29. MIŁOŚĆ

126 12 3
                                    

     Stałam na środku kręgu, który zaczynał już oślepiać mnie swoim magicznym blaskiem. Trzymałam w dłoni kielich wypełniony po brzegi krwią. Robiło mi się niedobrze na widok ciepłej, kleistej cieczy, ale stojącego za moimi plecami wampira w ogóle to nie interesowało. James zaglądał mi przez ramię, jakby licząc, że dostanę ataku paniki i będzie mógł bez wymyślania zbędnych wykrętów użyć na mnie siły. Widziałam w jego zniecierpliwionych ruchach, że tylko na to czekał. Później, przed nianią, znalazłby jakąś wygodną wymówkę na moje siniaki, a ja natychmiast bym się z nią zgodziła, bojąc się, że nieposłuszeństwo będzie kosztować moją rodzinę nawet życie.

      Walczyłam ze sobą, by nie dotknąć ustami brzegu pucharu. Pod powiekami znów poczułam łzy, ale nie było sensu nawet płakać — i tak nie zmieniłoby to mojej beznadziejnej sytuacji.

     — Mówiłem ci już, że magia kręgu broni cię przed chorobami, których mogłabyś nabawić się tą drogą — syknął mi do ucha wampir. — Dlaczego musisz być tak uparta? Tłumaczyłem ci przecież, że robię to nie tylko dla siebie, ale też dla ciebie. Dla obu naszych ras. Każdy eksperyment wymaga królików doświadczalnych. Ofiar. Chyba potrafisz to sobie wbić do tego swojego zakutego łba, nieprawdaż?

     Te słowa wcale mnie nie uspokoiły ani nie zmotywowały. Przeraziła mnie jego bezwzględność.

     — Nie wmówisz mi, że to, co zrobił ci Mitchell, nie zniszczyło ci życia. Napiętnował cię. Zabrał ci marzenia. Zmienił świetlaną przyszłość. — Nadal stojąc za mną, położył dłonie na moich ramionach. — To przez niego jesteś przeklęta. Nie mów mi, że nie chciałabyś naprawić przeszłości.

     Miał rację — gdybym mogła, cofnęłabym się w czasie i nigdy nie wróciła pod fabrykę, gdzie ugryzł mnie Mitchell. Zostawiłabym go na pewną śmierć, by tylko moje normalne życie nie skręciło w tak fatalnym kierunku. Mimo że przebaczyłam wampirowi, że mnie naznaczył, nie potrafiłam pogodzić się z tym, na co mnie skazał. To nie było w porządku — nie pisałam się na to, nie chciałam nigdy wychodzić przed szereg. Pragnęłam powrócić do normalności. Tyle i aż tyle.

     James zacisnął dłonie na moich ramionach, a ja w mig pojęłam, że cierpliwość mu się już wyczerpała. Nim zdołał mnie w jakiś sposób skrzywdzić, przyłożyłam kielich do ust i zaczęłam z obrzydzeniem pić jego zawartość. Miałam mętlik w głowie. Z jednej strony miałam ochotę wypluć krew, oczyścić usta i zapomnieć, że kiedykolwiek coś takiego robiłam. Z drugiej... gdyby plan Jamesa się powiódł... może miałabym szansę na jakąś przyszłość.

     Nie miałam pojęcia, co myśleć.

* * * * *

     Obudził mnie dzwoniący telefon. Jenny leżącą obok mnie i przyglądała mi się intensywnie, co wprawiło mnie w zakłopotanie. Zignorowałam to jednak i sięgnęłam po komórkę spoczywającą na nocnym stoliku. Dzwoniła Bonnie. Albo znów moja matka pod marną przykrywką.

     — Co z Jenny? — zapytała Bonnie bez zbędnych wstępów. — Jak się czuje?

     Jako że dopiero co się obudziłam po nieprzyjemnym śnie, nie byłam w najlepszym humorze.

     — Wow, tym razem nie jesteś moją matką.

     — May, proszę cię.

     — Z Jenny wszystko w porządku. Leży obok mnie. — Spojrzałam na przyjaciółkę, która uważnie mi się przyglądała. Wydawała się... czujna. — Wczoraj była przesłuchiwana przez praktycznie cały dzień, a dziś... Cuninngham zapraszał ją chyba na kolejne przesłuchanie, więc zobaczymy. Tym razem będą jej pokazywać magiczne księgi, które mogła widzieć u Jamesa. Chyba coś o nich im wspominała. — Zerknęłam kontrolnie na Jenny. Skinęła głową. — Ale tak to... zaskakująco dobrze się czuje.

Niepamięć wstecznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz