18. TROSKA

121 14 3
                                    

     Przebudziłam się w nieswoim łóżku przebrana w nieswoje ubrania. Zaskakująco szybko poznałam jednak otaczającą mnie scenerię — szerokie łoże z baldachimem, grubą i puszystą kołdrę, w którą byłam zawinięta, i przytulne wnętrze pokoju w domu zajmowanym przez Jamesa. Ściany wyłożone były elegancką tapetą w kolorze herbacianym, mahoniowe meble wyglądały na wolne od kurzu, a dwa okna umiejscowione na lewo ode mnie przysłonięto grubymi zasłonami, by nie przepuszczały słońca. W tym wszystkim było coś znajomego. Czułam to od chwili, gdy razem z Jamesem zmaterializowaliśmy się w jego domu.

     Niania Lily siedziała na krześle przy moim łóżku i wyglądała jak Królowa Śniegu na tle całej tej scenerii. Kiedy tylko otworzyłam oczy, pochyliła się w moim kierunku i położyła zimną dłoń na moim czole. Sprawdzała, czy nie miałam gorączki.

     — Spociłaś się — wyjaśniła, widząc moją konsternację. — Boję się, że w ranę może wdać się zakażenie, Maisie. Na razie ją opatrzyliśmy, ale... Jest brzydka i postrzępiona. Boję się, czy łowcy nie uszkodzili ci żadnych nerwów w ręce.

     Na te słowa znów sobie przypomniałam o tym, co zdarzyło się kilka godzin wcześniej. Łowcy napadli na mnie. Naznaczyli mnie, raniąc moją rękę. James, Mitchell i niania Lily przybyli mi na ratunek. James przyprowadził mnie do swojego domu i z pomocą niani opatrzył moją rękę. Dał mi ubrania, w których mogłam dziś spać — podobno kiedyś rzeczywiście należały do mnie. Byłam w tym wszystkim tak zagubiona, że nawet przez chwilę nie pomyślałam o mojej biednej ręce.

     Spojrzałam na prawą dłoń owiniętą w bandaż. Miałam szczupłe ręce, ale opatrunek sprawiał wrażenie naprawdę masywnego. To jednak w tamtym momencie nie było dla mnie w ogóle istotne. Liczył się tylko stan mojej ręki. Spróbowałam nią poruszyć, ale jedyne, co wywołałam, to syk z moich ust. Pulsujący ból promieniował, aż poczułam łzy w oczach. Ruszałam palcami, ale sprawiało mi to cierpienie.

     Niania złapała mnie za zdrową rękę.

     — Uspokój się, dziecko. Daj swojej dłoni odpocząć, łowcy naprawdę ją zmasakrowali. — Odgarnęła mi włosy z twarzy czułym gestem. Znów poczułam się, jakbym była u mamy. — Bądź dobrej myśli. James i ja opatrzyliśmy ją, jak najlepiej potrafiliśmy. Regeneracja chwilę potrwa, ale wydaje mi się, że niedługo wszystko wróci do normy.

     — Naznaczyli mnie. Oznaczyli, że jestem do odstrzału.

     Mój głos prawdopodobnie wydał się jej zbyt płaczliwy, bo wampirzyca znów złapała swoimi lodowatymi rękami za moją zdrową dłoń. Aż zadrżałam na ten kontakt.

     — Mówiliśmy ci, że nie powinnaś wychodzić. Co ty sobie myślałaś, Maisie? Że żartujemy?

     — Nie — burknęłam. Byłam strasznie zmęczona, mimo że był już ranek. — Myślałam, że będziecie gdzieś w pobliżu i zabierzecie mnie do Miasta Upiorów.

     — Ludzie nie mogą tak po prostu wpraszać się na Dwór.

     — Ja się wprosiłam. — Posłałam jej znaczące spojrzenie. — I chyba całkiem ciepło mnie przyjęliście, co? — Niania zacisnęła usta w cienką linię. Wiedziałam, że jej słowa nie były protekcjonalne, a stanowiły bardziej wynik jej obawy o mnie, ale i tak się zdenerwowałam. — Od dwóch lat moje miejsce jest przy was. Po prostu chciałam wrócić na swoje stanowisko, okej?

     Wampirzyca wbiła we mnie swoje czerwone spojrzenie. Jej blond włosy wysunęły się z eleganckiego koczka, a szyja cała się napięła. Siedziała w bezruchu, przez co bardziej przypominała porcelanową lalkę, a nie żywą lub też po prostu nieumarłą kobietę.

Niepamięć wstecznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz