Każdy z nas się kiedyś przekonał czy przekona, że nic nie trwa wiecznie. Nadchodzi w życia taki moment, że bańka beztroskich i radosnych chwil pęka, a po wielkiej burzy w naszym żywocie wychodzi słońce. Tak również było w moim przypadku. Wyszłam z rodzinnego gniazdka do najlepszego przyjaciela, który w tym momencie mnie opuszczał. Dzisiaj właśnie był dzień, w którym Harry, Zayn, Louis, Niall i Liam, czyli tak zwane One Direction lecieli do Kolumbii, a dokładniej do Bogoty, aby zagrać pierwszy koncert zaczynający trasę Where We Are.
To wszystko miało swoje plusy jak i minusy.
Pozytywną stroną tras były spotkania z fanami, oddawanie się pasji i spełnianie przy tym swoich jak i innych marzeń, a przy tym można zwiedzić cały świat. To brzmi pięknie, prawda? Jednakże czy to wszystko jest warte, patrząc na ciemną stronę? Ciągła praca, ciągły wysiłek, ciągły bieg, a przy tym zero wytchnienia. Wielki dystans i długa rozłąka z najbliższymi. Prywatność? Zapomnij o takim pojęciu! Paparazzi są za każdym rogiem.
Wszystko wygląda pięknie tylko w opowieściach i w mediach, gdzie wszystko jest ubarwione na każdym kroku. Nie wiedziałam, że takie życie w sławie może człowieka męczyć, przecież to wygląda jak raj. Od chłopców, lecz głównie od Harry'ego dowiedziałam się więcej na temat bycia w rozpoznawalnym zespole, a raczej tej mrocznej części... Podczas słuchania niektórych historii, miałam łzy w oczach i ochotę się rozpłakać i to nie ze śmiechu.
Siedziałam z Harry'm na tylnym siedzeniu taksówki, która wiozła nas na lotnisko. Moja głowa spoczywała na jego ramieniu, a nasze dłonie były złączone. Wokół nas panowała cisza, ale nie była ona niezręczna. Widziałam kątem oka, że wzrok chłopaka spoczywał na widokach za oknem.
Nie wyobrażałam sobie jak będzie wyglądać nasza relacja przez ten czas. Wiadomości, rozmowy telefoniczne czy video nie będą odzwierciedlać jego obecności. Nawet jeżeli pisałam z nim esemesy, będąc kilka metrów obok, to nie będzie absolutnie tak samo. Chciałam widzieć jego uśmiech, kiedy wysłałam mu jakąś głupotę. Chciałam słyszeć jego śmiech, wtedy jak oglądaliśmy zwariowaną komedię. Chciałam czuć jego dotyk kiedy mnie przytulał. Chciałam jego i wyłącznie jego.
Nadszedł w końcu moment gdy pojazd zatrzymał się na parkingu przy lotnisku, a on zabrał swoje walizki i oboje ruszyliśmy do wnętrza budynku. Przy jednej z kawiarenek zauważyliśmy resztę chłopaków i ich dziewczyn, więc jak Harry tylko załatwił formalności i odprawił bagaż, podeszliśmy do nich. Przytuliłam się z każdym w ramach powitaniach, a sam Harry podał każdemu dłoń i wtedy włączyliśmy się do dyskusji.
Atmosfera nie należała do najprzyjemniejszych, była ponura oraz smutna. Wszyscy wiedzieliśmy, że było to spowodowane wyjazdem i opuszczeniem bliskich na prawie rok czasu. Za każdym razem to było bolesne przeżycie dla każdego nas, tylko że ja musiałam się z tym zmierzyć pierwszy raz.
Ta rozmowa też musiała dobiec końca, gdyż do lotu zostało jeszcze kilkanaście minut, a zespół jeszcze czekała standardowa kontrola.
Pożegnałam się z Niallem, Louisem, Liamem i Zaynem za pomocą przytulenia i cmoknięcia w policzek. To nie należało do najłatwiejszych czynności, tym bardziej gdy do oczu cisnęły słone łzy, a gardło, z którego miał ochotę wydobyć się głośny szloch, bolało przez powstrzymywanie płaczu. Najgorzej jednak było z Harry'm.
Patrzyłam prosto w niego oczy, a on w moje. Nie mogłam już się powstrzymać i rozpłakałam się jeszcze bardziej, przytulając się do niego. On nie tracąc czasu, od razu wziął mnie w swoje ramiona. Cały czas szeptał mi różne słówka lub całował mnie w czoło. Natomiast ja, oprócz płaczu szeptałam mu jak będę za nim tęsknić i to tym jak bardzo kocham.
-Charlotte, kochanie... - Wyrwał mnie z transu - To już czas.
Oczywiście wpadłam w jeszcze większą rozpacz, o ile to było możliwe, lecz puściłam go.
Zbliżyłam swoją twarz do niego i połączyłam nasze usta w jedność, a chłopak wręcz wzmocnił ten pocałunek. Nie chciałam, aby mnie opuszczał, żeby zostawiał mnie samą. Chciałam, tylko aby ten moment nigdy się nie skończył. Pragnęłam jego rąk wokół moich bioder i jego ust na moich już na zawsze.
Tak bardzo będzie mi tego brakować...
Kilka dni przed trasą wydusiłam mu całą prawdę, o uczuciach, jakich go darzyłam. Nie mogłam patrzeć czy rozmawiać z nim, po tym jak uświadomiłam sobie, kim on naprawdę dla mnie był, a nie był tylko najlepszym przyjacielem, współlokatorem czy idolem...
Wszystkie uśmiechy, gesty, słowa i jego zwykłe bycie spowodowały głębsze uczucia wobec niego. Miałam myśl i ochotę, że chce spędzić z tym chłopakiem resztę swojego życia jako małżeństwo. Po tylu tygodniach mieszkania pod jednym dachem stał się dla mnie oczkiem w głowie, najulubieńszą osobą, aniołem w najczystszej postaci, ideałem.
Jednak czy to można uznać za zakochanie się? Czy to może być jedynie zwykłe zauroczenie się?
Mimika Harry'ego po usłyszeniu tego wyznania wyrażała więcej niż tysiąc słów. Można było z niej wyczytać dosłownie wszystko. Zdziwienie, zrozumienie, radość... Harry przyznał się sam do swoich uczuć, co naprawdę mnie ucieszyło, a tym bardziej z tego, że nie zostałam wyśmiana, czego prawdopodobnie bym nie przeżyła.
W tamtym dniu również przeżyliśmy swój drugi pocałunek, pierwszy, który zapamiętaliśmy i pierwszy, który był w związku. Tak, tamtego dnia zostaliśmy także parą.
Zdecydowanie mogę uznać go za najlepszy dzień w życiu!
Oderwałam się od niego, tym samym przerywając pocałunek, ale nie oddaliłam się, ciągle byłam tak blisko niego. Przybliżyłam głowę do jego klatki piersiowej i przysłuchiwałam się jego szybkiemu biciu serca. Harry położył dłoń na moim policzku, a kciukiem głaskał go. Chwilę później podniósł leciutko moją głowę do góry. Zbliżył powoli swoje usta do moich i po momencie do nich wywarł. Może ten pocałunek był nieziemski, ale nie trwał do najdłuższych, gdyż czas gonił.
W ułamku sekundy odsunął się, wziął w swoje dłonie i bagaż podręczny i ruszył przed siebie, łamiąc tym samym moje serce.
Nie mogłam się pogodzić, że zostałam sama na taki długi okres czasu.
Kiedy zniknął z zasięgu moich oczu, starałam się powstrzymać nadchodzące łzy i szloch z gardła, a przede wszystkim ochotę padnięcia na podłogę.
W mgnieniu oka pojawiła się u mojego boku Perrie z dwoma kubkami parujących napoi, który jeden z nich okazał się być dla mnie. Dziewczyna była do tego stopnia życzliwa, że zaproponowała mi podwózkę do naszego mieszkania, żeby zaoszczędzić i nie męczyć się w taksówkach.
Przy samych wyjściu z zatłoczonego lotniska czekało na nas paparazzi ze swoimi ogromnymi aparatami i rażącymi fleszami. Z pomocą ochroniarza udało nam się stamtąd wyjść i pójść do samochodu blondynki, którym spokojnie i bezpiecznie zabrała mnie do domu.
Ja: Tęsknię x
Co sądzicie o rozdziale?
CZYTASZ
He | Harry Styles
FanfictionNieznany: Hej słońce, bo nie znalazłem truskawkowej czekolady, dlatego wziąłem orzechową... Ja: Wtf, kto lubi truskawkową czekoladę? Nieznany: Przepraszam cię najmocniej! Pomyliłem twój numer z numerem mojej siostry... 'alternatywna' wersja "She"