10. Druga szansa

344 25 22
                                    

Usta Vito smakowy winem. Jedna z jego dłoni, gładziła mnie po policzku, druga, ujęła moja rękę. Kiedy odsunął się ode mnie, westchnęłam cicho, choć bardzo starałam się, aby nie widział, jak bardzo za tym tęskniłam.
- Ja... -  zaczęłam, bo wypadło się przeciwstawić. To nie wyrzuty sumienia w stosunku do Sofii błąkały mi się po głowie, a cichy bunt wznosił głosik, który przypominał mi o tym, jak potraktował mnie ukochany. - Nie możesz tak porostu mnie całować - żałośnie wydusiłam z siebie, a on uśmiechnął się na moje słowa.
- Przepraszam, myślałem, że Ci się podobało.
- Masz, mamy kogoś. Pójdę już - szepnęłam licząc, że mnie zatrzyma. Nie zawiodłam się, łapał mnie za rękę, nim się podniosłam.
- Zrozumiem jeśli odejdziesz, pojedziesz do Rzymu, ale chce żebyś wiedziała, że ja na prawdę żałuję, Vic - powiedział prawie bezgłośnie. - Wiele razy chciałem wrócić.
- Więc czemu tego nie zrobiłeś? - zapytałam łamiącym się głosem.
- Chyba zachłysnąłem się tym, co mogło dać mi małżeństwo z Sofią. Ale szczerze mówiąc, jest głupia jak diabli, jej rodzina to badna bufonów i  szczerze, nie wyobrażałem sobie tego, że pewnego dnia na prawdę zobaczyłbym cię w ramionach kogoś kto cie kocha, tak jak ja.
- Damiano i ja...
- Vic, daj spokój. Wiem kiedy kłamiesz. Na tej głupiej sali tylko szukałaś mojego wzroku. Na początku byłem wściekły jak tu się z nim pojawiłaś, ale po czasie zrozumiałem, że zrobiłaś to żebym był zazdrosny. Obsciskiwaliscie się tylko gdy widziałaś, że na was patrzę - roześmiał się, a ja lekko się uśmiechnęłam.
- Głupie co? - zagaiłam speszona, bo nie było sensu brnąć w to kłamstwo dalej. Vito wzruszył ramionami.
- I za to cie kocham, wiesz, za te twoje szalone pomysły - objął mnie. - Sofia by tego nigdy dla mnie nie zrobiła.
- A ty byś dla mnie to zrobił? - zapytałam cicho, zerkając na niego z ukosa.
- Jutro mam ślub, a przed wyjazdem byłem u Sofii odwołać wesele. Jego ojciec biegł mi za samochodem - zaśmiałam się niepewnie, nie mogąc uwierzyć w jego słowa. - To, co jak całuje Damiano? - uśmiechnął się zaczepnie, a ja wzruszyłam ramionami. - Zawsze mu się podobałaś.
- Nieee, to był mój pomysł, żeby to zrobić. Jesteśmy tylko przyjaciółmi - mruknęłam, próbując ignorować wspomnienie namiętnych chwil w łazience.- Sam namawiał mnie na tindera. Z jego strony to tylko przyjaźń.
- A co z twojej nie? - zapytał szybko, a ja pokiwałam głową.
- Oczywiście, że tak, zawsze traktowałam go jak kumpla.
- Czyli nic między wami nie było? Do niczego nie doszło? - pokręciłam głową, sama nie wiedząc czemu. Vito był zawsze zazdrosny o Damiano, a ja chciałam zdusić w sobie to niepokojące uczucie, że może zaczęłam patrzeć na najlepszego przyjaciela, jako na mężczyznę, którego pożądałam. W końcu przyjechałam tu po Vito.
- Ja tylko nie rozumiem dlaczego mi to zrobiłeś...
- To małżeństwo chyba mnie przerosło. Wiesz, byłaś moją pierwszą, chyba poczułem, że coś mnie ominęło - westchnął ciężko. - Głupio mi się do tego przyznawać, Vic. Teraz jednak wiem, że żadne pieniądze, żaden samochód nie zastąpi mi tego, co miałem z tobą. Oczywiście, zrozumiem jeśli się nie zgodzisz - pogładził mnie po włosach. Zerknąłam na potok w milczeniu. -
Jadę się spakować, i wracam do Rzymu. Jeśli się zdecydujesz, to będę przed północą po ciebie.

*

Dom Damiano był pogrążony we śnie, kiedy dotarłam na miejsce. Niektóre ze świateł dalej się paliły, sprawiając, że w mieszkaniu panował przyjemny półmrok. Wspięłam się bezszelestnie ma schody i cicho otworzyłam drzwi do sypialni, którą zajmowałam z Damiano. O dziwo nie spał. Siedział na łóżku, wciąż ubrany, a gdy tylko mnie zobaczył zerwał się na równe nogi.
- Myślałem, że coś Ci się stało!
- Stało się, i to dużo - powiedziałam zagadkowo. Podeszłam i złapałam go za ramiona. - Mój głupi plan zadziałał, Damiano!
- Super, ale mogłaś dać znać. Nie było cię dwie godziny. Kazałaś mu spadać i wracałaś na pieszo? Gdzie byliście? - pytał, a ja kręciłam głową z triumfalnym uśmiechem.
- Wyobraź sobie, że zabrał mnie na randkę w nasze miejsce, i wszystko wytłumaczył! Powiedział, że chce do mnie wrócić i odwołał ślub z Sofią!
- No, a jak zeragował jak kazałaś mu spadać? - uśmiech Damiano zniknął, gdy dłuższy czas milczałam, zaciskając wargi. - Vic, nie mów mi, że  mu uwierzyłaś...
- Powiedział, że żałuje! - widziałam w oczach przyjaciela złość. Odsunął się ode mnie i podszedł do okna, które otworzył na oścież. Z kieszeni wyjął papierosy. - Damiano, wiem, że źle zrobił, ale ciężko jest mu nie wybaczyć  - zerknął na mnie chłodno, a potem odpalił papierosa. Podeszłam powoli, nie chcąc zaostrzać kłótni. - Zrozumiałbyś gdybyś go słyszał...
- Wiele razy okręcał cię tak po kłótniach. To ty zawsze byłaś winna wszystkiego, to on zawsze miał rację. Kiedy nie był przy tobie jak Janette chorowała, to broniłaś go mówiąc, że musi skupić się na nauce - zerknął na mnie z wyrzutem. - Cholera, Vic! Zerwał z tobą przez messengera po dziesięciu latach, gził inną laskę, upokorzył cię na tych głupich zabawach, a ty lecisz do niego jak tylko dostaniesz trochę zainteresowania!
- Myślałam, że się ucieszysz - ściągnęłam brwi, ignorując słowa Damiano. Nie chciałam dopuścić do siebie tego, że miał rację. Nie teraz kiedy Vito chciał wrócić
- Wiesz co? Ucieszyłbym się gdybyś była z kimś kto cię szanuje, kto chce twojego dobra bardziej niż swojego własnego. A wybierasz tego złamasa, który przy kolejnej okazji znów cię odstawi! - wściekł się i usiadł na parapet. Założyłam ręce na biodra.
- Mam wybrać Ciebie? - zapytałam, a on prychnął na moje słowa. Uniknął mojego wzroku, wbiając go w mrok rozlewający się za oknem. - Może mówisz tak, bo jesteś zazdrosny?
- Mówię tak, bo Vito to kawał chuja. Zasługujesz lepiej.
- Czyli zasługuję na Ciebie, bo jesteś taki wspaniały?
- Nie powiedziałem tego - wycedził przez zęby.
- Zawsze się miałeś za lepszego niż on. Zawsze się do niego porównywałeś. On ma dużo zalet, Damiano, których nie chcesz poznać, bo go zwyczajnie olewasz. Zawsze kazałeś mi wybierać między tobą, a nim. Nie mógł przyjść na próby, bo i tak przeszkadzał,  nie mógł przyjść na Twoje urodziny, bo nie lubił twoich znajomych. Nie mógł jechać z nami na wycieczkę, bo i tak na pewno, by marudził marudził...to są Twoje słowa!
- O tak, najlepsza zaletą z tej całej gamy wspaniałości, to umiejętność robienia cię w chuja.
- Dobrze, wiesz co? Nie prosiłam cię o zdanie. Sam się zgodziłeś na taki układ między nami. Sam powiedziałeś, że w poniedziałek stąd wyjeżdżamy. Nie odzywałeś się do mnie tyle lat, a teraz oceniasz moje wybory. Nawet nie wspomniałeś słowem, że Beatrice choruje, mimo tego, że wiedziałeś jak ją szanuję i kocham - wyplułam z siebie z wyrzutem, okręcając kota ogonem. Zerknął na mnie niepewnie.
- Nie wiem, głupio mi było pisać po takim czasie, bo sama się nie odzywałaś. Poza tym nie chciałem cię martwić.
- Nie chciałeś mnie martwić sobą? Wiesz, ile dla mnie znaczyło, że przy mnie byłeś, Damiano. Ja chciałam być przy tobie, być przy Beatrice za to co dla mnie zrobiła. Przy Lorenzo za to, że był też dla mnie - zaczęłam się pakować, a brunet wstał z parapetu. Zaplótł ręce na piersi. Chciałam stamtąd uciec, zanim by przekonał mnie do tego, że miał rację.
- Co robisz? Możesz zostać, przepraszam, że Ci nie powiedziałem.
- Wracam do Rzymu.
- Z nim? - zapytał cicho, a ja zerknęłam na niego przelotnie. Pokiwałam głową. Serce łomotało mi jak szalone. Czułam się jak w klatce.
- Vic, proszę, to zły pomysł.
- O co mnie prosisz, żebym nie wiązała się ponownie z Vito, czy o to żebym została...? - urwałam, bo wszedł mi w słowo.
- Chcę żebyś została ze mną - powiedział szybko. Telefon zabrzęczał mi w kieszeni. Wiedziałam, że to Vito, bo zbliżała się dwunasta.
- Przepraszam, Damiano, ale... - zaczęłam, a jego oczy pociemniały. Słyszałam trąbienie pod domem.
- Czyli co, to co było między nami nic dla ciebie nie znaczy? - zapytał prawie bezgłośnie. Podeszłam złapałam go za rękę, ale się odsunął i wcisnął dłonie w kieszenie.
- A dla ciebie znaczy? Namawiałeś mnie na Tindera!
- To było zanim...
- Damiano - przerwałam mu. - Był to na prawdę cudowny tydzień, ale to tylko tydzień. Z Vito chciałam założyć rodzinę...
- Okej - rzucił sucho. Chwilę na niego patrzałam, aż nie usłyszałam kolejnego trabnięcia.
- Muszę iść, przepraszam - szepnęłam z narastającą gulą w gardle. Serce bolało,  jak nigdy, gdy widziałam zawód na twarzy najlepszego przyjaciela.

*

Zamknęłam drzwi samochodu, który był mi dobrze znany. Nasz stary, czerwony Passat. Ten sam, który ciągle był w naprawie. Vito zerkał na mnie z siedzenia kierowcy.
- Sofia o mało mnie nie zamordowała, dobrze, że zachowałem naszą czerwoną strzałę! - uśmiechnęłam się blado i zerknęłam w okno Damiano. Nie było go tam. Nie chciałam myśleć o tym, co mi powiedział, i jak bardzo sprawy się skomplikowały. W końcu miałam u boku mężczyznę, którego kochałam całym sercem. Bo choć Damiano nie był mi obojętny, to  poczucie tego, że mogłabym stracić Vito było przerażające. W końcu niczego bardziej nie chciałam niż mieć go znowu w swoim życiu.- Wszystko dobrze? - zapytał, kiedy ruszyliśmy w drogę. Slótł nasze dłonie i zerknął na mnie przelotnie. Pokiwałam głową.
- Mam w głowie straszny mętlik.
- Damiano cię zatrzymywał? - zerknęłam przelotnie na Vito. - Mówiłem, że on czuje do ciebie miętę. Jeśli myślisz, że ta przyjaźń między wami od początku była bezinteresowna, to się mylisz - uśmiechnął się zadowolony i pokręcił głową.
- Nie prawda.
- Och, dobra, nie ważne, ty zawsze i tak będziesz go bronić - westchnął przeciągle i włączył niedbałym ruchem radio.- Zabawne, nie? Uciekający pan młody.
- Tak - uśmiechnęłam się lekko, ignorując poczucie, że Vito przecież tak samo jak Sofię, potraktował i mnie. Odpaliłam telefon, aby zająć czymś głowę.

Narzeczony na tydzień - Victoria X Damiano  MåneskinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz