31. DESPERACJA

86 12 2
                                    

     — Więzy Krwi — wydusiłam z siebie i wtedy przypomniałam sobie o jednej nocy, gdy rozmawialiśmy właśnie o tej klątwie. — To dlatego... Dlatego tak bardzo mnie rozumiałeś. Dlatego wiedziałeś, co się dzieje z osobą, która...

    — Tak. Wiem, co się dzieje z tym biednym, żałosnym stworzeniem, które musi radzić sobie w życiu po śmierci istoty, która go ugryzła. — Wbił we mnie dość zimne spojrzenie. — Oto ja. Ofiara Więzów Krwi.

    Wszystko zaczęło łączyć się w logiczną całość. W końcu dostrzegłam ten jeden, idealnie pasujący do reszty element, który cały czas leżał pod moim nosem. Więzy Krwi. Długie rozmowy, które prowadziliśmy na ten temat. Troska, która wcześniej wydawała mi się udawana, a teraz nabierała zupełnie innego wymiaru. Dziwny wzrok, którym taksował portret Cory wtedy, gdy musiałam poprosić Lucretię o azyl na Dworze. Powaga, z którą mówił o utracie Mitchella. Miałam wrażenie, jakby otworzyło mi się jakieś trzecie oko, umożliwiające ogarnięcie umysłem więcej, niż zwykle byłam w stanie.

    Jęknęłam głośno, kiedy powoli uświadomiłam sobie, o co w tym wszystkim chodziło i w co się wplątałam. To nie był plan oszalałego z miłości do Cory Jamesa, ale zdesperowanej ofiary klątwy, która uprzykrzała wszystkim życie.

    James wstał na równe nogi i spojrzał na mnie z góry.

    — Naprawdę, nie sądziłem, że jesteś aż tak głupia, by nie domyślić się po raz drugi, w co gramy.

    — Miałam amnezję — wydusiłam z siebie. — Ja nie wiem...

    — Wstawaj. — Chwycił mnie za ramię i mocno pociągnął go góry. Aż krzyknęłam, gdy mój staw zachrzęścił. — Nie mamy aż tyle czasu. Opowiem ci wszystko w drodze... Odświeżę ci pamięć, bo widzę, że naprawdę z nią tragicznie.

    Nie pisnęłam nawet słowem. Dziwnym trafem w pełni się jemu poddałam. Silniejszemu. Ciągnął mnie za sobą w stronę żelaznych drzwi, za którymi domyślałam się, co mnie czekało. Znów popadłam w dziwną apatię, która zawsze mną władała, gdy zbliżaliśmy się do kręgu i martwego ciała kolejnego niewinnego człowieka.

    — Wspominałem już, że byłem dobrym aktorem? — odezwał się w końcu. Nie patrzył na mnie, po prostu wlókł mnie za sobą. — Występowałem na scenach w różnych miejscach. Aż pewnego razu na widowni znalazła się Cora. Nosiła wtedy inne imię, ale była taka jak zawsze — zimna, wyrachowana i władcza. Spodobałem się jej, podobno od razu wpadłem jej w oko. Mówiła, że mój zapach doprowadzał ją do szaleństwa — prychnął. Stanął przed drzwiami i pociągnął je mocno, aż z głośnym skrzypieniem ustąpiły. — Przyszła do mnie po przedstawieniu. Też mi się spodobała. Nie miałem pojęcia wtedy o istnieniu wampirów, strzyg... Widziałem w niej po prostu interesującą kobietę, która mnie pożądała. Wdaliśmy się w romans.

    Zaczął prowadzić mnie długim korytarzem. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie używał swojej wampirzej szybkości, jakby chciał odwlec moment, w którym znajdziemy się przy kręgu. Naprawdę pragnął opowiedzieć mi swoją historię, zapewne po to, by mnie przekonać do swojego planu.

    — To był dla mnie nic nieznaczący romans. Szybko przestałem ją lubić, bo była irytująca i roszczeniowa. Ale z jej strony... wyglądało to inaczej. Zupełnie jakby się ode mnie uzależniła. Kupowała mi wszystko, czego bym zapragnął. Była na każdym moim występie. Osaczała mnie z każdej strony. Aż w końcu, kiedy zażądałem rozstania, ugryzła mnie. Związała nas na wieki. — Spojrzał na mnie przez ramię. Jego mina była przerażająca. — Zrobiła to specjalnie. Znała konsekwencje tego czynu i specjalnie mi to zrobiła. Taka właśnie była Cora.

Niepamięć wstecznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz