CHAPTER 25.

8K 435 29
                                    

Zakryłam się kołdrą chroniąc oczy przed promieniami słonecznymi. Oczywiście leniwa Mel nie zasłoniła rolet, no bo kto by pomyślał, że słońce z rana będzie świecić.

Przekręciłam się na bok wyciągając telefon spod poduszki.

- Co? Już 10? - Jęknęłam chowając urządzenie z powrotem na swoje miejscę.

Po chwili usłyszałam kroki na schodach. Błagam nie ciocia, błagam nie ciocia. Naciągnęłam mocniej materiał na twarz udając, że śpię.
Jedno puknięcie, drugie puknięcie, trzecie puknięcie. O matko...

- Śpię nigdzie nie idę. - Powiedziałam kiedy ktoś kolejny raz zapukał w drewno.

- Nawet ze mną? - Drzwi pokoju się uchyliły, a ja podniosłam się do pozycji siedzącej.

- Co Ty tu robisz? - Zapytałam zdziwiona spoglądając na blondyna. - I kto Cię w ogóle wpuścił do domu?

- Hannah? - Uniósł wysoko brwi uśmiechając się.

- Nie powinieneś być w pracy? - Zapytałam, a on zbliżył się siadając na skrawku łóżka.

- Zrobiłem to co miałem zrobić i poszedłem.

- I postanowiłeś, że mnie obudzisz i gdzieś wyciągniesz, tak? - Opadłam z powrotem na plecy wtulając się w poduszkę.

- Tak. - Uśmiechnął się szeroko.

- Nie ma mowy, ja zostaję w łóżku, a Ty rób sobie co chcesz. - Dodałam przekręcając się na bok.

- Nie ma spania. To są ostatnie dni kiedy się widzimy, chcesz właśnie tak je spędzić? W domu? Śpiąc cały dzień? - Powiedział z lekką złością.

- Właśnie tak. - Ponownie zakryłam się kołdrą chcąc go zignorować, ale nie dał za wygraną i ściągnął ze mnie materiał zatrzymując wzrok na moim odkrytym ciele. - No i co się tak gapisz?

- Podziwiam póki mogę. - Zaśmiał się jeżdżąc dłonią po moim udzie, ale szybko ją z siebie zrzuciłam.

- Daj mi tą kołdrę. - Powiedziałam nieco głośniej. - Luke no.

- Wstawaj. - Rzucił pościel pod szafę i poprawił się na miejscu. Znał mnie chyba na tyle dobrze, że wiedział, że jestem okropnie leniwa i po nią nie wstanę.

- Nienawidzę Cię. - Wysyczałam przez zęby odwracając się do niego tyłem.

Co on sobie w ogóle myśli? Że może tak po prostu wparować mi do domu i wybudzić ze snu? On naprawdę jest niepoważny. Ja w przeciwieństwie do niego znam granicę i nie robię mu takich jazd.
Równie dobrze mógł do mnie zadzwonić i umówić się gdzieś na mieście, ale nieee, bo wolał zrobić mi wjazd na chatę.

Poczułam zimne dłonie zaciskające się na moim brzuchu pod koszulką. Westchnęłam w momencie kiedy jego palce zaczęły wędrować po mojej skórzę, tym samym materiał zaczął podnosić się do góry.
Nie żebym miała coś przeciwko, ale nie chcę żeby się przywiązywał do mnie. Jestem pewna, że nie wytrzyma roku i to jest najgorsze.

- Zastanawia mnie jedno. - Zaczęłam odkręcając się w jego stronę. - Kogo będziesz tak męczyć jak wyjadę?

- No nie wiem, może poznam jakąś pannę na czacie i zaproszę ją do siebie. - Zaśmiał się, a ja poczułam ukłucie w klatcę piersiowej. Jak on mógł to powiedzieć? Odepchnęłam go od siebie siadając w pozycji skrzyżnej. - No chyba nie myślisz, że mówię poważnie.

- Tak myślę. - Rzuciłam zakładając ręce na piersi. Blondyn złapał mnie za kolana przyciągając bliżej i zamknął w szczelnym uścisku.

- Lubię jak się denerwujesz. - Zaśmiał się pod nosem.

by accident | luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz