CHAPTER 24.

7.5K 417 29
                                    

Ze snu wyrwał mnie budzik, który uporczywie dzwonił od 10 minut. Przekręciłam się w bok zakładając ręke na klatkę piersiową Luke'a... CHOLERA LUKE!

- Luke wstawaj! - Powiedziałam głośniej szarpiąc go za ramię. - Luke!

- Co? Nie, 5 minut. - Odparł zaspanym głosem przekręcając się na bok.

- Żadne 5 minut, Ryan zaraz wstaję. - Usiadłam na łóżku przeczesując palcami włosy.

- Uspokój się, chyba nie wchodzi Ci o 7 rano do pokoju? - Zapytał przecierając twarz dłońmi.

- Niby nie, ale Hannah potem wstaję i jak wyjdziesz? - Zapytałam z lekkim grymasem na twarzy.

- Tak jak przyszedłem. - Złapał mnie za biodra przyciągając do siebie.

- Pod nami jest jej sypialnia. - Odparłam próbując się uwolnić, ale owinął swoje ramiona wokół mojego brzucha i nie miałam najmniejszych szans na wydostanie się.

- Dam radę. - Dodał kładąc mnie na plecach, a twarz ułożył w zagłębieniu mojej szyi na co westchnęłam.

Niby mam zamknięty pokój, niby nikt nie wejdzie, niby mam go gdzie ukryć, ale oni się poznają... Gdy do czegoś dochodzi, a ja zaczynam się denerwować, bo wiem, że ich okłamuję, zaczynam się plątać w tym co mówię. Nienawidzę ich okłamywać, ale co miałabym im powiedzieć? Jakim cudem się tu znalazł? Nie mogę przecież powiedzieć im całej prawdy.

Zamknęłam oczy powracając do snu, ale osoba przyklejona do mnie najwidoczniej nie chciała. Przeniósł swoją dłoń na moje biodro, a wargi błądziły po szyi. On naprawdę ma trudność z trzymaniem rąk przy sobie... I ust też.

- Lukey, drugiej nie chcę. - Powiedziałam kurcząc szyję tym samym uniemożliwiłam mu dalsze pocałunki.

- Nie chciałem nawet jej robić. - Odparł odrywając się ode mojej skóry. - Ale mogę.

- Nie, nie, nie. - Odsunęłam się od niego, ale on szybko mnie do siebie przyciągnął. - Dopiero mówiłeś, że nie chcesz się do mnie przyzwyczaić.

- Nie mówiłem, że nie chcę tylko, że się boję. - Powiedział zaciskając ramiona wokół mojej klatki piersiowej.

Siedziałam w bezruchu w jego ramionach. Zdałam sobie sprawę, że to nie będzie takie proste. Najchętniej zostałabym tutaj. Z nim. Na zawsze.

- Luke. - Zaczęłam odkręcając się w jego stronę. Spojrzałam w jego oczy, wciąż ten sam piękny błękit w nich tkwił, były cudowne. Złapałam za jego żuchwę spuszczając na chwilę wzrok, ale szybko wróciłam do jego oczu. - Nawet nie wiesz jak bardzo będę tęsknić za Tobą.

Nie wiedziałam co się ze mną dzieję. Wystarczyło kilka tygodni, a ja tak po prostu dałam naturze sobą zawładnąć i dać się przyzwyczaić.

Na samą myśl, że zostało nam nie dużo czasu chcę mi się płakać. Stał mi się naprawdę bliski. Choć nie raz go wyzywałam, nie raz przy nim płakałam, nie raz mnie wkurzał, a ja byłam dla niego chamska, on ani razu nie odwrócił się ode mnie. Starał się pocieszyć, pomóc, doradzić, przytulał kiedy tego potrzebowałam... On po prostu był i byłam mu za to wdzięczna.

- Ja za Tobą też, ale damy radę mała. - Powiedział ściskając mnie mocniej i ucałował delikatnie w czoło. Uśmiechnęłam się do niego powoli zamykając oczy i ułożyłam wygodnie na jego ramieniu.

Straciliśmy poczucie czasu, wkręciliśmy się w rozmowę, a kiedy chcieliśmy w końcu usnąć, zza drewnianych drzwi rozbrzmiało się nawoływanie.

Szybko ruchami rąk pokazałam blondynowi, że ma zabrać wszystkie swoje rzeczy i schować się w łaziencę.

Podniosłam się z łóżka i przekręciłam klucz otwierając drzwi. W progu stała ciocia, a ja próbowałam udawać, że dopiero wstałam.

by accident | luke hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz