CHAPTER 11.

10.3K 512 91
                                    

Dziś wyjątkowo wstałam z uśmiechem na twarzy. Jest 9 rano, a ja nie śpię. Jak to możliwe?

Zeszłam z łóżka kierując się w stronę szafy. Wyjęłam z niej krótkie czarne spodenki i szarą koszulkę z dużymi dziurami pod pachami. Wzięłam szybki prysznic, blond włosy spięłam w wysokiego kucyka, a oczy podkreśliłam czarnym tuszem.

Nigdy nie rozumiałam wytapetowanych dziewczyn. Nie żebym miała coś przeciwko takim, ale niektóre przesadzają i to bardzo.

Zeszłam na dół do kuchni dosiadając się do cioci.

- Cześć słoneczko, głodna? - Zapytała z uśmiechem.

- Nie cioci u, wezmę jabłko. - Odparłam wstając z miejsca.

- Masz czas? - Zapytała. - Ryan nie wziął śniadania, zaniosłabyś mu?

- Jasne. - Odparłam chwytając pudełko i jabłko z blatu.

- Dziękuję. - Ucałowała mnie w policzek.

Na szybko spryskałam się truskawkową mgiełką i wyszłam na zewnątrz. Wyjęłam z kieszeni spodenek telefon szukając jego imienia.

M: Śpisz?

L: Nie. Mam przerwę.

M: Przerwę?

L: Jestem u Ryan'a.

M: To świetnie, właśnie do niego idę.

L: Okej, w takim razie do zobaczenia.

Rozłączyłam się i szybkim ruchem skierowałam się w stronę warsztatu chowając telefon do kieszeni.

Popchnęłam metalowe drzwi i weszłam do środka. Zauważyłam blodyna idącego w moim kierunku. Był cały ubrudzony w smaże. No jednak to warsztat, czego się spodziewałaś? Próbował mnie przytulić,ale go odepchnęłam.

- Nie Luke, jesteś cały w smaże. - Odparłam chowając się za samochodem.

- Nawet buziaka nie dostane? - Zapytał robiąc mine smutnego psa.

- Ale ręce przy sobie. - Pokiwał twierdząco głową chowając ręce za plecami. Podeszłam bliżej i ucałowałam jego policzek czując dwudniowy zarost. Chłopak jednak był szybszy i przyciągnął mnie do siebie. - Kurde! Obiecałeś.

- Trochę brudu nikomu nie zaszkodziło. - Odparł z uśmieszkiem. Posłałam mu jedynie złośliwe spojrzenie i uwolniłam się z silnego uścisku wymijając go. - Dokąd to?

- Zdala od Ciebie. - Rzuciłam popychanąc drzwi na zaplecze.

- Mela? Co tu robisz? - Zapytał zdziwiony brunet.

- Zapomniałeś śniadania. - Odparłam kładąc pudełko na stolik.

- Nie musiałaś, zjadłbym na mieście. - Powiedział zaglądając do pudełka.

- Ciocia robiła więc musisz zjeść. - Powiedziałam. - Pomóc Ci w czymś?

- Nie ma nic szczególnego do roboty, ale możesz podrzucić Luke'owi kluczyki do Chevrolet'a, a ja sobie zjem.

- Okej. - Zabrałam kluczyki ze stolika i wyszłam z zaplecza.

Spod czerwonego Chevrolet'a wystawała blond czupryna.
Hm, a może by go tak wystraszyć?

Podeszłam najciszej jak umiałam do auta i stuknęłam piąstką w maskę. To chyba nie był dobry pomysł... Luke walnął czołem w zderzak. Ała?

- Jezu, przepraszam to nie tak miało być. - Powiedziałam pochylając się nad nim.

- Spoko, przeżyję jakoś. - Wstał masując bolące miejsce. Chwyciłam go za dłoń odsuwając ją od czoła.

by accident | luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz