16. SZOK

141 12 5
                                    

     Czerwiec przyniósł ze sobą falę upałów i to przerażające poczucie, że czas, który oddzielał mnie od egzaminów końcowych, nieubłaganie się skracał. Ostatnie dni spędziłam więc nad książkami, męcząc się niemiłosiernie. Nigdy nie byłam prymusem. Nie lubiłam się uczyć ani czytać książek. Ale teraz wiedziałam, że od tych testów ważyła się moja przyszłość. Nie mogłam się więc poddać.

     Za dnia się uczyłam, nocą starałam się wysypiać. Koszmary co jakiś czas do mnie wracały, obnażając moje największe lęki. Kilka razy śnił mi się Vincent w lesie, kilka razy znów pojawiały się sny o rozrywaniu skazańców na strzępy. Zdarzały się też jednak spokojne noce, kiedy mojej głowy nie nawiedzały żadne mary. Powoli przyzwyczajałam się do myśli, że byłam kumpelką krwiopijców, Bellą Swan numer dwa. Co jakiś czas nawet wyglądałam wieczorem przez okno, by zobaczyć, czy żaden z nich nie kręcił się gdzieś w pobliżu.

     Z Mitchellem nie widziałam się od kilku tygodni. Czułam się z tego powodu bardzo nieswojo, a odpowiedzialnością za ten stan obarczałam Więzy Krwi. Odkąd dowiedziałam się o wiążącej nas klątwie, nie potrafiłam przestać myśleć o Mitchellu i mnie. W jaki sposób na siebie wpływaliśmy? Czy to zaufanie, które do niego poczułam, było szczere, czy jednak można było je podpiąć pod działanie klątwy? Czemu Mitchell nie przychodził? Czy James mu powiedział, że już wiem? A może jego narzeczona, Heather, zabroniła mu się tutaj pokazywać? Nie pamiętałam jej zbyt dobrze, ale instynkt podpowiadał mi, że ta wampirzyca była niczym boa dusiciel — raz złapana przez nią ofiara nie miała szans się wyswobodzić.

     Chciałam, by przyszedł, ale nie dlatego, że za nim tęskniłam. Pragnęłam się po prostu z nim skonfrontować i dowiedzieć, czemu nie pisnął nawet słówkiem o klątwie. Liczyłam, że chociaż będzie miał jaja, by mi odpowiedzieć na to pytanie. No, chyba że Heather przerobiła go już na konkretnego pantofla.

     James pojawiał się za to w miarę regularnie, co kilka dni, kiedy reszta domowników albo spała, albo skutecznie odcięła się od zewnętrznego świata (to była ta pora, kiedy Erick grał w Fifę na Play Station i krzyczał do ekranu). Na chwilę wkraczał do mojego pokoju wraz ze swoją kretyńską laseczką i przeprowadzał inspekcję. Badał moją twarz wzrokiem, kontrolował, czy odpowiednio się odżywiam, a na koniec wypytywał mnie o to, co ostatnio sobie przypomniałam. James zachowywał się przy tym jak nadopiekuńcza matka, ale pozwalałam mu się o mnie martwić. Schlebiało mi to.

     Tego wieczoru również oczekiwałam jego przyjścia. Siedziałam przy biurku i spisywałam w pamiętniku kolejny sen, który śnił mi się w nocy. Nie patrzyłam w stronę okna, wiedząc, że James na powitanie po prostu zapuka w szybę.

     Zajmowałam się sobą, dopóki nie rozległ się dzwonek w moim telefonie. Zdziwiło mnie to — o tej porze mogła do mnie zadzwonić tylko Bonnie, a z nią przez ostatni czas byłam skłócona. Kiedy jednak spojrzałam na wyświetlacz, rzeczywiście zobaczyłam jej imię. Uniosłam do góry brwi, a moje serce zabiło nieco mocniej. Czy coś się stało? A może dzwoniła, by mnie przeprosić? Nie miałam pojęcia. Odebrałam telefon, a po drugiej stronie niemal od razu rozbrzmiało:

     — Przepraszam, Maisie. Przepraszam, że cię zostawiłam...

     Przez następne minuty nawzajem się przepraszałyśmy za nasze przewinienia. Żadna z nas nie chciała nadszarpywać relacji, którą budowałyśmy latami, więc pogodzenie się było czymś naturalnym. I ona, i ja byłyśmy gotowe przyznać się do wielu rzeczy, by tylko załagodzić spór. Na tym właśnie polegała chyba miłość.

     Chwilę później temat naszej rozmowy znów zszedł na wampiry. Obie byłyśmy dość ostrożne na tym polu, nie chcąc zranić się wzajemnie. Przeczuwałam, że dla Bonnie był to równie trudny temat co dla mnie. Inaczej jednak do niego podchodziłyśmy — ja z zaskakująco otwartym umysłem, Bonnie dużo ostrożniej.

Niepamięć wstecznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz