<4>

41 6 0
                                        

Tak jak niespodziewanie pojawiła się na scenie, tak niespodziewanie też zniknęła. Yasmin po prostu rozpłynęła się w powietrzu. A jej niebieskie włosy znów nie pomogły w odnalezieniu jej w tłumie.

- Komuś się podobało - na stołek przy barze ponownie wskoczyła Yasmin.

Shingo podskoczył w miejscu, odwrócił się ku niej, zdezorientowany. Ale trwało to tylko ułamek sekundy. Tylko dzięki ćwiczonemu przez lata refleksowi zorientował się, co się dzieje. Ona musiała opanować sztukę teleportacji. Nie było innej opcji!

- Ktoś się dobrze bawił.

- Dosypałeś mi coś tu? - zapytała, łapiąc swój wciąż pół pełny kufel piwa. Przechyliła głowę i wlepiła sztucznie zielone oczy w chłopaka.

Shingo parsknął, ni to zirytowany, ni to rozbawiony.

- Musisz sama sprawdzić.

- Więc piję - przechyliła naczynie i jednym duszkiem opróżniła je z żółtawej cieczy. Otarła z ust piankę, uważając, by nie rozmazać brokatowego błyszczyku.

Ścigant uniósł brwi. Jeszcze chwilę wcześniej pytała, czy w napoju nie ma żadnych dodatkowych substancji. Nie otrzymała jednoznacznej odpowiedzi. A potem zdecydowała się wypić, właściwie bez mrugnięcia okiem. Była chora psychicznie albo szalona.

- Jednak nic tam nie było - zawyrokowała, być może ciut... rozczarowana? Jakby spodziewała się czegoś innego.

- Przyjaciele nastawili cię na to, że coś ci dosypię i cię wykorzystam?

- Rozczarowałeś ich.

Zaśmiał się gardłowo.

- Nie jestem tym typem.

- Zapamiętam - Yasmin puściła chłopakowi oczko. - Zadzwonię jak będę potrzebować, by ktoś wniósł mi zakupy na piętro.

- Z pewnością wspominali ci, że nie jestem miły. Z tym akurat mieli rację.

Spojrzała na chłopaka spod rzęs. Uśmiechnęła się niewinnie, jak małe dziecko proszące mamę o czekoladę w sklepie. Jej spojrzenie mówiło, że to jeszcze się okaże. A Shingo nie miał determinacji, by teraz zapewniać ją, że ten niewypowiedziany zakład wygra. Jego odpowiedzią był jedynie rzucający wyzwanie uśmiech.

- To też zapamiętam, panie niemiły.

Zeskoczyła z gracją ze stołka barowego.

- Ale będę już lecieć. Było fajnie.

Posłała ścigantowi buziaka. Wsunęła do ust pachnącego owocami lizaka i zniknęła w tłumie. Shingo odprowadził Yasmin wzrokiem. Upewniał się, że nikt nie rzuci w jej kierunku żadnego nieodpowiedniego komentarza. Jako dobry chłopak powinien był odprowadzić ją do drzwi. Ale dobrym chłopakiem nie był. Kiedy na dobre zniknęła mu z pola widzenia, odwrócił się w kierunku baru.

- Tetuso, polej czegoś mocniejszego.

- Zwariowałeś?

- Być może.

Barman wzruszył ramionami i sięgnął po szklankę. Jego przyjaciel oszalał, zwariował, albo świetnie udawał zakochanego. Z nim każda z tych opcji była prawdopodobna.

—=—

Iketani, zgarbiony, siedział na schodkach prowadzących do drzwi domu rodziców. Było już późno. Pierwsza w nocy z minutami. Może on coś jej zrobił? Wraz z upływem czasu, coraz częściej myślał o tym, że Shoji mógł w jakikolwiek sposób skrzywdzić Yasmin. Tym razem już przesadziła z beztroską! Mówili jej, ostrzegali, przestrzegali. A ona nic.

Warkot silnika. Poderwał się machinalnie. Jej silnika. Serce zabiło mu mocniej. Wracała? Zaraz potem w uliczkę wjechał jej samochód. Jechał prosto, kierowca nie mógł być pijany. Albo to nie ona była kierowcą. Nie wiedział sam, czy chce się o tym przekonać. S15 zaparkowało na podjeździe odpowiedniego domu. Sportowe auto pasowało do stojącej obok terenówki jak wół do karety.

Trzask drzwiczek. Stukot podeszwy o asfalt. Iketani podbiegł do wsiadającego kierowcy. Odetchnął z ulgą, widząc, że to Yasmin. Szybko do niej podszedł i złapał za ramiona. Podniosła na niego zmęczone spojrzenie.

- Jesteś trzeźwa? Piłaś coś? Coś ci zrobił? Wykorzystał? - przyglądał się jej uważnie, gorączkowo szukając śladów jakiegokolwiek niepożądanego zachowania.

- Uspokój się - Yasmin westchnęła, odpychając od siebie przyjaciela.

Nie uspokoił się.

- Rozczaruję cię. Nie jestem naćpana, pijana, nikt mnie nie zgwałcił - Iketani skrzywił się słysząc, jak dosadnie mówi o tak delikatnych kwestiach - nikt mi nic nie dosypał. Wszystko jest w porządku.

- Ale jesteś pewna, że jest? Jeśli coś ci zrobił...

- Zaraz ja tobie coś zrobię, jeśli nie przestaniesz. Jestem już duża.

Westchnął ciężko. Właśnie tak muszą się czuć rodzice, kiedy ich dziecko oznajmia im, że samo sobie poradzi. Że już dorosło.

- Po prostu się martwię.

- Chodź tu - Yasmin w zachęcającym geście otworzyła ramiona.

Iketani podszedł do dziewczyny i przytulił ją mocno. Nie, nie pachniała alkoholem. Ona w ogóle coś tam piła?

Może miała rację? Może faktycznie przesadzał? Wiedział tyle, że Shoji na wyścigach nie jest uczciwym graczem. Jeśli podobne przekonania utrzymywał w stosunkach z innymi ludźmi, mógł ją koniec końców skrzywdzić.

Odsunęli się od siebie.

- Następnym razem powiedz, o której planujesz wracać.

- Następnym razem nie czekaj na mnie do pierwszej - posłała przyjacielowi uśmiech.

Iketani podrapał się niezręcznie po karku. Z tym zdecydowanie miała rację. Przynajmniej jutro miał na późniejszą zmianę. Była więc szansa, że odeśpi zarwaną nockę.

- Idź się położyć - Yasmin posłała mu zatroskane spojrzenie. - Wyglądasz strasznie.

Pokiwał potulnie głową. Nie trzeba było być wprawnym obserwatorem, by zgodzić się z dziewczyną.

- Dobranoc.

- Ty też się wyśpij - Yasmin zniknęła za drzwiami domu.

Ścigant odprowadził ją wzrokiem. Był pewien, że rozjedzie Shingo na miazgę, jeśli skrzywdzi Yasmin. Nie byłby w stanie patrzeć, jak ona cierpi. A to było jedyne zakończenie, jakie widział dla tej relacji. Szalona pół-Amerykanka i niespełna rozumu, nienormalny Japończyk.

Zacisnął pięści. Gdyby tylko mógł jej podsunąć innego chłopaka. Bezpiecznego, myślącego, sympatycznego. Plan całkiem niezły, tylko gorzej z wykonaniem. Skąd wytrząsnąć kogoś, kto jej się nie znudzi? A do tego dba o chociaż minimum BHP i używa zdrowego rozsądku.

Będąc zbyt zmęczonym, by dalej kontemplować możliwe rozwiązania, ścigant z Akiny powlókł się w kierunku domu rodziców. Droga nie była długa, wystarczyło przekroczyć wąską uliczkę.

Niezdarnie wgramolił się po schodach do domu. Po dźwiękach grającego telewizora wywnioskował, że jego matka wciąż siedzi w salonie.

- Yasmin znów pakuje się w kłopoty - oznajmił.

Pani Koichiro nawet nie spojrzała na syna, ale wydała z siebie dźwięk sygnalizujący coś w stylu: „a nie mówiłam?".

- Miło z twojej strony, że się o nią troszczysz. Ale nie znasz jej od dzisiaj. Wiesz, że Yasmin żyje kłopotami.

- Niestety. Dobranoc, mamo.

Adrenalina  |Initial DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz