CHAPTER 15.

8.9K 481 59
                                    

Całe przedpołudnie chodziła przybita. Serce mi pękało gdy widziałem ją w takim stanie.

Proponowałem jej spacer, filmy, jedzenie, na wszystko odpowiadała krótkim "nie". Nawet chłopaki próbowali ją gdzieś wyciągnąć, też się nie zgodziła.

Poprosiłem o pomoc Emily, w końcu jest kobietą, może coś się od niej dowie, co ją dręczy, czemu nie ma na nic ochoty.

Leżałem na łóżku wpatrując się w sufit. Drzwi od pokoju uchyliły się, a w progu stanęła blondynka.

Szybkim ruchem podniosłem się do pozycji siedzącej. Melka bez żadnego słowa podeszła i wtuliła się we mnie. Byłem zaskoczony, nie wiedziałem jak zareagować.

- Przepraszam. - Wyszeptała zaciskając mocniej ręce wokół mojej szyi.

- Za co? - Zapytałem zdezorientowany.

- Za wszystko. Za to jaka bez życia jestem od rana. - Odparła odsuwając się ode mnie. - Spacer?

- Okej. - Podniosła się wysuwając ręke w moją stronę.

***

Usiedliśmy na pomoście wsłuchując się w szum fal. Co chwilę lustrowałem jej twarz. Raz była smutna, raz wesoła, raz obojętna. Miała zmienny humor, nie rozumiałem tego... W sumie jest kobietą, a ich zrozumieć się nie da.

- Nie musiałeś prosić Emily o pomoc. - Powiedziała nagle spoglądając w moją stronę.

- Nie wiedziałem co robić, z nikim nie chciałaś gadać więc pomyślałem, że skoro jesteś dziewczyną i Em też to może się dogadacie. - Odparłem machając nogami nad wodą.

- Miałam iść do Ciebie, ale właśnie przyszła i trochę sobie pogadałyśmy. - Uśmiechnęła się.

- Co się właściwie stało? - Zapytałem zaciekawiony od razu żałując, bo uśmiech z jej twarzy momentalnie zniknął.

- Eh, matka do mnie napisała, że przeprasza mnie. - Powiedziała spuszczając wzrok na wodę pod nami.

- Za co? - Spojrzałem na nią.

- No bo, jak wylatywałam to się z nią pokłóciłam, wszystko jej wygarnęłam, jaka jest i w ogóle... Bo co to za matka, która nie umie obronić swojego dziecka? - Zapytała z lekką wściekłością w oczach.

- Może po prostu się bała... - Odparłem, a w jej oczach pojawiła się większa złość. Chyba nie umiem pocieszać ludzi...

- Bała?! A co ja mam powiedzieć? Odczuwałam ból fizyczny, a ona się bała? - Łza spłynęła po jej policzku, a ręce zaczęły drżeć. Ale to zjebałem. Przyciągnąłem ją do siebie mocno zaciskając ręke na jej biodrze.

- Już spokojnie. Nienawidzę kiedy płaczesz.

***

Trzymałem jej malutką dłoń stawiając kolejne kroki na mokrym piachu. Czułem się w jej obecności tak dobrze. Była urocza. Za każdym razem gdy się uśmiechała, moje serce biło sto razy mocniej, ale nie mogłem się tak po prostu do niej przyzwyczaić. Dzielą nas setki kilometrów, nie przeżyłbym tego. Nie znamy się długo, mimo to czuję z nią więź, więź której nie czułem przy żadnej innej, była wyjątkowa, ale wciąż nie moja...

Z rozmyśleń wyciągnęła mnie zimna woda, która spływała po moich ramionach. Więc tak się bawimy? Dobra.

Pobiegłem za blondynką, która uciekała jak najszybciej mogła wzdłuż linii brzegu. Nie przewidziała jednak tego, że w ułamku sekundy ją dogonie. Złapałem za jej ramiona odwracając w swoim kierunku. Próbowała się wyszarpać, ale nie dawała rady. Podciągnąłem ją za uda do góry, a ona owinęła swoje chude nóżki wokół moich bioder. Szedłem z nią w stronę wody. Wchodziłem co raz głębiej, ona krzyczała i śmiała się bijąc pięściami moje ramiona.

by accident | luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz