26. On cierpiał.

2.1K 134 507
                                    

Veronica Gryffin P

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Veronica Gryffin P.O.V.

Wychodziłam z domu na sesję u pani Howard. Tata czekał na mnie już w samochodzie. Byłam przemęczona i smutna. Tak bardzo, że nie słuchałam tego, co mówiła do mnie Selena. Tak bardzo, że nie zauważyłam samochodu z angielskimi rejestracjami, który zajechał w tym samym momencie pod nasz dom. Uniosłam głowę i mój wzrok zderzył się z Eveline Gryffin, która z mieszaniną różnych uczuć patrzyła  prosto na mnie. Miałam wrażenie, że ten moment trwał całe wieki, choć tak naprawdę był to jedynie krótki moment. Tak krótki, że tata jej nie zauważył i pojechał dalej, a ja, trwając w ogromnym szoku, po prostu siedziałam, niezdolna wykrzesać z siebie żadnej reakcji. Nie wierzyłam, że wróciła. 

Dopiero, kiedy wchodziłam po schodach, dotarło do mnie, co to znaczy. Mama wróciła. Mama, która mnie zniszczyła. Mama, która mnie krzywdziła. Mama, która wyjechała. Mama, która powinna być prawdziwą kochającą mamą. Zdałam sobie sprawę, że się bałam. Jej i tego, co miało być. Bałam się reakcji taty na to wszystko. Bałam się, cholernie się bałam. Dlatego zalałam się łzami i nie mogłam przestać. Nawet, kiedy weszłam do pokoju Ruth. 

Potem, po moim osobistym wybawieniu, nie panowałam już nad sobą. Miałam ochotę zrównać Feara z ziemią. Ostatecznie dalej szlochałam, ale w jego ramię. Dopóki mój ojciec po mnie nie przyjechał. Udało mi się uspokoić, ale jedynie po to, by go nie martwić. Thomas odszedł, zanim tata do mnie podszedł, ale nie potrafiłam mu wybaczyć. Obiecałam sobie spakować wszystkie jego rzeczy i mu oddać poprzez Dylana czy Jacka, to szczegół. Nie chciałam go znać, miałam dosyć tego, jak mnie niszczył. Kiedyś byłam silna, kiedyś mogłam wiele, lecz w tamtej chwili miałam wrażenie, że to już nie byłam ja. Że dawna Veronica Josephine Gryffin umarła. 

– Veronica? 

Wciąż wpatrywałam się w swoją matkę. Stałam w progu swojego własnego domu, a widząc ją przed sobą, miałam wrażenie, że to właśnie ja byłam intruzem. Czułam za sobą mojego tatę, który oddychał miarowo i zdałam sobie sprawę, że musiała tu w jakiś sposób wejść, więc zapewne skontaktowała się wcześniej z ojcem, by dał jej klucz. Być może dlatego Simon Gryffin nie trwał w tak wielkim szoku, jak ja. 

Eveline miała długie proste i równie ciemne jak moje włosy, przyprószone nieco siwizną. Okalały twarz w kształcie serca z niebieskimi oczami, pełnymi wargami i lekkimi zmarszczkami. Co dziwne, że człowiek w takich chwilach przypomina sobie naprawdę nic nie znaczące szczegóły, jak na przykład to, że kiedy Eveline się uśmiechała, w jej brodzie powstawał dołeczek. Na nosie miała ledwo widoczne piegi, a nad oczami gęste ciemne brwi, komponujące się z długimi rzęsami, rzucającymi cienie na policzki z odznaczającymi się kośćmi jarzmowymi. Nie mogłam zaprzeczyć temu, że ta kobieta była piękna, a tą urodę, jak i figurę, odziedziczyłam właśnie po niej. 

– Eveline – odpowiedziałam w końcu przez zaciśnięte gardło. Nie śmiałabym nazwać ją swoją matką. 

– Wróciłam, bo słyszałam o twoim wypadku. – Brzmiało mi to na usprawiedliwienie. Może faktycznie nim było. 

Escape from the darkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz