Epilog

2.6K 103 15
                                    

Dzień minął dość spokojnie, tak jak z resztą cały tydzień. Wszyscy zdziwili się tym, że umiem gotować, na co wyjaśniłam im, że sporo gotowałam z mamą. No właśnie, co do niej. Z racji, że mieliśmy grudzień, ustaliłam z Tony'm, że pojadę na święta do niej. Nie wyobrażałam sobie zostawić jej tak samej, a poza tym, dawno jej nie widziałam i strasznie za nią tęskniłam.

Większość czasu spędzałam jednak w sali treningowej. Steve i Natasha powrócili do moich treningów, a ja jeszcze bardziej się do nich przykładałam. O dziwo, wolniej się męczyłam jak kiedyś, uderzałam mocniej i zwinniej, choć nie jestem pewna dlaczego. Może to kwestia eksperymentów Zoli?

Clint uczył mnie strzelania do celu, choć to nadal kiepsko mi szło. Próbowałam z pistoletów, jednak po nich odrzucało mnie do tyłu i traciłam równowagę. W pewnym momencie miałam tak obity tyłek, że nie siadałam do końca dnia, przez co Thor i Tony co chwila się śmiali.

Wydawało mi się, że wszystko jest po staremu, no może oprócz jednej rzeczy. Steve co chwila pisał coś w telefonie, a gdy go zapytałam co tak bardzo odwraca jego uwagę, oznajmił, że to jedynie "przyjaciółka". Tsa, coś mi tu nie pasowało, jednak odpuściłam, nie chcąc drążyć tematu.

~*~

Siedziałam pod ścianą na sali treningowej, łapiąc oddech po sparingu z Czarną Wdową. Była genialna i pokazywała mi wiele ruchów, które wykorzystywało kobiecą giętkość i zwinność. Byłam jej za to niezwykle wdzięczna, bo dzięki nim kilka razy udało mi się pokonać Steve'a.

- Młoda? Jesteś tutaj? - Usłyszałam głos Stark'a, na który nie siliłam się na wstanie. Podniosłam jedynie głowę i pomachałam w jego kierunku, zwracając na siebie uwagę i pijąc wodę z bidonu, który tutaj przytargałam. - Świetnie! Za tydzień będzie bal bożonarodzeniowy w firmie. Idę tam z Pepper i tobą. Chcę cię oficjalnie przedstawić jako swoją córkę, więc idziesz z nami - Odwrócił się do Nat. - Weźmiesz ją dzisiaj na zakupy? Potrzebuje jakiejś sukienki, wiesz w jakim stylu - Kobieta nie zdążyła mu odpowiedzieć, kiedy ten kontynuował dalej. - Jest.. Szesnasta, macie półtorej godziny i Happy was zawiezie.

Chwilę później wyszedł z sali, a ja z przekrzywioną głową i niezrozumieniem na twarzy, przypatrywałam się drzwiom, za którymi zniknął. Czy on.. Jezu ten człowiek był tak cholernie nieprzewidywalny!

- I nie mamy nic do gadania jak zrozumiałam? - Spojrzałam na rudowłosą, która wzruszyła ramionami i poszła się myć. Zrobiłam to samo, idąc do swojego pokoju.

Odpuściłam sobie na razie szukanie ubrań i od razu skierowałam się do łazienki. Rozebrana stanęłam przed lustrem i spojrzałam w swoje odbicie, a konkretniej na bliznę na brzuchu. Była dość mała, jednak nadal dobrze widoczna. Od tego czasu, kiedy znowu zaczęłam zważać co mam na sobie, starałam się nie nosić nic co by ją odkrywało. Było mi wstyd, że tam była. Nie podobało mi się to, uważałam, ze mnie oszpeca. Gdy już musiałam ją pokazać, głównie na treningach, bo ćwiczyłam w krótkim topie, wtedy zazwyczaj zakrywałam ją korektorem. Troszkę przebijało, ale z daleka nic nie było widać.

Z westchnieniem weszłam pod prysznic, dokładnie się obmywając po treningu. Choć było już w miarę dobrze, śmiałam się jak dawniej, sny nadal pozostały. Może nie budziłam się już z krzykiem, jednak nadal były to koszmary. Loki i ludzie, których zabiłam.. Nadal ich widziałam, co wywoływało we mnie poczucie winy.

Wyszłam z łazienki zawinięta w ręcznik, kiedy to mój wzrok spotkał się z tym należącym do postaci na łóżku.

- Um.. Co tu robisz Steve? - Zapytałam poprawiając ręcznik, tak by nie spadł. Mężczyzna widocznie się spiął i zawstydził, dlatego szybko przebiegłam do garderoby, po rzeczy.

- Nat prosiła, bym po ciebie przyszedł. Może ja.. To ten, poczekam przed drzwiami? - Zaproponował, kiedy ja lekko przymknęłam drzwi garderoby i w pędzie zaczęłam się ubierać.

- Nie no, spokojnie. Możesz zostać, już prawie jestem gotowa - Oznajmiłam, po chwili wołając go do siebie, będąc ubraną jedynie w rurki i stanik. - Steve, która lepsza? - Pokazałam mu dwie koszulki, a on stanął w drzwiach, opierając się o framugę.

- Myślę, że ta po prawej - Oznajmił, a ja bez dyskusji odwiesiłam drugą do szafy, po czym ubrałam wybraną. - To blizna po ranie od Zoli? - Zapytał, a ja spojrzałam w jego kierunku. Nawet nie wiedziałam kiedy stanął tak blisko mnie. Dzieliło nas tak niewiele, że gdybym wyciągnęłam przed siebie ręce, mogłabym położyć mu dłonie na ramionach.

- Tak.. - Odparłam ciszej, nie patrząc ani na niego, ani na bliznę. Zapomniałam, że ją zobaczy. Nie pomyślałam o tym.. Odruchowo zaciągnęłam koszulkę bardziej na bliznę, jednak nagle czyjeś dłonie mi przeszkodziły. Spojrzałam na mężczyznę, który wpatrywał się we mnie.

- Nie musisz się tego wstydzić Ivy - Oznajmił delikatnie odsuwając moje dłonie z koszulki. Prawie by mu się to udało, jednak ja odsunęłam się od niego i wyszłam z garderoby, cała zarumieniona.

- Um.. Może rozczeszę włosy. Tak, to dobry pomysł - Mruknęłam sama do siebie, a chwilę później już rozczesywałam wilgotne włosy przed lustrem. Ukradkiem zakryłam bliznę warstwą korektora i gotowa wyszłam z łazienki. - Możemy iść - Stwierdziłam biorąc telefon i tkaninową torbę.

Wspólnie ruszyliśmy do salonu, po drodze nie odzywając się ani słowem. Nat już na nas czekała, dlatego wspólnie wsiedliśmy do windy, skąd Happy zaprowadził nas do samochodu i zawiózł do galerii.

Koniec części pierwszej

__________________________
I w taki oto sposób kończymy pierwszą część historii Ivy.
Ale spokojnie! Nie musicie czekać długo na kolejną część, bo ta już czeka by oddać ją w wasze ręce.
Mam nadzieje, że spodoba wam się równie, a może i nawet bardziej niż ta.

I'm not your daughter | Steve RogersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz