19. Czy ty umiesz kochać?

2.2K 158 775
                                    

Right here waiting dla klimatu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Right here waiting dla klimatu

W każdym życiu człowiek odnajduje taką chwilę na refleksje na temat siebie, przyjaciół, przeszłości, teraźniejszości i przede wszystkim przyszłości. W tę niedzielę, kiedy stałam przed lustrem i skanowałam wszystkie niedoskonałości swojego ciała, przyszło mi się rozliczyć także z tymi, których na pierwszy rzut oka nie mogłam zobaczyć. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie byłam ideałem, a wręcz przeciwnie, że wiele mi brakowało do tej perfekcji. Często wykazywałam się egoizmem i wciąż miałam w głowie słowa Amy, nie mogłam się wyzbyć ich prawdziwości. Właśnie na tym opierała się moja refleksja. Kilka słów od kogoś ważnego, a Verchy Gryffin mieszała się z błotem, przyznając tym słowom rację. 

Po łazience rozniósł się dźwięk pukania w drzwi. Odłożyłam lokówkę i zwilżyłam językiem swoje wargi. Chrząknęłam cicho, wygładziłam białą sukienkę w niebieskie kwiaty z kwadratowym dekoltem i wpięłam we włosy wsuwkę, odbierając sobie lat. Pukanie powtórzyło się raz jeszcze. 

− Proszę − rzuciłam, odwracając się w stronę drzwi. Oparłam się biodrami o szafkę i zawiązałam na ramionach swoje ręce.  

− Veronico, wyglądasz ślicznie − powiedział tata, uśmiechając się po ojcowsku, z dumą. − Thomas czeka już na dole. 

− Już? −  Uniosłam brwi, ponieważ był stanowczo za wcześnie. Chyba, że zegarek nad lustrem stanął. 

− No tak − parsknął z rozbawieniem, zapewne pod wpływem mojego wyrazu twarzy. Chwilę później jednak spoważniał. − Przemyślałem to, o czym mi mówiłaś, Vi. 

− Po prostu zdziwiłam się, czemu przeszedłeś na tę właściwą ścieżkę i odmawiasz tych obiadów u Franka Lorenzo. − Podparłam się pod boki. 

− Bo nie chciałem cię przytłaczać, kochanie − wyjaśnił powoli. − Ty nie chciałaś na nie jechać, więc ja nie chciałem, żebyś musiała się tam męczyć. 

− Ale twoja reputacja spada...

− Mam ją gdzieś. − Zatrzymał się na moment. − No, może częściowo, ale jednak nie chcę, by zdanie ludzi liczyło się dla mnie bardziej niż zdrowie córki. 

Uśmiechnęłam się do niego ciepło, a następnie mocno go przytuliłam. Pod siłą mojego uderzenia się zachwiał, ale jedynie zaśmiał się cicho i z całą mocą odwzajemnił gest, głaszcząc mnie po włosach w taki sposób, jak kiedyś, kiedy w Atlantic City i w naszej rodzinie panowały lepsze czasy. Tęskniłam za tym wszystkim, tak naprawdę tęskniłam. 

− A teraz chodźmy na dół, nasz gość zapewne się już niecierpliwi − powiedział tata. Miał na sobie białą koszulę i czarne spodnie. Prezentował się naprawdę przystojnie. 

− Wciąż nie mogę uwierzyć, że zaprosiłeś go na obiad. − Posłałam mu znaczące spojrzenie, a on wzruszył ramionami. 

Otworzył przede mną drzwi i wypuścił, bym wyszła przodem. Moje stopy samowolnie prowadziły mnie na dół. Chwyciłam mocno, pewnie barierkę od schodów i spojrzałam w dół, gdzie u podnóża schodów stał już Thomas. Miał na sobie czarną koszulę z długim rękawem, czarne spodnie i przewieszony przez ramię płaszcz. Buty stały równo przy stojaku na parasole, więc brunet pozostał w samych skarpetkach, również w kolorze czarnym. 

Escape from the darkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz