10. ZMĘCZENIE

168 14 5
                                    

   Wszyscy przyszli równocześnie, więc cała trójka już na starcie mogła zapoznać się z jednym z moich najlepszych sztucznych uśmiechów. Udawałam zadowoloną i zrelaksowaną głównie ze względu na mamę, która odkąd dowiedziała się o moich powiązaniach z krwiopijcami nie potrafiła powrócić do normalności. Słabo sypiała. Brała tabletki na uspokojenie. Nie pozwalała nam otwierać okien na noc, pomimo że w domu panowała duchota. Zezwalała nam wychodzić na zewnątrz, ale wiedziałam, że wiele ją to kosztowało. Najchętniej miałaby na nas bez przerwy oko, by upewnić się, że żadna pijawka nie odważy się wyciągnąć łapy po jej dzieci. By pójść jej na rękę, zaprosiłam więc do domu Bonnie, Spencera i Jessego. Dzięki temu mogłam się z nimi spotkać, nie wychodząc na zewnątrz, a mama nie szalała z niepokoju.

     Moi przyjaciele patrzyli na mnie niepewnie. Bonnie wyraźnie się martwiła i prawdopodobnie podejrzewała, w jakim stanie była moja rodzina. Spencer rozglądał się zaciekawiony po wystroju wnętrz, lustrując wzrokiem zdjęcia przedstawiające Ericka i mnie. Jesse wbijał wzrok w moją osobę, jakby to, czego doświadczyliśmy na hali sportowej Liden High School, w niewyjaśniony sposób nas połączyło. Zadrżałam, kiedy o tym pomyślałam.

     Przyniosłam wszystkim coś do picia, ignorując fakt, że mama krążyła po całym domu niczym satelita, a Erick znów przyprowadził do siebie Shelię. Był wieczór, więc w telewizji leciały same kinowe hity. Rzucaliśmy jednak na nie tylko okiem, bardziej skupieni na rozmowie i wielu niewypowiedzianych jeszcze kwestiach, które prędzej czy później musiały paść.

     — Wow, serio nie jesteście do siebie w ogóle podobni z Erickiem — mruknął Spencer, stając przy ścianie ze zdjęciami. Bonnie i ja opierałyśmy się o siebie na kanapie, a Jesse siedział w fotelu i jadł chipsy, udając, że ogląda film. — Chociaż oczy macie takie same. Po waszej mamie, nie?

     Przewróciłam oczami.

     — Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy do siebie aż tak mocno podobni, bo podstawową sprawą, która nas różni, jest płeć, co nie? To nic dziwnego, że nie wyglądamy jak walone bliźniaczki ze Lśnienia.

     — Jemu chodziło, że nie wyglądacie nawet jak rodzina — wymamrotała Bonnie.

     — Domyśliłam się, ale tak — nie mogłam powstrzymać tego świetnego żarciku. — Sięgnęłam po chipsy, które podawał mi Jesse. Starałam się na niego nie patrzeć, by nie wywołać w sobie rumieńców lub innej idiotycznej reakcji. — Co tam w świecie tak poza tym? Znalazłaś jakąś robotę na wakacje, Bonnie? Ja powinnam niedługo zająć się moimi zbliżającymi się egzaminami, ale... jakoś na razie nie mam do tego głowy.

     Bonnie ściągnęła usta.

     — Bo zajmujesz się nie tym, co trzeba.

     Każde z nas doskonale wiedziało, o co jej chodziło.

     Wzruszyłam ramionami.

     — Sorki, ale mam ogromne zaległości serialowe... Stranger Things nie może czekać.

     — Maisie...

     — Musisz? Teraz? Naprawdę, Bonnie? Wyluzuj trochę. — Pokręciłam głową i chwyciłam po szklankę z najmarniejszym drinkiem, jaki kiedykolwiek piłam. Nie nadawałam się raczej na barmankę. — Nie zaprosiłam was tutaj, by znów pleść trzy po trzy o głupotach. Chcę się zabawić. W sensie... wyluzować.

     Na te słowa trochę odpuściła, ale widziałam, że jej do końca nie przeszło. Nie miała pojęcia, jak powinna się zachować w tej sytuacji, a ja zdecydowanie jej tego nie ułatwiałam. Prawdopodobnie chciała mnie chronić, ale to nie było rozwiązaniem całej tej sprawy.

Niepamięć wstecznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz