Rozdział 16

1.9K 91 3
                                    

Kobieta przytuliła mnie mocno, dociskając do siebie, przez co cicho jęknęłam. Rana dalej dawała o sobie znać. 

- Nat, udusisz mnie - Oznajmiłam, cicho się śmiejąc. Nie wspomniałam o rozcięciu, nie chcąc jej tym teraz zajmować głowy. Później się to opatrzy. - Musimy się stąd wydostać, zanim oni.. - Nie skończyłam, bo wtedy zza naszych pleców dało się usłyszeć kroki, krzyk i chwilę później strzały.

- Twoi koledzy? - Zapytała spoglądając za mnie, gdzie stali mężczyźni, którzy wytargali mnie z celi.

- Tak, wiesz? Planowaliśmy właśnie iść na kawę i ciastko, ale wpadliście niezapowiedzianie - Odparłam siląc się na ironiczny ton. Ta tylko wzruszyła ramionami, po czym celnie strzeliła im w głowy. Zamarłam, widząc to, a wręcz chciało mi się zwracać. - J-jak zwykle celnie.. - Mruknęłam blada, a ta złapała mnie za rękę i pociągnęła schodami do góry.

- Dobra młoda, biegnij do końca korytarza, tam powinna być reszta. Ja chronię tyły i zaraz do ciebie dołączę - Oznajmiła, poganiając mnie. Kiwnęłam niepewnie głową, po czym skierowałam się przed siebie, tak jak kazała.

Nat była zajęta strzelaniną, a ja odeszłam już kawałek od niej, kiedy to usłyszałam kroki z naprzeciwka i po bokach. Trzy grupy uzbrojonych mężczyzn wycelowały we mnie broń i kazało unieść ręce, a przede wszystkim nie robić problemów. Któryś krzyknął, że Zola zabronił mnie zabijać, bo jego eksperymenty się nie powiodą, jednak ktoś prychnął i zignorował to, strzelając mi tuż pod nogi. Krzyknęłam przerażona, po chwili czując gwałtowny ból głowy. Naprawdę? Jeszcze tego mi teraz brakowało!

Widoczność kolejny raz mi się zamazała, jednak tym razem widziałam zza mgły kolory, co wcześniej się nie zdarzało. Widziałam jak cienie się poruszają, część z nich zbliża się w moim kierunku, a inni nieco się cofnęli. Poczułam jak po moim ciele rozchodziło się ciepło, momentami wręcz palące jak ogień.
Usłyszałam przytłumiony krzyk, strzały z broni, a zaraz po tym uderzenia o coś metalowego i o podłogę. Cienie, które wcześniej widziałam gwałtownie wylądowały na posadzce lub pod ścianą, a chwilę później dostrzegłam granatowe i czerwono-złote plamy.

Mój wzrok wyostrzył się, a mi zakręciło w głowie. Widok wokół mnie mroził krew w żyłach. Wszędzie leżały ciała, a wokół nich były plamy krwi, która z nich wypływała. Przerażona zachłysnęłam się powietrzem, przykładając brudną od własnej rany dłoń do twarzy. Czy.. Czy to ja ich wszystkich zabiłam? Kiedy padali na ziemie, tylko ja tu byłam.

- Ivy! - Krzyknęli jednocześnie obydwaj mężczyźni przede mną. Podniosłam na nich przerażony wzrok, a ci ruszyli biegiem w moim kierunku, pokonując zwłoki torujące im drogę.

Obydwaj mocno mnie do siebie przytulili, na co ponownie się skrzywiłam. Moje ciało było na tyle wymęczone i obolałe, że najmniejszy dotyk sprawiał mi teraz ból.

- Dobra, koniec przytulanek. Wydostańmy się stąd, bo naprawdę ta biel na korytarzach daje mi nieźle po oczach - Zażartowałam dla rozluźnienia atmosfery, jednak widząc ich zmartwienie na twarzach, nie za wiele pomogło.

Steve zakomunikował reszcie, że mnie mają i by wszyscy wracali na quinjet. Z racji, ze byłam już dość wykończona tym wszystkim, tata musiał mnie przytrzymywać jedną ręką, a drugą torował z Kapitanem ewentualne przeszkody.

~*~

Szczerze mówiąc jak przez mgłę pamiętam co się dalej wydarzyło. Wiem, że na statku Bruce opatrzył moją ranę, przynajmniej na tyle ile był w stanie czyli.. No praktycznie jedynie bardziej rozerwał materiał sukienki, w której nadal byłam, odkaził ranę na co zaczęłam kląć pod nosem, później nałożył jakiś opatrunek.

W myślach przewijało mi się wiele, jednak głównie padało pytanie Czy to ja zabiłam tamtych ludzi, którzy mnie otoczyli? Przed oczami przewijały mi się obrazy ich martwych ciał, krwi wokół nich, dźwięki ich opadających na ziemię ciał.. Jakim cudem to wszystko się tak właściwie stało?

W trakcie drogi zasnęłam, wykończona przeżyciami. Ktoś coś jeszcze do mnie mówił, jednak ja jedynie coś pomrukiwałam, a finalnie zasnęłam, wtulając się w jakąś siedzącą obok mnie postać. Najpewniej był to mężczyzna, Nat było o wiele drobniejsza.

~*~

Powoli otworzyłam oczy, jednak prawie od razu je zamknęłam. Wszędzie było cholernie biało, co raziło mnie po oczach. Przyzwyczajenie się do światła zajęło mi chwilę, jednak w następnym momencie zaczęłam panikować. Czy te wszystkie wydarzenia, cały ratunek, to był sen? Przecież to niemożliwe, nie zgadzałam się na taki obrót wydarzeń!

Przerażona poderwałam się do siadu, czując jak w głowie zaczyna mi wirować, a rana na brzuchu irytująco boleć. Prawie od razu padłam z powrotem na łóżko, lekko się kuląc z bólu.

- Cholera jasna.. - Warknęłam cicho, po chwili słysząc poruszenie. Ktoś położył dłoń na mojej głowie, a chwilę później usłyszałam otwierające się drzwi i głos:

- Cóż za słownictwo, uważaj, bo się Kapitanowi nie spodoba - Oznajmił Stark, podchodząc do mnie i siadając na skraju łóżka. Nie wierzyłam własnym oczom, naprawdę tu był! Zebrałam się w sobie i starając się ignorować ból, rzuciłam mu na szyję, czując pod powiekami łzy. To był koniec! Uratowali mnie! - Woow, cóż za przywitanie! - Zaśmiał się, po czym również mnie objął, delikatnie głaszcząc po plecach. - Już spokojnie.. Wszystko już dobrze..

- Tony? Fury chce porozmawiać z Ivy - Oznajmiła wchodząca do środka Natasha. Odsunęłam się nieco od taty i otarłam łzy. Jak się okazało, tuż obok mnie siedział Steve i to on położył mi dłoń na głowie chwile wcześniej. Jego również uściskałam, kiedy Tony z Czarną Wdową gdzieś wyszli.

- Dziękuję, że mnie uratowaliście.. - Zaczęłam, niespodziewanie czując jak Rogers bierze moją rękę w swoje dłonie. Spojrzałam nic nie rozumiejąc, a ten delikatnie ją uściskał, uśmiechając się do mnie.

- Błagam nie znikaj tak nigdy więcej. Bałem się, że już więcej cię nie zobaczymy.. - Westchnął zmartwiony, a ja jedynie cicho się zaśmiałam, odpowiadając:

- Tak szybko się mnie nie pozbędziecie. Jeszcze was trochę pomęczę, spokojnie - Obiecałam, po chwili przypominając sobie o czymś. - Właśnie! Macie jakieś wieści co z Loki'm? Byłam z nim tamtego wieczoru, ale gdzieś zniknął.

- Nie wspominaj mi nawet o nim. Jak tylko się pojawi, to nawet Thor go nie uratuje - Zagroził zdenerwowany Tony, wchodząc do sali. Razem z nim weszli również inni Avengers, a nawet znalazł się wśród nich Fury.

- Jak to, pojawi się? Zniknął? Co jeżeli jego również porwał ten szaleniec? - Oburzyłam się, jednak zanim zdążyłam wstać z łóżka i zacząć się awanturować dlaczego nie szukają również mojego chłopaka, syknęłam z bólu przez ranę. - Cholerny Zola.. - Warknęłam opadając na poduszkę. Prawie od razu podleciał do mnie Banner, sprawdzając w jakim stanie jest rana, po czym podał mi coś przeciwbólowego.

- To on ci to zrobił? - Zapytał Steven.

- Tsa, wkurzył się, bo jeden z jego dziwacznych eksperymentów nie zadziałał, a ja zaczęłam go denerwować. Dźgnął mnie czymś ostrym, nie pamiętam co to było, chyba skalpel - Wyjaśniłam, słysząc obok jak, o dziwo, Rogers przeklina. Chyba wszyscy byli zdziwieni, jednak nikt nie był w humorze do żartów.

- Panno Williams, opowiesz nam co się tam wydarzyło? - Zapytał w końcu Fury, na co ja westchnęłam i odparłam jedynie:

- Nie teraz - Po czym przymknęłam nieco oczy. Na początek sama chciałam to wszystko przetrawić, a dopiero później się tym dzielić.

____________________________
Witam kochani!
Wraz z tym rozdziałem zaczynamy ich zwiększoną liczbę. Taki prezent ode mnie, rozdziały do świąt będą trzy razy w tygodniu!

I'm not your daughter | Steve RogersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz