Rozdział 4

3.3K 145 4
                                    

Natasha siedziała ze mną w tej puszce jeszcze z dobre pół godziny, pozwalając mi się do siebie przytulać. Pomimo tego, że takie wizje nie były już dla mnie nowością, pojawiały się przecież od czterech lat, to z każdym razem coraz ciężej było mi się po nich uspokoić. Byłam coraz bardziej nimi wykończona. Miałam dość migających obrazów w ciągu dnia, dziwnych snów, po których budziłam się z płaczem, ale przede wszystkim nie podobało mi się to, że nie mogłam powiedzieć, że jestem "normalna". Nigdy nie chciałam takiego życia, nigdy nie chciałam być jak ci Avengers czy szpiedzy tajnych organizacji. Nie chciałam się bić czy przeżywać przygód jak na filmach akcji. Marzyłam o zwykłym, nudnym życiu. Dlaczego wydarzenia sprzed czterech lat musiały mieć w ogóle miejsce?

Kiedy nareszcie przestałam się cała trząść i jakkolwiek byłam w stanie ustać na nogach, Czarna Wdowa pomogła mi w dostaniu się do innego pomieszczenia. Wyszłyśmy z tego dziwacznego akwarium i idąc korytarzami statku, dotarłyśmy do swego rodzaju laboratorium. Kolejne białe pomieszczenie, pełne szklanych probówek, zaawansowanego sprzętu, mikroskopów, jakiś ekranów i innych nieznanych mi przedmiotów. Rozglądałam się, szczerze zachwycona. Od dziecka interesowałam się technologią, a z tego co opowiadała mi mama, sporo czasu spędzałam z tatą przy tego typu rzeczach. Widząc ten cały sprzęt, aż natchnęło mnie melancholią.. Cholera.

- Już jesteście? Jak się czujesz Ivy? Oh właśnie, jestem Bruce Banner - Przedstawił się z uśmiechem mężczyzna w lekarskim kitlu, podchodząc do mnie i podając rękę na przywitanie. Wydawał się niezwykle miłą osobą, a miał u mnie jeszcze większego plusa, ponieważ to najprawdopodobniej on zganił Starka za wstrzyknięcie mi środków nasennych, wtedy w tym samolocie czy innym statku powietrznym. Szczerze powiedziawszy nie wiedziałam jak to nazwać.

- Miło poznać, czuje się już lepiej. Nadal trochę boli mnie głowa, ale tak to jest w miarę znośnie - Odparłam mówiąc półprawdę. Fakt, bolała mnie, jednak oprócz tego chwilami nadal cały świat wirował mi przed oczami i miałam wrażenie jakbym zaraz miała upaść na ziemię. Czułam się okropnie słabo.

- Okej, Nat posadź ją proszę na fotelu. Pobierzemy jej krew do badań, dzięki czemu będę wiedział o co chodzi z tym.. Tym atakiem? Właśnie, opowiesz mi jak to wyglądało z twojej strony? Widziałaś coś? Jak się wtedy czułaś? Ile to już trwa? - Zarzucał mnie pytaniami, a ja powoli zasiadłam na fotelu z szerszymi oparciami, idealnymi do położenia ręki. To był jakiś specjalny model do pobierania krwi czy jak? Zastanowiłam się nad tym chwilę, a mężczyzna uważnie i o dziwo, delikatnie oraz powoli wbijał igłę.

- Hm, to wyglądało bardziej jak.. Jakiś sen? Albo wspomnienie? Tylko, że dotyczą one bardziej tego co będzie. Na przykład od kilku dni widziałam w nich ten wasz latający statek i.. Jak mu było.. Nie ważne, tego pirata - Stwierdziłam, nie potrafiąc przypomnieć sobie jak było mężczyźnie na imię. Zaskoczyło mnie jednak, jak chwile później Bruce i Natasha cicho się zaśmiali. - Powiedziałam coś nie tak?

- Nie, nie, tylko tak bardzo nie lubisz Starka, a nazywasz Nicka dokładnie tak samo jak on - Oznajmiła Czarna Wdowa, a ja lekko się zawstydziłam, jednocześnie krzywiąc. Zapamiętać, nigdy więcej nie nazywać go piratem.

- Czyli w czasie tych ataków masz coś w rodzaju wizji? - Zagaił Bruce, spisując to sobie w jakimś notesiku. Wyglądał dosłownie jak jakiś terapeuta lub lekarz.

- Chyba tak. To się zaczęło prawie cztery lata temu, ale wolałabym nie mówić w jakich okolicznościach.. - Zwiesiłam głowę wpatrując się w swoje trampki, jednocześnie czując na sobie cudze spojrzenia. Nie lubiłam o tym mówić, zwłaszcza, że nie za wiele pamiętałam z tamtego wydarzenia. Niby w szpitalu powiedziano mi, że ktoś próbował mnie porwać lub skrzywdzić, jednak to mi się nie zgadzało. Po co ktoś miałby to robić? Przecież nie zaszłam nikomu za skórę, nie wychylałam się z tłumu, a z wyglądu też raczej nikogo nie zachwycałam, zwłaszcza będą szesnastoletnim dzieciakiem. Usłyszałam jeszcze ciche przytaknięcie, że nie zamierzają tego drążyć, skoro nie chcę o tym mówić, za co podziękowałam im bladym uśmiechem.

- A co to za imprezka beze mnie? Jak tam Bruce, masz tą krew? Zaraz zobaczymy co tam ukrywasz młoda - Oznajmił Tony Stark, jednocześnie wchodząc do pomieszczenia. Naprawdę, czy ten mężczyzna nie miał ani grama kultury czy taktu? Ugh, z każdą chwilą denerwował mnie coraz to bardziej.

- Oj nie dostałeś zaproszenia? Jakoś nie brakowało tu ciebie. Przynajmniej był spokój i cisza. Jeśli musisz tu być to błagam, chociaż bądź ciszej, bo łeb mi zaraz pęknie - Przyznałam czując jak ból ponownie się spotęgował. Miałam ogromną ochotę rzucić to wszystko w cholerę i po prostu pójść spać, byłam wykończona.

- Tak tak, jeszcze jakieś życzenia? Bo ja to bym sobie cheeseburgera wciągnął. Jak wrócimy do domu to zamawiam, nie ma innej.. -Nie skończył, bo nagle przerwała mu Natasha.

- Ivy wszystko dobrze? Krew ci leci - Odezwała się, kucając przy mnie i przykładając mi do nosa chusteczkę. Szczerze mówiąc nie poczułam tego wcześniej i najpewniej siedziałabym tak, o niczym nie wiedząc, dopóki nie zaczęłoby kapać na białą posadzkę lub moje spodnie.

- Tak, nie martw się. Pewnie jestem przemęczona, to nic takiego - Przyznałam z lekkim uśmiechem, biorąc od niej chusteczkę i próbując jakoś zatamować krwawienie.

- Dobra, Nat zaprowadzisz ją by mogła się przespać i odpocząć? My z Tony'm przebadamy jej krew i jak będą wyniki to damy wam znać. Mogę na ciebie liczyć, że się nią zajmiesz? - Zapytał Bruce, jednak calutki czas czułam na sobie uważne spojrzenia Starka. O co mu znowu chodziło?

Natasha zgodziła się i gdy mężczyzna wyjął igłę, a w miejsce rany przyłożył wacik i nakleił plaster, pomogła mi wstać i razem wyszłyśmy. Gdy przechodziłyśmy przez drzwi usłyszałam jeszcze głos Starka mówiącego:

- Daj mi próbkę jej krwi do analizy, musze coś sprawdzić.. Ta dziewczyna wydaje mi się zbyt podejrzana, chcę się upewnić w pewnej kwestii.

~*~

Na powrót wsadzono mnie do tego szklanego akwarium, a ja jak ta głupia złota rybka musiałam tu posłusznie siedzieć. Plus był taki, że było tu łóżko dzięki czemu mogłam się położyć. Minusem było to, że za nic nie mogłam zasnąć. Kręciłam się z boku na bok, jednak nie wiem czy to kwestia tego jak niewygodnie mi było, czy tych wszystkich wydarzeń. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że jednego dnia zdarzy się aż tyle, że spotkam członków Avengers, zostanę zamknięta w szklanej puszce i będą robili mi badania na jakieś nadludzkie zdolności to chyba dałabym takiej osobie namiary na psychiatrę i kazała przestać ćpać, bo nie wychodzi jej to na dobre. Na myśl w pewnym momencie przyszła mi również mama. Co teraz robiła? Czy znowu malowała? Pewnie bardzo się martwiła.. Westchnęłam ciężko, po czym przyciągnęłam nogi bliżej siebie i skulona wreszcie zasnęłam, czując jak kilka łez spłynęło mi po policzku.

I'm not your daughter | Steve RogersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz