Rozdział 13

2K 99 34
                                    

Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu, leżąc na zimnej posadzce. Całe ciało miałam obolałe, a w głowie niemiłosiernie mi huczało. Miałam wrażenie jakby ktoś włączył mi na słuchawkach odgłosy startującego samolotu. Ledwo udało mi się unieść na rękach, a do pomieszczenia ktoś wszedł. Zapanował złowieszczy półmrok przez światło zza drzwi. Nie widziałam kto przyszedł, jednak głos, który się odezwał, był typowo męski.

- Śpiąca królewna wstała? Świetnie, nie lubię babrać się przy nieprzytomnych. Wtedy nie słychać ich krzyków agonii - Warknął, po czym ruszył w moim kierunku. Zaczęłam się odsuwać, po chwili dotykając zimnej ściany za swoimi plecami. - No już nie bądź taka oporna. Zacznij współpracować, to nie będzie aż tak bolało.. Nie no, żart. Będziesz wrzeszczeć z bólu, aż zedrzesz sobie gardło - Zaczął się histerycznie śmiać, po czym mocno chwycił mnie za ramię i wykręcając je do tyłu, postawił na nogi. - Panowie, do sali E16 z nią.

Do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn. Dwa razy wyższych ode mnie, umięśnionych i z bronią. No wręcz genialnie. Spojrzałam na nich spode łba i już miałam coś im burknąć, kiedy ci złapali mnie za ramiona, skuli i popchnęli do wyjścia.

- Nie uczono was kultury do kobiet? No naprawdę, zero ogłady - Prychnęłam cicho się podśmiechując, w środku cała drżąc ze strachu. Nie wiedziałam gdzie jestem, kto mnie porwał i w jakim celu. Obawiałam się też jeszcze jednej rzeczy, co z resztą? Loki gdzieś zniknął, a drużyna nie odbierała. Im też cos zrobili? Co tu się do cholery działo?!

Szłam, a raczej popychano mnie i ciągnięto, przez biały korytarz. W celi było wręcz czarno, a tu jasność pomieszczenia aż raziła po oczach. Czułam się trochę jak w jakimś szpitalu. W jednym momencie prawie i bym się potknęła, za co dostałam w twarz. Ciekawie się zaczyna, nie powiem. W końcu dotarliśmy pod jakieś drzwi, zabezpieczane kodem, gdzie mnie wprowadzono. Pomieszczenie było równie rażąco białe jak korytarz, jednak niepokoiło mnie jego umeblowanie. Stał tu metalowy fotel ze skórzanymi pasami, długi stół, również metalowy, stół z różnymi.. Niepokojącymi przyrządami, a w rogu sali z sufitu zwisały dwa łańcuchy. To wszystko wyglądało jak rodem z horrorów, których bałam się za dziecka. Widok tego wszystkiego sprawił, że nie było mi absolutnie do śmiechu, byłam przerażona, jednak oprócz tego.. Miałam wrażenie, że kiedyś przewinęło się to w jednej z moich wizji. Nie byłam tego pewna, możliwe, że widziałam coś podobnego we śnie, jednak nadal pozostawało we mnie wrażenie, że jest to znajome miejsce.

- Przypiąć ją do krzesła - Oznajmił mężczyzna, który pierwszy odwiedził mnie w sali. Dopiero teraz byłam w stanie zobaczyć jak wygląda i był.. Moment, skądś go kojarzyłam! Wyglądał trochę jak ten facet z opowieści Steven'a, jednak.. Przecież to było niemożliwe. Rogers mówił, że on umarł lata temu! Był to dość niski, blondwłosy mężczyzna z okrągłymi okularami na nosie. Kapitan mówił, że nazywał się..

- Arnim Zola panno Stark, mam nadzieję, że nasza współpraca się powiedzie - Zaśmiał się szaleńczo, w pewnym momencie zaczynając wręcz chrumkać. Było to.. Dziwne i obleśne za razem. Mężczyźni co mnie tu przyprowadzili byli chyba równie zniesmaczeni co ja, a przynajmniej sądziłam tak po ich spojrzeniu i minach.

- Jakim cudem to ty? Przecież Steve mówił, że ty.. - Przerwano mi westchnieniem.

- Oh tak, nasz kochany Rogers. Spotkałem go podczas drugiej wojny światowej. Przez niego mnie złapano i zamknięto w więzieniu! Chcieli ze mną współpracować, ale - Również mu przerwałam, denerwując się zbędną gadaniną:

- Do rzeczy króliku, jakim cudem ty żyjesz? Nie obchodzi mnie twoja autobiografia - Wywróciłam podirytowana oczami, a jemu zrzedła mina i ewidentnie się zezłościł.

- Nie on jedyny znalazł sposób na dłuższe życie. To co teraz widzisz to nic innego jak sztucznie stworzone ciało, do którego wszczepiłem swoją świadomość! Czyż to nie genialne? - Podekscytował się, po czym podszedł do stolika z dziwnymi przyrządami.

- Tsa.. Skaczę z zachwytu. A nie czekaj, nie mogę. Może odepniesz mnie łaskawie to ci zaklaszczę z tej okazji? - Warknęłam, na co teraz to on wywrócił oczami.

- Nie skorzystam, jednak mam lepszy pomysł jak się pobawimy. W końcu spędzisz tu dużo czasu, nie wypada by gość się nudził, nieprawdaż? Nie bierz tego w żaden sposób do siebie, to nic osobistego. Po prostu dzięki tobie upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Jakże to ciekawie będzie, kiedy to Kapitan Ameryka będzie z tobą walczył? I albo ty, albo on przeżyjecie. Nie mogę się doczekać widowiska haha!

- On tak zawsze czy dzisiaj wyjątkowo? - Zagaiłam do mężczyzny stojącego pod ścianą. Dopiero teraz zorientowałam się, że jedno jego ramie było metalowe. Miał do połowy twarzy maskę, a włosy sięgały mu ramion. Cały ubrany na czarno, po boku trzymał broń. Nie odpowiedział mi, a nawet nie zaszczycił spojrzeniem. Gbur..

- Zobaczymy czy będziesz taka wygadana, jak już z tobą skończę! - Oburzył się, po czym sięgnął po strzykawkę, brutalnie wbijając ją w moją rękę. Zmroziłam go wzrokiem, nieznacznie się krzywiąc. - Boli? Och wybacz, to dopiero początek.

Zaraz po tym pobrał mi trochę krwi, zabrał strzykawkę i nie martwiąc się opatrzeniem rany, z której ciekła krew, wziął jakąś kolejną fiolkę. Tym razem w tej był płyn, miał rdzawy kolor i wyglądał niezbyt ciekawie. Mężczyzna trzymając to w jednej ręce, podszedł do mnie i chwycił za szczękę, zmuszając do otwarcia ust. Próbowałam się jakkolwiek wyszarpać, jednak na marne. Zola wlał mi do ust gorzko-kwaśną substancję, a by się nie zakrztusić, musiałam wszystko przełknąć.

Przez chwilę nic się nie działo, ku zawiedzeniu szaleńca. Zaraz po tym zaczęło mi szumieć w głowie i zbierać na wymioty. Stopniowo czułam coraz to większy, palący od środka ból, który koniecznie próbował się wydostać w jakikolwiek sposób na zewnątrz, jednak bezskutecznie. Miałam wrażenie, że moje własne ciało chce zabić mnie od środka, a przynajmniej skutecznie sterroryzować.

- DZIAŁA! TO DZIAŁA! - Wydarł się stojący przede mną Zola, jednak ja bardziej skupiałam się by nie oszaleć z bólu. Czułam jak pot całą mnie oblewa, jak żyły palą od środka, a kości łamią się na drobniuteńkie kawałki. Nie dawałam już rady, wrzeszczałam i płakałam, nie mogąc tego znieść.

Jak przez mgłę orientowałam się co się dzieje, jednak jedynie przez piętnaście minut, które dla mnie stanowiło istną wieczność. Później przed oczami zrobiło mi się ciemno i straciłam przytomność.

I'm not your daughter | Steve RogersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz