17. GORYCZ

125 15 2
                                    

     Wróciłam od Jenny wcześniej niż zamierzałam, głównie dlatego, że kiedy robiłyśmy sobie z dziewczynami maraton filmów o Harrym Potterze (Jenny była jego ogromną fanką, a Bonnie mimo początkowych protestów, że jako katoliczka nie powinna w żadnym stopniu interesować się historią o młodym czarodzieju, w końcu dała się skusić na oglądanie), źle się poczułam. Dostałam lekkiej gorączki i rozbolała mnie tak głowa, że zamiast oglądać jak Harry wymiatał na miotle w pierwszej części, wciskałam twarz w poduszkę i usiłowałam jakoś zminimalizować ból siłą woli. Dziewczyny przeczuwając, co się dzieje, kazały mi zadzwonić po rodziców. Tak też zrobiłam. Mama o dziwo nie odbierała, ojciec nie mógł wyrwać się jeszcze z pracy (do końca jego zmiany zostało kilka godzin), a Erick akurat wybył do swojego kumpla ze szkoły i teraz znajdował się w sąsiednim miasteczku. Ot, taki zbieg okoliczności.

     Z powrotem do domu podwiozła mnie Justine, najstarsza siostra Jenny. Była od nas starsza o siedem lat, ale zawsze była tą miłą starszą siostrą, z którą można było obgadać chłopców ze szkoły i pożyczyć od niej jakieś kosmetyki. Jadąc z nią autem, co jakiś czas przykładała mi dłoń do czoła i sprawdzała temperaturę. Traktowała mnie jak dziecko, ale domyślałam się, dlaczego — byłam przyjaciółką jej najmłodszej siostry. Widziała mnie praktycznie na każdym etapie życia. Takich rzeczy nie da się z siebie wyplenić.

     Weszłam do domu i od razu zrozumiałam, że coś było nie tak. Od strony salonu dobiegał mnie czyjś krzyk, a ja dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że należał do mamy. Deborah Sawyer bardzo rzadko krzyczała, była raczej ustępliwa i nie lubiła konfliktów w przeciwieństwie do mnie. Moi rodzice zresztą praktycznie nigdy się nie kłócili, dlatego podniesione głowy wprawiły mnie w niepokój. Szybko jednak zdałam sobie sprawę, że drugi głos nie należał do mojego ojca. Pomimo że gorączka sprawiała, że moja głowa wydawała się niesamowicie ciężka, podeszłam w stronę drzwi prowadzących do salonu i z ciekawości aż przystawiłam do nich ucho.

     — I ile lat miałaś zamiar to ukrywać, do kurwy nędzy?! — wykrzyknął jakiś facet. Nie rozpoznawałam tego głosu, ale z łatwością mogłam wyłapać rosnącą w nim furię. — W ogóle... Chciałaś mnie kiedykolwiek o tym poinformować?!

     — Nie! — wyjąkała mama, a mnie zabolało serce. Matko, kto był takim chamem, że traktował moją mamę jak śmiecia? Naraz zaczęła się we mnie rodzić złość. Moja mama nie była jakimś popychadłem, na którym można było się wyżywać! — Nie rozumiem, jakim sposobem Stephen... Jakim cudem on... Prosiłam lekarza o dyskrecję. Nie chciałam, by ktokolwiek wiedział. To nie tak miało b-być... — Mama zaczęła łkać w głos. — M-musisz m-mi u-u-uwierzyć... Lucas...

     Zmarszczyłam brwi. Jaki Lucas? I o czym ona mówiła? Jaki lekarz? Jaka dyskrecja? Czy mamie coś było i chciała to przed nami zataić? Na tę myśl się wzdrygnęłam, a po moich plecach popłynęła strużka potu.

     Któreś z nich opadło na sofę — wydała z siebie taki charakterystyczny odgłos, który pojawiał się zawsze, kiedy ktoś na niej siadał.

     — To niesprawiedliwe. To jest, kurwa, niesprawiedliwe. — Mężczyzna westchnął. — Od kiedy wiesz?

     Zapadło milczenie.

     — No od kiedy, kurwa?!

     Coś mnie powstrzymywało przed wkroczeniem do środka i zrobieniem porządku z tym wstrętnym typem. Chyba sam temat rozmowy mnie tak wciągnął... albo po prostu rozpacz w głosie mamy kazała mi podejrzewać, że działo się coś naprawdę złego.

     — Od kiedy skończyli cztery latka — wyjąkała. — Musiałam... Musiałam się dowiedzieć, kto jest ojcem. Z-zrobiłam testy... tak, by Stephen nie wiedział. O-one... Czytałam, że to się czasem zdarza. Że bliźnięta m-mają... innych ojców. — Zaszlochała. — Wyrzuciłam wyniki. N-nie mam pojęcia, skąd Stephen się dowiedział o tym wszystkim i... To wszystko nie tak miało wyglądać!

Niepamięć wstecznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz