczekali, aż pył opadnie, a gdy ten moment w końcu nastąpił, wysiedli.

– W takim razie do jutra. – Gdy tylko Alicja wygrzebała się z samochodu, sięgnęła po torebkę, a następnie zerknęła na Konrada. 


– Tak, dzięki za dzisiaj. – Ewidentnie chciał dodać coś jeszcze, jednak miarowy warkot wydobywający się z pyska Cezara sprawił, że odwrócił się, karcąc psa wzrokiem. – Przegapiłem porę karmienia. Mam nadzieję, że w drodze do domu nie zjedzą mi tapicerki. – Gdy się uśmiechnął, Ali momentalnie nasunęło się porównanie, że jego zęby w promieniach zachodzącego słońca wyglądają niczym najprawdziwsze perły.
Odwzajemniając uśmiech, zatrzasnęła drzwi, po czym wydobywszy z przepastnych otchłani torebki pęk kluczy, otworzyła furtkę.

Słońce przedzierało się między ogromnym żywopłotem, gdy zmierzając ku domowi, próbowała dostrzec krzątającego się po ogrodzie ojca. Z garażu również nie wydobywał się dźwięk żadnej z dziadkowych maszyn, to też śmiała twierdzić, że staruszek po prostu zaszył się gdzieś z butelką zimnego piwa i dobrą książką. Gdy chciała sięgnąć do klamki w celu otwarcia drzwi frontowych, telefon przechowywany do tej pory w kieszeni, postanowił skosztować odrobiny wolności i wypadając, rozbił się o drewnianą podłogę. Klnąc pod nosem i mrucząc w kierunku urządzenia wszelkie możliwe obelgi, zbierała rozsypane elementy smartfona.
Sięgając po tylną klapkę, marzyła o długiej, odprężającej kąpieli oraz o lampce chłodnego wina. Podnosząc się, na wycieraczce dostrzegła sporawą, czerwoną plamę, a obrzydliwy, metaliczny zapach wdarł się do jej nozdrzy z prędkością sprintera pokonującego dystans stu metrów na mistrzostwach świata.

– Tato! – Wykrzyknęła wpadając do domu. Będąc prowadzona plamami krwi, dotarła aż pod drzwi łazienki.


Okiełznać przeszłość | ZAKOŃCZONE ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz